niedziela, 26 listopada 2017

Od Vetur'a CD Noir'a

Powrót do domu nie trwał długo. Te same ściany, te same schody i winda, ten sam korytarz w którym czuć było smród papierosów. Szedł wolnym krokiem, zbliżając się do drzwi mieszkania. Kiedy już przed nimi stanął, dopiero uderzyło go, jak cholernie nie chce pogodzić się ze swoim wyborem. Zacisnął pięści i zagryzł język zanim złapał za klamkę, która nagle wydawała mu się parzyć i ranić jego skórę. Ze zdenerwowaną miną wkroczył do środka, wolno zdejmując płaszcz. Jak na złość, z kieszeni która na lewej stronie miała dziurę, wysypało się kilka ziaren słonecznika, zwracając jego uwagę. Opanował szybkie i gwałtowne ruchy, kucając i pozbierał słonecznik, żeby spojrzeć na niego na dłoni. Żadna konkretna myśl nie wchodziła mu do głowy. Zmęczony wstał i rzucając w kąt buty ruszył wgłąb domu, prosto do kuchni. Parapet miał być teraz miejscem, w którym te nasiona spoczną. Z nienaturalnie spiętą postawą wstawił czajnik na ogień i oparł się o blat, pocierając czoło. Na domiar złego, dopadła go migrena. W korytarzu przed pomieszczeniem w którym znajdywał się demon, pojawiła się Esther. Jak zawsze, jej długie, farbowane na czerwień włosy opadały kaskadami na jedną stronę piersi, przełożone przez ramię. Wpatrywała się w niego w ciszy i oceniała jego humor, by wreszcie podejść blisko i położyć dłoń na jego policzku. Od razu ją odepchał i spojrzał w drugą stronę.
- Vetur, proszę cię - westchnęła lekko, tym razem sięgając do półki nad nim, żeby wyjąć dwa kubki. Nasypała do nich kawy i zaraz zalała wrzątkiem, sadzając go po jednej stronie stołu. Sama zasiadła po drugiej i oparła policzek o otwartą dłoń.
- Zakochałem się - powiedział z żałosnym chichotem, który sam w sobie brzmiał jakby Vetur był na krawędzi mentalnego zdrowia. - Kurwa, zakochałem. Wiesz co jest najlepsze? Już go nienawidzę.
Reakcja żony była przewidywalna. Wzruszyła powoli ramionami i zamieszała kawę łyżeczką, gapiąc się w stół. Nie potrafiła powiedzieć mu nic, co by pomogło, więc nie mówiła nic. Wiedziała, że lata temu przeżywał podobny problem, ale wtedy sytuacja była nieco inna. Zima, zrozpaczony, uniósł kubek i przyłożył do ust, upijając nieco. Oboje pozwolili sobie na chwilę ciszy.
- Powinniśmy zjawić się w biurze razem - powiedziała nagle, przypominając sobie. Spojrzał na nią nieco zdziwiony. - Masz spotkanie z moim szefem.
- Oh, no tak - otarł twarz, a Esther posłała mu delikatny uśmiech.
- Zapomnij o nim.

_________________________________

Pobudka, krótka rozmowa, ubranie garnituru i papieros. Wyjście z domu, zabranie Esther ,,samochodem" służbowym, objęcie jej i udając szczęśliwe, poprawne małżeństwo, wejście do środka. Już na wstępie zostali zasypani powitaniami i krótkimi pogaduszkami. Temat związku był na językach od jakiegoś czasu i nie dało się tego uniknąć, bo w końcu, jak często spotyka się dwoje dobrze postawionych, czystokrwistych demonów z dzieckiem w drodze? Razem z innymi mężczyznami w garniturach, którzy mieli uczestniczyć w spotkaniu, weszli do windy i ustawili się w kątach, robiąc więcej miejsca. Ich dwójka; po środku, z lekkimi uśmiechami, reszta; otaczając ich. Dźwięk. Głos z małego głośnika. Grupa wylała się na korytarz, a oni podążyli, stając przy jednym z okien. Musieli zaczekać, aż ktoś otworzy salę konferencyjną. Poddenerwowany Vetur rozejrzał się dyskretnie licząc ważne osobowości, kiedy.. Noir? Nie wierząc własnym oczom, spojrzał jeszcze raz i otworzył lekko usta, by zwrócić wzrok na Esther. Dopiero co ledwo powstrzymał masywne pokłady złości przed wydostaniem się na zewnątrz, a ten pojawiał się akurat dzisiaj, wyglądając jakby w ogóle nie ruszało go to, co się między nimi stało? Nagłe spięcie się mężczyzny dziewczyna wyczuła natychmiastowo. Odwróciła się, by popatrzeć w tą samą stronę i sama, również się zdziwiła. Chcąc jednak uspokoić ,,męża", wzięła go za rękę i wtuliła się w jego ramię, zaczynając rozmowę z jednym z uczestników wydarzenia. Nie patrzył, ale wyczuł jak ten zbliża się, już nawet poczuł jego zapach, ale mutant zwyczajnie ich wyminął i wszedł do gabinetu jego przyjaciela. Czerwonowłosa pociągnęła go lekko za garnitur, zwracając uwagę bruneta na wlewających się do sali korporatów.
- Panie Moro, może zechciałby pan przedstawić plan..

_________________________________

Spotkanie trwało kilka godzin. Nie był na nie przygotowany przez wydarzenia ostatnimi czasy, ale refleks i szybkie myślenie pozwoliło mu przynajmniej stwarzać pozór dobrze obeznanego w przyszłych planach współpracy firmy w której pracowała jego żona oraz tej, do której należał on. Czuł, że mięciutki fotel i wysoko postawiona posada niedługo zamienią się, a on nareszcie przejmie całkowitą kontrolę, dlatego nie bał się mówić wprost i tak, jak prawdziwy lider. Nie oszukując się, Vetur przyznałby przed sobą, że jest idealny na to stanowisko. Kiedy skończyli, wszyscy uprzejmie zaczęli się żegnać i wychodzić tak, że na końcu została tylko ta dwójka.
- Dobra robota - powiedziała dumna i stanęła na palcach, składając lekki całus na jego ustach. Po części, bo chciała, a po części, bo niektórzy pracownicy dalej się w nich wpatrywali i chciała wypaść jak najlepiej. Vetur podziękował i przytulił ją do siebie, poszukując w tym uścisku czegoś, czego nie było. Teraz, myślami był gdzieś indziej. Może i potrafił skupić się przed całym stadem garniturów, ale gdy był już wolny, obraz niechlujnie do miejsca ubranego Noira powracał ze zdwojoną siłą. Zacisnął usta i odsunął się od żony.
- Wracaj do domu - powiedział rozkazująco, zerkając jeszcze na jej brzuch i wyszedł z sali, kierując się do gabinetu mężczyzny, który wcześniej rozmawiał z jego Czarnym. Wparował do środka, podszedł do biurka i prawie uderzył rękami o jego powierzchnię. - Neal.
- Vetur - współpracownik odpowiedział rozbawiony, wstając. - Jak poszło zebranie?
- Po co zapraszałeś tu Noira - zapytał wprost. Drugi uniósł brew.
- Nie wiedziałem, że jesteście już na ,,ty"..
- Nie pierdol, tylko gadaj. Kto tym razem.
Mężczyźni gromili się wzrokiem, oboje niezadowoleni z zachowania drugiego, ale któryś musiał wreszcie nieco ulec. Facet przymknął oczy i westchnął głęboko, odwracając się bokiem i zerkając na niebo za ogromnym oknem.
- Podobno często sobie go wypożyczałeś, to zdecydowałem się sprawdzić, czy da radę wytropić naszego starego przyjaciela Ruckusa - wytłumaczył po prędce, ale zanim zdążył zapytać dlaczego to takie dla Vetura ważne, jego już nie było. Demon wyszedł z biura ze zmarszczonymi brwiami i zjechał windą, by wyjść na ulicę ubierając się szybko. Pieprzony dziad, dawałem mu zlecenia na szuje, ale nie aż takie. Stojąc w ponownie, deszczu, Zima próbował wychwycić jakikolwiek trop, zapach, ale w taką pogodę chuja mógł. Zdecydował się wykorzystać teraźniejsze metody i wybrał numer kolorowo-włosego z nadzieją, że odbierze. Ale nie odebrał. Wkurwiony zawołał jednego z szoferów i wsiadł z nim na ,,motor", podając nazwę miejsca i ulicę. Jeśli Ruckus miałby pojawić się gdzie indziej, niż w swojej norze, to musiał być to właśnie ten klub. Liczył sekundy, które były w tym wypadku bardzo ważne. O mało nie uderzyli w przechodniów, śmigając z przeogromną prędkością. Może i przesadzał, może i nie. Ale dalej martwi się o tego pieprzonego mutanta. Wysiadł pod klubem i wkroczył do środka bez problemów, omijając dryblasów, po czym rozejrzał się. Muzyka grała dosyć głośno, więc nie opierał się na słuchu. Nie tym razem. Loża VIP. Przedarł się przez tłum i wbił do odgrodzonego przejścia, a potem skręcił.. do jego uszu dotarł odgłos tłuczonego szkła w jednej z loży po prawej. Wybrał drzwi i wszedł do środka. Jego oczom ukazał się wkurwiony do granic możliwości zmiennokształtny oraz mutant, którego podduszał, wbijając w podłogę pełną odłamków rozbitego wcześniej szklanego stołu. Nie zastanawiając się, dopadł gościa i odrzucił go na ścianę, uwalniając Noira z uścisku, ale dużo mu to nie dało, bo sam został przygwożdżony do ziemi. Był osłabiony, było mu cholernie ciężko, ale jakimś cudem przeturlał się i łapiąc za odłamek szkła, wbił go prosto w szyję ,,wroga", łykając powietrze jakby wstrzymywał je od samego początku. Noir kaszląc usiadł i pochylił się, sięgając za siebie i łapiąc za jeden odłamek, powoli wyciągając z poranionej skóry. Rozjuszony demon widząc to, wstał i podszedł do niego, łapiąc za ramię i unosząc do góry.
- Dałbym sobie radę - usłyszał tylko. I tylko tyle wystarczyło. Uderzył go mocno w twarz.
- Pierdolony śmiertelnik - warknął tylko, ściskając jego ramię i po krótkiej chwili, jednej sekundzie, zabrał oboje za pomocą cienia w bezpieczne miejsce, jakim była ulica. Stąd nie trudno było zejść do jednego z mieszkań i poprosić o apteczkę. Noir upierał się, żeby przestał i dał mu się tym zająć, tylko że za każdym razem widząc wzrok demona, od razu rezygnował z namowy. Brunet zdjął z niego ubranie i powoli zaczął wyjmować odłamki, a potem prowizorycznie obmył rany spirytusem i kazał mu wstać. Skupiając się na bandażu, Moro dokładnie obwiązywał materiał wokół jego klatki piersiowej w ciszy, którą sam przerwał.
- Dlaczego tam poszedłeś? - zapytał głosem wypranym z emocji i odrzucił wszystkie rzeczy, popychając go by usiadł z powrotem na kanapie a sam kucnął. - Będę miał przez ciebie niezły bajzel.
- Nie prosiłem cię żebyś za mną szedł - zaznaczył chłopak. Starszy zmarszczył brwi i wstał, odchodząc na kilka kroków. Noir również wstał, zbliżając się.
- Mogłeś dowiedzieć się, kim jest Ruckus zanim tam kurwa poszedłeś - nie hamował się z językiem, z resztą, nie miał zamiaru. Do tej pory serce waliło mu jak oszalałe. Odwrócił się i złapał go za szyję, specjalnie prowadząc do ściany i przyszpilając go do niej, sprawiając mu ból, gdy zranione plecy gwałtownie obiły się o nią. Puścił jego szyję, ale dłonie położył na powierzchni owej ściany, patrząc mu w oczy. Wygląda jakby przeżył wypadek samochodowy i nie spał od tygodnia.. - Jesteś lekarzem, porzuć zlecenia. Jeśli zabraknie ci pieniędzy, dam ci je, tylko się już nie narażaj.

| Zmieniłem zdanie, chcę zobaczyć jak Noir zareaguje *wstaw ryczącą minkę* |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics