- Kuruj się i wracaj do nas szybko - rzekłam, tuląc Xiu.
Chinka spojrzała na mnie w stylu "Co ty o cholery gadasz?", po czym wybuchłam śmiechem.
- Żartowałam! Siedź w domu jak najdłużej. Daj ciału odpocząć od tego miejsca - poklepałam ją po ramieniu.
Delikatnie uniosła kąciki ust, chociaż widziałam, że i to robiła na przymus. Biedaczka rzekomo od rana wyglądała jak chodząca śmierć. Większość czasu spędziła w toalecie. Pewnie jakaś ostra grypa żołądkowa się jej uczepiła. Z resztą ja wiem tylko to co mi powiedziała. Ja dopiero co przyszłam na swoją zmianę, zaraz po tym jak wstałam pod wieczór. Przez te nieustanne zmiany w godzinach i mój organizm kiedyś się zbuntuje.
Pożegnałyśmy się jeszcze raz uściskiem przed wyjściem. Gdy drzwi się zamykały za nią, w ich czarnej powłoce widziałam siebie, której tak nienawidzę bardziej od Verxy: blada skóra, podkrążone oczy, włosy w nieładzie, krzywe nogi od czarnych, długich szpilek. Takiego samego koloru są zakolanówki, krótkie spodenki oraz marynarka podkreślająca dekolt i pępek. Masuję znak krzyża, aż mój palec zatrzymuje guzik od spodenek. Wyciągam zza pazuchy maskę Mona Lisy z plastikowego kompozytu. W odbiciu ciepło się do mnie uśmiecha pustymi oczami. Zakładam ją, zazdroszcząc jej humoru. Ona nie musi widzieć tego co ja.
Większość klientów też nosi maski. Są to zazwyczaj wyuzdani fetyszyści, bądź wstydliwi z problemami. I ci i ci wyglądają zawsze podejrzanie i nieprzyjemnie. Jaki burdel, tacy klienci. Myślą, że jak zakryją twarz, to nie będzie sposobu ich namierzyć... Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb ucięli. Przyzwoici faceci jeszcze czasem tu przychodzą...
Moje odbicie zaczęło się deformować. W pierwszej chwili myślałam, że znów Morta wymyka się spod kontroli. I rzeczywiście tak zaraz mogło się wstać, ponieważ czułam jak serce mi przez to wyrywa się z piersi. Uspokoiłam się, gdy zauważyłam w tej deformacji poruszające się kształty grupki mężczyzn. Stanowczo zmierzali (nieco chwiejnie) w tym kierunku, więc otworzyłam im drzwi, świadomie uśmiechając się powitalnie, chociaż miałam na twarzy maskę.
- Dobry wieczór - witam ich od progu najmilej jak mogę. - Co mogę dla...
Jak zwykle starannie lustruję każdego klienta. Tym razem zagryzłam się w język przez to. To znów on... Piękniś z bialutkimi piórkami. Który to już raz na niego wpadam jakimś cudem przypadkowo? Zdaje mi się, że trzeci. I jakoś trudno mi w to uwierzyć, że nie przyszedł tu sam. Ci dwaj wyglądają jakby raz w życiu pomyśleli o swej nieśmiertelnej duszy i dla dobrego uczynku wzięli sobie za towarzysza przybłędę z ulicy, ot tak by nie był samotny. Zaś przybłęda wyglądał jakby miał co innego w planach i szukał najszybszej drogi ucieczki. Oj, nie tym razem, moja złota rybciu.
- W sumie to chyba wiem co dla was zaoferować - odparłam, przechodząc od razu do rzeczy.
Jeszcze wczoraj miewałam myśli "A co gdyby on tu przyszedł?" jakby to było swego rodzaju przeczucie. Już wtedy zaczęłam obmyślać co bym zrobiła. Moja wyobraźnia płonęła od wulgarnych myśli.
Panowie szli za mną jak posłuszne psy. Mój cel trochę się wlókł z tyłu, ale nie uciekał. Grzeczny chłopiec.
W korytarzu niektóre drzwi były podświetlone, co oznaczało, że są wolne. Sprawdziłam pokój drugi. W środku dwa łóżka, rura do striptizu oraz mały barek. Tam siedziały nasze bliźniaczki, Xymena i Xandra. Zerwały się z siedzeń i podeszły do panów w czerni. Ci bez zastanowienia, jak ciągnięci niewidzialnym sznurkiem, dali się wciągnąć do środka. Pan z białą grzywką chcąc nie chcąc szedł za nimi, jednak on nie tam się pobawi.
- Tam tylko wstęp w schludnych ubraniach - wymyśliłam na szybko. - Dziewczęta - rzuciłam im pęk kluczy od domu uciech, z których sobie odczepiłam jeden. - Dajcie je Rox. Ja muszę zająć się panem klientem. A wy zajmujcie tych jak tylko się da.
Złapałam mężczyznę za rękę, prowadząc do przedostatnich drzwi, nad którymi nie świeciło się. Odczepionym kluczem otworzyłam je. Sponsorzy przodem... Zamknęłam nas na klucz za sobą.
W środku panował mrok. Pośrodku stał, oświetlony jak ołtarz, obity w skórę fotel.
- Proszę się rozsiąść - mówiłam zachęcająco.
Niby brzmiałam tak pewnie, lecz w głowie miałam scenariusze, że zaraz coś się może nie udać... W każdym bądź razie, kiedy usiadł, zapaliłam światło. Usłyszawszy metaliczny dźwięk i impulsywne szamotanie, zdjęłam wreszcie triumfalnie maskę. To się dzieje automatycznie w tym pokoju za jednym tym samym niewinnym pstryczkiem. Jego ręce i nogi oplotły kajdany. Rozumiem jego reakcję. Jednak ja zamiast skupiać się na wydostaniu, określiłabym pierw czy mam w ogóle jakieś szanse.
- Niektórzy to mają zachcianki - rzekłam, spoglądając na szafy z "zabawkami".
Naprzeciw jegomościa było wysokie łóżko z ramą. Wlazłam na nie, bym mogła spojrzeń nań nieco z góry. Oparłam się. Poprawiłam włosy do tyłu. Zrzuciłam z nóg diabelskie szpilki. Westchnęłam z ulgą.
- Dobra, panie niemowo. Może zaczniemy od tego, że powiesz mi kto cię tu nasłał. Albo ile dali ci za sprzątnięcie tego gościa... - przechyliwszy głowę na bok, sięgnęłam pod marynarkę po swoją elektryczną zabaweczkę, nastąpiła długa cisza. - Nie pytam o zbyt wiele... Po prostu komu się sprzedajesz.
Doszło do mnie, że ta rozmowa może być wymęczająca, zwłaszcza dla mnie. Najchętniej już po złości wyciskałabym z niego informacje, ze względu na uciekający czas, ale część mnie krzyczała, iż to niehumanitarne. Czyli w sumie w tej konwersacji będę musiała walczyć przeciwko mężczyźnie, i przeciwko sobie, by mu nie wsadzić chociażby policyjnej pałki, wiszącej na ścianie, w... oko na przykład. To nie tak, że jestem wściekła. Jestem oazą spokoju. Po prostu potrzebuję odpowiedzi!
Noir? Jak będą problemy to wal do mnie jak w dym. Etto, kajdany nie są mocne. Szefowa się bała, że jak się coś zepsuje, to klienci będą skuci na długo, więc one tylko mają wyglądać na wytrzymałe...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz