sobota, 28 października 2017

Od Karoliny do Noir'a

Pociąg zatrzymał się na peryferycznej stacji, gdzie więcej ludzi wsiadało niż wysiadało. Miałam tylko 2 minuty na przeciśnięcie się przez wagon pełen ludzi aż do wyjścia zanim drzwi się zamkną i pojedzie 100 kilometrów dalej. Przechodziłam pomiędzy, wciskałam się w wolne miejsca, klnąc pod nosem i przepraszając. Osoby, które mijałam, rzucały niemiłe spojrzenia i zgryźliwe komentarze.
- Widzisz że nie ma miejsca?! - krzyknęła jakaś wielka dziewczyna o afrykańskiej urodzie.
Oczywiście, przez takie jak ty tu nie ma miejsca... Zamiast ciebie, zmieściłyby się tu jeszcze z 3 osoby.
- Przepraszam, śpieszę się. To mój przystanek - tłumaczyłam zakłopotana.
- Wy, młodzi, tak się śpieszycie, że szybciej w grobie będziecie - odpowiedział jakiś starszy siwy dziadek.
Na szczęście są jeszcze na tym świecie dobrzy ludzie, którzy bez słów pozwolili mi przejść, upuszczając powietrze z płuc. Zdążyłam w ostatniej chwili wyskoczyć. Za moimi plecami zatrzasnęły się drzwi. Powiał lekki powalający wiaterek, kiedy pociąg odjeżdżał w nieznaną dal.
Zrobiłam wielki krok do przodu i nabrałam pełnej piersi powietrza, jeśli to co wdychamy wciąż można nazwać powietrzem. Mimo to, to coś zawsze lepszego od wyziewów i wypocin obcych osób w małej, tłocznej przestrzeni.
Rozglądam się dookoła. Ze mną na stacji jest tylko kilkanaście innych osób, lecz nie wygląda na to, by wśród nich był ktoś, z kim się umówiłam. Nikt w dodatku nie wyglądał na oczekującego czegoś innego niż jego pociągu. Nie widzę również pomarańczowo-jaskrawej torby. To nie ten peron.
Skierowałam krok w stronę schodów na niższą kondygnację. Miałam schodzić, kiedy to poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i silne szarpnięcie do tyłu. Do tyłu, a przed oczami miałam widok siebie spadającej z tych schodów i łamiącej sobie kark na ostatnim stopniu. Cóż za piękny początek dnia!
Ta dłoń obróciła mnie na wprost do jej właściciela. Niewątpliwie zostałam zaczepiona przez mężczyznę. Pierwsze co rzuciło się w oczy to jego biała pierzasta grzywka uczesana na szybko do tyłu. Potem wzrok zahaczał na jego oczach... Ich kolor był tak mroźny, że aż przeszły po mnie ciarki. Przez krótki ułamek widziałam w nich zanikające zdecydowanie, a następnie zawód.
- T-tak? - wydukałam, przerwawszy ciszę pomiędzy nami.
- Pomyłka. Pomyliłem panią z kimś innym. Niezmiernie przepraszam za najście - odpowiedział niemalże natychmiastowo.
- Nie szkodzi - machnęłam na to ręką, czując jak moją twarz zalewa czerwony rumieniec - Obecnie na świecie chodzi około 1000 osób, które mogą wyglądać jak ja, lub pan. Pomyłki to już codzienność - uniosłam delikatnie kąciki ust.
Sytuacja robiła się krępująca. Pomyślałam, że jak jeszcze raz nazwie mnie per "pani", bądź ja jego "pan", to spalę się ze wstydu. Gestem dłoni pokazałam, nieśmiało, że muszę iść w swoją stronę. Zrozumiał i był gotów zrobić to samo. I każdy poszedł w swoją stronę.
Moje policzki płoną, gorąco mi... Uspokój się, uspokój... Powtarzam to sobie, uważając pod nogi na schodach. Myśl o czymś innym... Powtórz plan: znajdź pomarańczową torbę, usiądź obok, popraw włosy, upuść kopertę, podnieś, odbierz pieniądze, odejdź, sprawdź w lusterku czy teren z tyłu czysty. Jeszcze raz: torba, usiądź, włosy, koperta, podnieś, pieniądze, odejdź, lusterko. Torba, usiądź, włosy,...
Jest, widzę torbę. To nie było jakieś niesamowicie trudne. Klient wybrał ławeczkę na widoku przed terminalem. Odważne i głupie zarazem posunięcie. Zewsząd są pary oczu obserwujące i rejestrujące otoczenie. Cóż, przy okazji sprawcę kolejny pociąg.
Jak tak patrzę na zleceniodawcę, to zaczynam mieć wahania czy powinnam brać za to pieniądze. Myślę, że bierzemy ciuchy od tego samego projektanta, jakim jest kontener z odzieżą używaną. Muszę przyznać, że kolorystycznie dobraliśmy się jak ulał: czarny prochowiec i bluza dresowa oraz niebieskie kominy i... spodnie dresowe. Nie będę się wystrajać do klientów. Mój ubiór musi być wygodny do ciężkiego wysiłku. Fryzjera również odwiedzamy tego samego. Jak widać moda układanie włosów przez wiatr wraca do żywych. Jego pierza są siwe przez farbę, natomiast moje są takie same z siebie. Mężczyzny wzrok był nieobecny, jednak przeczucia miał czujne; zdjął torbę bym mogła usiąść.
Zaczęłam przegrzebywać torebkę w poszukiwaniu spinki. Koperta znajdywała się pod drzemiącym zadkiem Sidoh, jednak ta cholerna spinka zawsze się podzieje jak jest potrzebna... Nieważne, udałam tak jak zawsze, że mi koperta wypadła, szukając czegoś. Mężczyzna w prochowcu i ja schyliliśmy się w tym samym momencie po nią. Wziął ją pierwszy, w kieszeni zamienił na to, co mnie interesowało, i oddał.
- Proszę bardzo... - zabrzmiał jego niski bas, wymuszając życzliwy uśmiech.
- Dziękuję - skinęłam głową.
Teraz odczekać trochę... Mhm, w międzyczasie sprawdzę kiedy będzie następny odjazd. Wielka tablica zajmująca cały filar wyświetlała informacje o setkach, jak nie dziesiątkach, pociągów dojeżdżających na różne kondygnacje stacji o różnych godzinach. Mój powrotny do domku miał być za 11 minut. Zaczęłam powoli iść na peron. W połowie drogi stłumiony huk i krzyk spłoszonych ludzi przypomniał mi o ostatnim pominiętym kroku. Już było za późno. To był najprawdopodobniej strzał z bliska w potylicę białowłosego. Nie jestem pewna kto wtedy stał najbliżej. Na bank jednak wiem, że za drugim strzałem ma jucha przeleje się na staromodne beżowe kafelki. Walić ten chrzaniony pociąg, muszę biec w tłumie by chronić skórę!
Tętno mi skacze... Ja tylko biegam. Nie uciekam. Biegam. Nie uciekam. Nie boję się. Serce mi wali przez wysiłek... Kogo ja próbuję oszukać? Mora się i tak pojawi. Tylko proszę, nie teraz.

Noir? Może być? Czy to ty zabiłeś białowłosego czy konkurencja? :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics