Kanane to niezwykły chłopak, choć jego zachowanie jest różne, zależy od sytuacji. Akurat teraz znalazł się w dość niezwykłej sytuacji, gdyż natknął się na prześliczną niewidomą dziewczynkę. Do tego wszystkiego zabrał ją do kawiarni i zobaczył, że dziewczyna ma jakże urodziwego pupila. Choć jego dwa pupile, jeśli można nazwać tak, dwa opętane wilki nieznanej rasy nazwać. Dobrze, to powiedzmy sobie szczerze, że jego myśli o Tsu są nieczyste i bardzo brudne. Chłopak ledwo co się powstrzymuje od rzucenia się na nią i zabawienia jej zapewne rozkosznym ciałkiem. Chciałby słyszeć jej jęki i błagania, choć do takich on osób na co dzień nie należy. Jej słodki głos pobudzał dolne partie ciała chłopaka, ale nie mógł tak od razu, choć może się zgodzi. Jeśli nie to użyje wampirzego uroku i będzie jego. Jego ciekawość jest tak dużo, iż zastanawia się, jaka to ona jest w łóżku.
- No pracuje przy maszynach. Masz naprawdę wyczulony węch. Może chciałabyś wyjść dziś gdzieś wieczorem. Oczywiście, jeśli nie masz żadnych planów. - powiedział Kanane. Choć prawdę powiedziawszy część jego chciała tylko jednego, natomiast druga część chciała się do niej zbliżyć i poznać. Nie wiedział co powiedzieć, więc zbliżył swoją dłoń do jej i delikatnie dotknął. Jej uśmiech był powalający, prawie się nie mógł powstrzymać. Podniósł się delikatnie i zbliżył do niej, ich usta dzieliły milimetry. Zrobił to delikatnie, tak chodzi o pocałunek. Delikatny, gdy się odsuwał przygryzł jej wargę, po czym ja polizał.
- Wybacz za to, jesteś naprawdę atrakcyjną kobietą, nie mogłem się powstrzymać. - powiedział, uśmiechając pod nosem się lekko.
Poza tą urzekająco piękną kobietą nie widział nic i nikogo innego. Na pewno to żadne uczucie, prócz pożądania, tylko by brał ją. Na jednej nocy by się nie skończyło, może na kilkunastu.
Zjadł swoją porcję i brał się za napój, wziął truskawkę i zbliżył do jej warg.
- Otwórz usta. - powiedział.
Jednak dziewczyna, zrobiła to, o co prosił i wsunął jej truskawkę do ust. Już widział przed oczami scenę jak ona miała na ciele truskawki albo on.
~ Kanane hamuj się nie możesz teraz tak odwalać, jeszcze trochę, a może ci się odda.. - pomyślał chłopaczyna.
Tsu?
czwartek, 30 listopada 2017
Od Deirdre CD Noir'a
- To teraz ty słuchaj, wykonasz te zlecenia, co ci dałam. Możesz pominąć albo jakoś inaczej załatwić z tymi prostytutkami czy coś. Inaczej ci nie zapłacę. Robisz to albo będą cię ścigać, więc miej to na uwadze. O właśnie, jeśli chcesz, zapłaty idź do Rose. Taka Pani jedna z rodziny. Chyba tyle, o jeszcze jedno ostatnie zlecenie jest związane z kasynem. Więc jeśli coś byś tam zarobił, miałbyś to dla siebie. No, ale skoro nie chcesz, to zapraszam, zabiorę cię w pewne miejsce. - powiedziałam, jednocześnie klikając na przycisk „Wyślij” Tak, aby mogła ochrona przyjechać. Wstałam i zachęciłam chłopaka, aby się ruszył. Gdy w końcu ruszył swój tyłek do windy, na dole już czekali dwaj ochroniarze, którzy zabrali nas do czarnego samochodu z przyciemnionymi oknami.
W drodze przeglądałam wiadomości i odpisywałam, to też sprawdzałam i kupowałam to nowe rzeczy. Czasem zerknęłam na sfrustrowanego chłopaka. Ciekawe co powie na widok Rose, ludzie z rodziny to ciekawe osoby. To już któraś z kolei, dla której pracuje. Droga nie zajęła długo, lecz co rusz słyszałam jak Noir gada coś pod nosem. Samochód się zatrzymał, a ochroniarze jeden w graniaku i ciemnych okularach natomiast drugi wyglądał jak gangster i też w ciemnych okularach zaprowadzili nas w pewne bardzo znane mi miejsce. Chwilę musieliśmy czekać, ale nie długo. W międzyczasie mogłam po hakować kilka plików. Drzwi się otworzy, a na twarzy Noir’a malowało się zaskoczenie zmieszane ze wkurzeniem. Chyba, się powstrzymywał od rozwalenia tu wszystkiego. Weszliśmy do sali, dokładniej jakiegoś gabinetu, którego wcześniej nie widziałam. Usiadłam sobie w wygodnym krześle za biurkiem i znalazłam ultra nowoczesny laptop, jakiś taki 3D.
- Ile mam czekać! Po co mnie tu sprowadziłaś! - krzyczał albo mi się zdawało.
- No ci mówię, Rose chciała pogadać, jeśli o to chodzi, więc za chwilę będzie. Miej trochę cierpliwości skarbie. Złość piękności szkodzi. - zaśmiałam się i skupiłam na swojej robocie.
Jakoś tak po dziesięciu minutach weszła rudowłosa, elegancka Rose. Usiadła w fotelu niedaleko biurka.
- Dobrze to usiądź albo też stój Noir. Jestem Rose i chcesz zapewne porozmawiać o zleceniach, jakie ci dałam dokładniej Dei. Słyszałam od Dei, że nie chcesz ich wykonać i chcesz tylko jedną trzecią zapłaty. Jeśli tak to mogę zapłacić ci tyle. - powiedziała i pokazała mu napisaną liczbę. Tą liczbą była 5500. Choć mógł mieć więcej jego decyzja.
- Tak więc jaka jest twoja decyzja. Dei proszę cię nie zhakuj mi wszystkiego. - widziałam, jak wywraca oczami, ale po chwili skupiła swoja całą uwagę na chłopaku. Położyła nogę na nogę, czekając na jego jakąkolwiek reakcje.
- Chcesz gotówkę czy przelew? - spytała Rose.
Noir? Może się skusisz jednak.
W drodze przeglądałam wiadomości i odpisywałam, to też sprawdzałam i kupowałam to nowe rzeczy. Czasem zerknęłam na sfrustrowanego chłopaka. Ciekawe co powie na widok Rose, ludzie z rodziny to ciekawe osoby. To już któraś z kolei, dla której pracuje. Droga nie zajęła długo, lecz co rusz słyszałam jak Noir gada coś pod nosem. Samochód się zatrzymał, a ochroniarze jeden w graniaku i ciemnych okularach natomiast drugi wyglądał jak gangster i też w ciemnych okularach zaprowadzili nas w pewne bardzo znane mi miejsce. Chwilę musieliśmy czekać, ale nie długo. W międzyczasie mogłam po hakować kilka plików. Drzwi się otworzy, a na twarzy Noir’a malowało się zaskoczenie zmieszane ze wkurzeniem. Chyba, się powstrzymywał od rozwalenia tu wszystkiego. Weszliśmy do sali, dokładniej jakiegoś gabinetu, którego wcześniej nie widziałam. Usiadłam sobie w wygodnym krześle za biurkiem i znalazłam ultra nowoczesny laptop, jakiś taki 3D.
- Ile mam czekać! Po co mnie tu sprowadziłaś! - krzyczał albo mi się zdawało.
- No ci mówię, Rose chciała pogadać, jeśli o to chodzi, więc za chwilę będzie. Miej trochę cierpliwości skarbie. Złość piękności szkodzi. - zaśmiałam się i skupiłam na swojej robocie.
Jakoś tak po dziesięciu minutach weszła rudowłosa, elegancka Rose. Usiadła w fotelu niedaleko biurka.
- Dobrze to usiądź albo też stój Noir. Jestem Rose i chcesz zapewne porozmawiać o zleceniach, jakie ci dałam dokładniej Dei. Słyszałam od Dei, że nie chcesz ich wykonać i chcesz tylko jedną trzecią zapłaty. Jeśli tak to mogę zapłacić ci tyle. - powiedziała i pokazała mu napisaną liczbę. Tą liczbą była 5500. Choć mógł mieć więcej jego decyzja.
- Tak więc jaka jest twoja decyzja. Dei proszę cię nie zhakuj mi wszystkiego. - widziałam, jak wywraca oczami, ale po chwili skupiła swoja całą uwagę na chłopaku. Położyła nogę na nogę, czekając na jego jakąkolwiek reakcje.
- Chcesz gotówkę czy przelew? - spytała Rose.
Noir? Może się skusisz jednak.
środa, 29 listopada 2017
Od Noir'a CD Deirdre
Stałem na środku pokoju nie ruszając się chociażby o milimetr. Czytając linijka po linijce informacje, które dostałem od dziewczyny, czułem jak mięśnie zaczynają się napinać. Po chwili spojrzałem na nią.
Odstawiłem talerz na bok, po czym również odrzuciłem teczkę na fotel.
-Jaja se robisz, tak? -przetarłem twarz dłońmi.
-Nie, czemu? Co do zapłaty- jeszcze się dogadamy -w jej glosie było słychać lekkie zdziwienie.
Zaśmiałem się głośno, jednak nie, wcale nie jestem mi teraz do śmiechu.
-Słuchaj, chyba trochę źle trafiłaś z tym... zleceniem.
Spojrzała na mnie zza laptopa.
-Nie wydaje mi się. Z tego co wiem, to jesteś najemnikiem, tak? Więc wszystko sie zgadza -wróciła wzrokiem na ekran.
-No tak, racja jestem. Co nie zmienia faktu, że mam swój honor i są rzeczy, których nie ma bata, że zrobię.
-Jeżeli chodzi o garnitur, to niestety będziesz musiał go założyć -odpowiedziała bez podnoszenia wzroku na mnie.
Zrobiłem kilka kroków i stanąłem przed czarnowłosą. Poczułem jak poziom mojej złości gwałtownie wzrasta. Wziąłem głęboki wdech na uspokojenie się.
-Nie zrobię tego. Chce dostać pieniądze za to co zrobiłem do tej pory. Na nic więcej nie licz.
Dziewczyna westchnęła głośno zamykając laptop, po czym odsunęła go od siebie i wbiła swój wzrok we mnie.
-Co jest? Chcesz więcej pieniędzy? Czy może inne rzeczy?
-Chce zapłaty. Nie zrobię nic więcej -warknąłem.
Odstawiłem talerz na bok, po czym również odrzuciłem teczkę na fotel.
-Jaja se robisz, tak? -przetarłem twarz dłońmi.
-Nie, czemu? Co do zapłaty- jeszcze się dogadamy -w jej glosie było słychać lekkie zdziwienie.
Zaśmiałem się głośno, jednak nie, wcale nie jestem mi teraz do śmiechu.
-Słuchaj, chyba trochę źle trafiłaś z tym... zleceniem.
Spojrzała na mnie zza laptopa.
-Nie wydaje mi się. Z tego co wiem, to jesteś najemnikiem, tak? Więc wszystko sie zgadza -wróciła wzrokiem na ekran.
-No tak, racja jestem. Co nie zmienia faktu, że mam swój honor i są rzeczy, których nie ma bata, że zrobię.
-Jeżeli chodzi o garnitur, to niestety będziesz musiał go założyć -odpowiedziała bez podnoszenia wzroku na mnie.
Zrobiłem kilka kroków i stanąłem przed czarnowłosą. Poczułem jak poziom mojej złości gwałtownie wzrasta. Wziąłem głęboki wdech na uspokojenie się.
-Nie zrobię tego. Chce dostać pieniądze za to co zrobiłem do tej pory. Na nic więcej nie licz.
Dziewczyna westchnęła głośno zamykając laptop, po czym odsunęła go od siebie i wbiła swój wzrok we mnie.
-Co jest? Chcesz więcej pieniędzy? Czy może inne rzeczy?
-Chce zapłaty. Nie zrobię nic więcej -warknąłem.
<Deirdre?>
Od Tsukiko CD Kanane
Osoba na którą wpadłam był płci męskiej. Poznałam to po jego głosie. I o ile się nie mylę to wyciągnął w moją stronę pomocna rękę, ale ja nie mogłam jej przyjąć gdyż nie wiedziałam dokładnie gdzie ona jest. Podniosłam się z ziemi, a Inari weszła do torby. Nowo poznany chłopak wyglądał na rozgadanego. Nim zdążyłam coś powiedzieć, jakoś zareagować dałam się zaprosić do kawiarenki. Coś słodkiego oraz coś ciepłego do wypicia, nie potrafiłam odmówić, zwłaszcza że był tak entuzjastycznie nastawiony. Będąc szczerą to coś takiego to mnie mile zaskoczyło, gdyż nie przydarzyło mi się coś takiego. Przeszliśmy przez kawałek pomieszczenia trafiając do naszego stolika. Drogą była prosta co ułatwiło mi sposób poruszania się. Usiadłam na krześle i dzięki moim wyostrzonym zmysłom mogłam śmiało stwierdzić, że nasz stolik znajduje się w jakimś rogu przy ścianie lub oknie. Głosy innych ludzi dochodziły zza mnie oraz z lewej strony, a tak to nic. Kelnerka podeszła do nas "skocznym" krokiem i przyjęła zamówienia. Zapewne była miła, gdyż wyczułam to po jej głosie i sposobie mówienia.
Czekaliśmy na zamówienie w ciszy. Jakoś nie potrafiłam wybrać jednego tematu ani zbytnio nie wiedziałam jak rozmawiać z chłopakiem. Z dziećmi było mi lepiej rozmawiać czy też się bawić.
Nasze zamówienie przyszło z opóźnieniem w dodatku dali nam na koszt firmy jakiś deser domowy. Nie wiedziałam dokładnie co to za deser, ale wyczułam słodką woń truskawki. Jeżeli były tam truskawki a pod nimi kożuszek bitej śmietany, to skradli mi tym moje serce.
-Tsukiko opowiesz mi coś o sobie? - usłyszałam zaciekawiony głos chłopaka.
- Zauważyłeś pewnie, że jestem niewidoma co nie?! No to wiesz już o mnie zapewne więcej niż ja o tobie - uśmiechnęłam się delikatnie - Jak coś to ona nie jest groźna. To jest Inari mój pupil - uśmiechnęłam się, a ja poczułam jak Inari wychyla swój łepek z torby i patrzy się na chłopaka. - Wiesz tak naprawdę to nie wiem co chciałabyś wiedzieć, więc śmiało zadawaj mi pytania... - chciałam być trochę zabawna, ale niedużo mi się. - Czy ty może pracujesz gdzieś przy maszynach czy coś? Wybacz, że pytam ale czuję od ciebie zapach oleju czy coś w tym stylu - chciałam utrzymać jakoś temat, ale pewnie mi się nie udało. Wybacz mi za moją osobę oraz głupotę Kanane pomyślałam sobie głośno w myślach.
<Kanane?>
Czekaliśmy na zamówienie w ciszy. Jakoś nie potrafiłam wybrać jednego tematu ani zbytnio nie wiedziałam jak rozmawiać z chłopakiem. Z dziećmi było mi lepiej rozmawiać czy też się bawić.
Nasze zamówienie przyszło z opóźnieniem w dodatku dali nam na koszt firmy jakiś deser domowy. Nie wiedziałam dokładnie co to za deser, ale wyczułam słodką woń truskawki. Jeżeli były tam truskawki a pod nimi kożuszek bitej śmietany, to skradli mi tym moje serce.
-Tsukiko opowiesz mi coś o sobie? - usłyszałam zaciekawiony głos chłopaka.
- Zauważyłeś pewnie, że jestem niewidoma co nie?! No to wiesz już o mnie zapewne więcej niż ja o tobie - uśmiechnęłam się delikatnie - Jak coś to ona nie jest groźna. To jest Inari mój pupil - uśmiechnęłam się, a ja poczułam jak Inari wychyla swój łepek z torby i patrzy się na chłopaka. - Wiesz tak naprawdę to nie wiem co chciałabyś wiedzieć, więc śmiało zadawaj mi pytania... - chciałam być trochę zabawna, ale niedużo mi się. - Czy ty może pracujesz gdzieś przy maszynach czy coś? Wybacz, że pytam ale czuję od ciebie zapach oleju czy coś w tym stylu - chciałam utrzymać jakoś temat, ale pewnie mi się nie udało. Wybacz mi za moją osobę oraz głupotę Kanane pomyślałam sobie głośno w myślach.
<Kanane?>
wtorek, 28 listopada 2017
Od Kanane CD Tsukiko
Miałem się spotkać z siostrą. Czekałem na nią z bite trzy godziny, ale ona nie przyszła. W tym czasie mogłem robić zupełnie coś innego.
Przyszła mi tylko wiadomość od niej "Wybacz, jestem zajęta, spotkamy się innym razem". Nie mogła wcześniej. Z drobna frustracja szedłem przed siebie. Zastanawiając się co takiego, ona robi, a co ja będę robić.
Nim się obejrzałem, wpadła na mnie jakaś laleczka. Taka ślicznotka, zamiast wstać, zaczęła gadać. Patrzyłem na nią, z chęcią poznania. Już chciał mi się diabełek włączyć. Jeszcze nie teraz.
- Może wstaniesz z tej zimnej ziemi. Może zechciałabyś wypić ze mną coś ciepłego i może coś słodkiego zjeść. Taka ślicznotka nie powinna się tłumaczyć, to ja powinienem. - powiedziałem i podałem rękę dziewczynie, aby pomóc jej wstać. Od razu zauważyłem, że coś tu nie gra. Przyglądałem się dziewczynie, po chwili już wiedziałem. Jest niewidoma, ale i tak świetnie sobie radzi. Szacunek, dla takich osób. Przy tym wygląda tak ślicznie. Uśmiechnąłem się, co ona odwzajemniła.
Gdy się podniosła poszedłem razem z nią do kawiarnio-cukierni. Po dziesięciu minutach byliśmy już w środku, szukając miejsca. Miejsce było przy oknie delikatnie w rogu. Kelnerka podała nam menu i poszła.
- Co chcesz zamówić? Jestem Kanane, a ty. - przeglądałem kartę, zerkając na dziewczynę.
- Tsukiko, może jakieś ciasto i gorąca herbatę. - odpowiedziała, Gdy kelnerka przyszła podałem nasze zamówienia i wtedy poszła.
- Taka młoda i już uczysz? - spytałem z ciekawości.
- Tak, bardzo lubię uczyć dzieciaki. - uśmiechnęła się ponownie.
Ma taki śliczny uśmiech, orzesz ty.. Muszę uważać, żeby zbyt mnie nie pod jarała.
***
Dziwota musieliśmy długo dłużej czekać, jeszcze na koszt firmy dostaliśmy dla dwóch osób jakiś napój z dwoma gałkami lodów, bita śmietana i truskawkami. Pysznie, choć bitą śmietanę i truskawki mógłbym z niej jeść. Stop stop stop, moja wyobraźnia już nadawała swojego charakteru.
Zamówienia dostaliśmy, a ja tylko przyglądałem się dziewczynie. Mam ją o to zapytać, czy też nie. Może sama mi powie. Co jakiś czas jadłem swoje naleśniki, z lodami, polewa, oraz popijałem gorąca czekolada. Lubię słodkości i to bardzo. Ciekawe jak jest z nią.
- Tsuki opowiesz mi coś o sobie? - spytałem, skoro już siedzimy i jemu, może mi coś opowiedzieć.
Tsukiko? Wybacz, nie jestem przyzwyczajona do pisania chłopakiem.
Przyszła mi tylko wiadomość od niej "Wybacz, jestem zajęta, spotkamy się innym razem". Nie mogła wcześniej. Z drobna frustracja szedłem przed siebie. Zastanawiając się co takiego, ona robi, a co ja będę robić.
Nim się obejrzałem, wpadła na mnie jakaś laleczka. Taka ślicznotka, zamiast wstać, zaczęła gadać. Patrzyłem na nią, z chęcią poznania. Już chciał mi się diabełek włączyć. Jeszcze nie teraz.
- Może wstaniesz z tej zimnej ziemi. Może zechciałabyś wypić ze mną coś ciepłego i może coś słodkiego zjeść. Taka ślicznotka nie powinna się tłumaczyć, to ja powinienem. - powiedziałem i podałem rękę dziewczynie, aby pomóc jej wstać. Od razu zauważyłem, że coś tu nie gra. Przyglądałem się dziewczynie, po chwili już wiedziałem. Jest niewidoma, ale i tak świetnie sobie radzi. Szacunek, dla takich osób. Przy tym wygląda tak ślicznie. Uśmiechnąłem się, co ona odwzajemniła.
Gdy się podniosła poszedłem razem z nią do kawiarnio-cukierni. Po dziesięciu minutach byliśmy już w środku, szukając miejsca. Miejsce było przy oknie delikatnie w rogu. Kelnerka podała nam menu i poszła.
- Co chcesz zamówić? Jestem Kanane, a ty. - przeglądałem kartę, zerkając na dziewczynę.
- Tsukiko, może jakieś ciasto i gorąca herbatę. - odpowiedziała, Gdy kelnerka przyszła podałem nasze zamówienia i wtedy poszła.
- Taka młoda i już uczysz? - spytałem z ciekawości.
- Tak, bardzo lubię uczyć dzieciaki. - uśmiechnęła się ponownie.
Ma taki śliczny uśmiech, orzesz ty.. Muszę uważać, żeby zbyt mnie nie pod jarała.
***
Dziwota musieliśmy długo dłużej czekać, jeszcze na koszt firmy dostaliśmy dla dwóch osób jakiś napój z dwoma gałkami lodów, bita śmietana i truskawkami. Pysznie, choć bitą śmietanę i truskawki mógłbym z niej jeść. Stop stop stop, moja wyobraźnia już nadawała swojego charakteru.
Zamówienia dostaliśmy, a ja tylko przyglądałem się dziewczynie. Mam ją o to zapytać, czy też nie. Może sama mi powie. Co jakiś czas jadłem swoje naleśniki, z lodami, polewa, oraz popijałem gorąca czekolada. Lubię słodkości i to bardzo. Ciekawe jak jest z nią.
- Tsuki opowiesz mi coś o sobie? - spytałem, skoro już siedzimy i jemu, może mi coś opowiedzieć.
Tsukiko? Wybacz, nie jestem przyzwyczajona do pisania chłopakiem.
Od Deidre do Chester'a
Ktoś z rodziny dał mi tak debilne zadanie, że po prostu aż chce się ich palnąć. Musiałam wstać o ósmej rano, bo wtedy telefon zadzwonił. Okazało się, że mam się wybrać na uczelnie, aby zobaczyć, kto uczy się sztuki tworzenia piosenki plus coś niepokojącego się tam dzieje. Jeśli tak mam wezwać odpowiednie służby, aby się tym zajęły. To miał być mój dzień wolny! Frustracja sięgała zenitu, żebym tak rano po wczorajszej imprezie musiała wstać. To jakiś obłęd. Jak mus to mus. Zresztą mam wolne, idę spać. Już miałam ponownie się kłaść, jak ktoś zapukał mi do pokoju. Wstałam na wpółprzytomna i podeszłam, aby otworzyć drzwi. Przed demna stał chłopak, coś koło osiemnastu lat.
- Szykuj się, musimy iść na uczelnie. - powiedział
Poważnie, przysłali mi go, jaja sobie już robią.
- To mój dzień wolny. Wracam spać. - odpowiedziałam.
- Wiemy o tym, ale jesteś potrzebna, więc się zbieraj. - powiedział
Wiemy? Czyli jest od rodziny. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Może on mnie obudzi, miałam trochę racji. Po prysznicu, w ręczniku podeszłam do szafy, aby się ubrać. Wtedy chłopak dał mi ubrania, jakiś komplet spódniczka, podkolanówki, koturny, bluzkę i kamizelkę. Czyli co teraz mam tak chodzić? Bez słów wzięłam i poszłam się ubrać. Wszystko idealnie leżało na mnie. W kolorach czerwieni i czarnego, ładnie wszystko pasowało. Zauważyłam w kieszeni kamizelki małą kamerkę. Zrobiłam nie za mocny makijaż, a włosy upięłam w dwa kucyki. Przejrzałam się i wyszłam z łazienki. Wzięłam z szafki telefon oraz torbę. W torbie miałam jakieś drobiazgi, zeszyt, laptop, coś do pisania, ładowarkę, portfel oraz kilka ubrań. Na wszelki wypadek, gdybym musiała coś zrobić.
Wyszłam za chłopakiem. Tyle, co wiem, że ma osiemnaście lat, pracuje dla rodziny, ma siostrę i dwóch braci oraz to, że jego imię to Matt. Matthew, ale woli jak mówi się do niego Matt. Coś już wiem, choć tyle. Miły chłopak, taki jakby kobiece ciało dla niego to nic takiego. Może woli chłopców, choć pewnie kobiece ciała ma ich aż nadto.
~ Dei wróć na ziemię, masz zadanie do wykonania. Im szybciej je zrobisz, tym więcej wolnego. - Pomyślałam. Lekko się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy już. Przestawienie cię mojemu koledze. - powiedział.
Wyszłam z samochodu, zabierając torbę ze sobą. Szłam obok niego. Czułam spojrzenia i szepty. Ciekawe o kim tak zawzięcie gadają? O mnie czy Matthew.
- Chester to Deirdre, Deirdre to Chester. Mam nadzieję, że się dogadacie. Muszę iść, oprowadź ja. Widzimy się po zajęciach. - powiedział Matt i poszedł.
- Hej. - odezwałam się, aby nie było, że jest cisza.
- Hej. - odpowiedział. Poszłam za nim, spoglądając na osoby wokół. Były jakieś spojrzenia i dziwne zachowania. Podejrzane.
- Szykuj się, musimy iść na uczelnie. - powiedział
Poważnie, przysłali mi go, jaja sobie już robią.
- To mój dzień wolny. Wracam spać. - odpowiedziałam.
- Wiemy o tym, ale jesteś potrzebna, więc się zbieraj. - powiedział
Wiemy? Czyli jest od rodziny. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Może on mnie obudzi, miałam trochę racji. Po prysznicu, w ręczniku podeszłam do szafy, aby się ubrać. Wtedy chłopak dał mi ubrania, jakiś komplet spódniczka, podkolanówki, koturny, bluzkę i kamizelkę. Czyli co teraz mam tak chodzić? Bez słów wzięłam i poszłam się ubrać. Wszystko idealnie leżało na mnie. W kolorach czerwieni i czarnego, ładnie wszystko pasowało. Zauważyłam w kieszeni kamizelki małą kamerkę. Zrobiłam nie za mocny makijaż, a włosy upięłam w dwa kucyki. Przejrzałam się i wyszłam z łazienki. Wzięłam z szafki telefon oraz torbę. W torbie miałam jakieś drobiazgi, zeszyt, laptop, coś do pisania, ładowarkę, portfel oraz kilka ubrań. Na wszelki wypadek, gdybym musiała coś zrobić.
Wyszłam za chłopakiem. Tyle, co wiem, że ma osiemnaście lat, pracuje dla rodziny, ma siostrę i dwóch braci oraz to, że jego imię to Matt. Matthew, ale woli jak mówi się do niego Matt. Coś już wiem, choć tyle. Miły chłopak, taki jakby kobiece ciało dla niego to nic takiego. Może woli chłopców, choć pewnie kobiece ciała ma ich aż nadto.
~ Dei wróć na ziemię, masz zadanie do wykonania. Im szybciej je zrobisz, tym więcej wolnego. - Pomyślałam. Lekko się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy już. Przestawienie cię mojemu koledze. - powiedział.
Wyszłam z samochodu, zabierając torbę ze sobą. Szłam obok niego. Czułam spojrzenia i szepty. Ciekawe o kim tak zawzięcie gadają? O mnie czy Matthew.
- Chester to Deirdre, Deirdre to Chester. Mam nadzieję, że się dogadacie. Muszę iść, oprowadź ja. Widzimy się po zajęciach. - powiedział Matt i poszedł.
- Hej. - odezwałam się, aby nie było, że jest cisza.
- Hej. - odpowiedział. Poszłam za nim, spoglądając na osoby wokół. Były jakieś spojrzenia i dziwne zachowania. Podejrzane.
Od Tsukiko
Usiadłam na parapecie a swoją twarz skierowałam ku oknu i tego co za nim jest. Okno było okrągłe, a to co za nim się znajdowało to mały park. Przynajmniej tak słyszałam od swojego wujka. Nie byłam w nim za dużo razy przez co nie poznałam dokładnie to co znajduje się w nim. Miałam jeszcze odrobinę czasu nim wyjdę na zewnątrz i dziękuję się ku szkole. Drogę znałam na pamięć, ale w razie wypadku to Inari zawsze mi pomagała. Po upływie około trzydziestu minut zeszłam z parapetu i skierowałam się ku drzwi wyjściowych. Założyłam płaszczyk, wzięłam torbę, która przerzuciłam przez ramię owinęłam szal wokół szyi, buty założyłam i wyszłam ze swojego mieszkania tym samym go zakluczając. Inari szła tuż obok mnie. Czułam jej obecność. Dotarłam do szkoły w całości. Weszłam do klasy, gdzie przywitałam się z uczniami. Lekcje przebiegły spokojnie, ale z nutką zabawy. Starłam się prowadzić lekcje tak, aby nie były nudne a uczniowie się nie nudzili. Lekcje minęły dość szybko, a ja zakończyłam tym samym swój dzień w pracy. Chyba będąc tylko z dzieciakami potrafię się z nimi tak dobrze dogadać. Co prawda nikogo nie znam poza dzieciakami, ich rodzicami oraz moim wujkiem, ale co mogę na to poradzić.
Pożegnałam się z dzieciakami, które pożegnałyśmy się również ze mną z poprawnym słowem "Do jutra, proszę pani!" Zawsze te małe brzdące tak robiły.
Wzięłam włożyłam ostatnie kartki do swojej torby i wyszłam z budynku szkoły. Przekraczając ogrodzenie szkoły los chciał, abym wpadła na kogoś. Nie trzymałam równowagi co spowodowało dobrym upadnięciem na zimną ziemię.
Inari szybko zareagowała, dzięki czemu mogłam dowiedzieć się co gdzie dokładnie znajduje się.
- Przepraszam bardzo. Powinnam lepiej uważać - przeprosiłam osobę, która na pewno stała przede mną i się na mnie chyba patrzyła. - Czy coś ci się stało? - dodałam. To moja wina, że nie zatrzymałam się nim przeszłam progi szkoły. Zawsze się zatrzymałam, ale dzisiaj jakoś chciałam pójść i nie przejmować się, ale nie udało mi się.
<Ktoś?>
Pożegnałam się z dzieciakami, które pożegnałyśmy się również ze mną z poprawnym słowem "Do jutra, proszę pani!" Zawsze te małe brzdące tak robiły.
Wzięłam włożyłam ostatnie kartki do swojej torby i wyszłam z budynku szkoły. Przekraczając ogrodzenie szkoły los chciał, abym wpadła na kogoś. Nie trzymałam równowagi co spowodowało dobrym upadnięciem na zimną ziemię.
Inari szybko zareagowała, dzięki czemu mogłam dowiedzieć się co gdzie dokładnie znajduje się.
- Przepraszam bardzo. Powinnam lepiej uważać - przeprosiłam osobę, która na pewno stała przede mną i się na mnie chyba patrzyła. - Czy coś ci się stało? - dodałam. To moja wina, że nie zatrzymałam się nim przeszłam progi szkoły. Zawsze się zatrzymałam, ale dzisiaj jakoś chciałam pójść i nie przejmować się, ale nie udało mi się.
<Ktoś?>
poniedziałek, 27 listopada 2017
Tsukiko Mitsuri
-Imię: Tsukiko
-Nazwisko: Mitsuri, nie jest to nazwisko po jej rodzicach a po swoim opiekunie, który się nią zajął. Nazwiska rodziców nie zna, ale może kiedyś je pozna.
Jej opiekun Yuki woła na nią Tsuki lub Tsu a gdy chcę ją pocieszyć to Neko-chan.
-Rasa: Sama nie rozumie jak to jest możliwe i po jakim z rodziców co odziedziczyła, ale jest po części Lorialet oraz Banshee.
-Płeć: Kobieta jak się patrzy, co nie?
-Wiek: 18 jesieni za nią, a w najbliższej ukończy 19. Dokładnie to w grudniu popołudniu i to dosłownie. Urodziła się w grudniu popołudniu.
-Wzrost: Ta oto dziewczyna mierzy (tak na oko) 166 centymetrów. Może i nie jest wysoka i czasami jej wzrost doprowadza ją do szału, ale nie ma żadnego żalu, że jest niska.
-Głos: Wolves Selena Gomez • AMV -
-Zainteresowania: Zacznijmy od tego że jej miłością jest granie na flecie lub pianinie. Kocha czytać książki, a na punkcie zwierząt dostaje czasami bzika, chociaż ich nie widzi. Uwielbia śpiewać jednak tylko wtedy gdy jest sama. Jako hobby które jest zastępstwem podczas nudnych dni to sztuki walki, a codziennością jest astronomia. Wprost uwielbia czuć promienie dochodzące ze wszystkich gwiazdy a najbardziej z księżyca.
-Charakter: Tsukiko jest miłą i przyjacielską dziewczyną. Ta dziewczyna należy do dziewczyn, które cały czas by się uśmiechały jednak od jakiegoś czasu tak nie jest. Co prawda uśmiecha się często, ale nie tak samo jak kiedyś. Zupełnie tak jakby była znudzona całym swoim życiem. Gdy coś się jej nie podoba podchodzi do tej osoby i wali prosto z mostu. Wreszcie nie poznaje się książki po okładce, czy jak tam było to przysłowie. Osoby które rozmawiały na jej temat nie przeszkadzały jej. Przechodziła koło nich z uniesioną głową. Kocha się bawić z innymi jak i im pomagać. W dodatku wplątuje się często w kłopoty. Nie przejdzie obojętnie obok osoby która głoduje czy jak dziecko jest smutne lub płacze. Widząc jakieś słodkie zwierzątko, nie może się oprzeć i musi je pogłaskać. Chociaż jakby to był jakiś dziki wilk. O dziwo zwierzęta się jej nie boją, lgną wprost do niej. Gdy buja w obłokach jej kłopoty zwiększają się o sto procent i to na bank. Smutki i złość odstawia na bok, zupełnie tak samo jak jej kłopoty. Woli się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku niż jakby miała się komu kolwiek żalić. Zawsze stawia na pierwszym miejscu osoby którym zaufała, obiecała lub na kogoś komu jej bardzo zależy. Jednak to czego by nie zrobiła to by się nie kłóciła. Stara się uciekać i nie stawać po czyjejś stronie. W takie sprawy nie miesza się i unika ich jak najdalej może. Zawsze podejmie się jakiegoś ryzykownego wyzwania, chociaż nic nie widzi. Pomimo tego, że jest taka odważna to ma ogromne problemy, żeby się z kimś zaprzyjaźnić. Co prawda Tsukiko jest rozsądną i ambitną osobą, ale popełnia czasami bezmyślne błędy, z czego są czasami dość poważne konsekwencje i sobie z nich zdaje sprawę. Stara się nie popełniać drugi raz tych samych problemów, chociaż ciężko jest jej to zrobić. Czasami jest tak że najpierw robi po czym myśli. Troskliwa o wszytko i wszystkich. Nie zostawi nikogo w potrzebie. Jeżeli ma złe dni to potrafi być złośliwa i bezczelna, ale próbuje nad tym panować i mało kiedy jej się to zdarza, mówiąc szczerze prawie nigdy. Słabym, a może i największym punktem Tsukiko jest jej upierdliwość i dążenie do tego co sobie postanowi. Zawsze wszystko robi starannie.
-Praca: Może i jest młoda, ale za to wystarczająco mądra, aby uczyć dzieciaki w szkole... tak ona jest nauczycielką
-Znaki szczególne: To co trzeba wiedzieć, że pomimo jej oczy są pełne koloru to tak naprawdę jest niewidoma. Na prawej nodze koło kostki ma tatuaż słonika a z jego trąby lecą ptaszki niosące ze sobą słowa freedom. Na plecach ma kilka blizn po pewnych zdarzeniach.
-Umiejętności: Zacznijmy może od tego, że Tsu bardzo kocha śpiewać oraz grać na pianinie czy też flecie poprzecznym. W dodatku nie potrafi się rozstać ze swoją codzienną rutyną (hobby'm) astronomia i nocnymi spacerami. Z florą i fauna spotyka się na codzień. Kocha sztuki walki oraz nie rozstaję się z rolkami czy też piłką nożną, a od jakiegoś dłuższego czasu zainspirowały ją gry surwiwalowe. Wreszcie to, że jest niewidoma nie oznacza tego, że musi być ostrożna. Niewidoma może i jest, ale jej słuch, węch wyostrzyły się i to bardzo.
Podstawowe moce jakich używa dziewczyna to: (tych co wcale nie używa są nie wymienione)
- przepowiadanie śmierci lub tego czy ktoś się narodzi poprzez wyczytanie tego z gwiazd lub po dotyku czyjejś dłoni
- gdy na niebie zjawi się tylko księżyc jej moce zwiększają oraz przy pełni księżyca potrafi kogoś uleczyć z bardzo ciężkich ran
- przy pomocy swojej "różdżki" o ile można to tak nazwać, potrafi przywołać dawnych bogów, znaki zodiaku,...
- gdy kogoś dotknie, na podstawie głosu potrafi sobie doskonale ta osobę wyobrazić w głowie (bardzo pomocne zwłaszcza, iż jest niewidoma)
- za pomocą tali kart potrafi nie tylko przewidzieć czas ale też i nimi walczyć
-Rodzina: Rodziców nie posiada. Wie tylko tyle, że jej matka miała na imię Sae, jednak z nie wyjaśnionych przyczyn, a ojciec Alessio wyszedł pewnego dnia i nie wrócił. Zaopiekował się nią pewien mężczyzna, najlepszy przyjaciel jej rodziców Yukimura.
-Towarzysz:
Mały pupil jest bardzo miły i w dodatku radosny. Jej zainteresowanie światem jest bardzo ogromne, dlatego Tsuki często musi na nią bardzo dobrze uważać. Inari może jest taka jest, ale próbuję dać z siebie wszystko i ma oko na swoją właścicielkę oraz pomaga jej tak bardzo jak tylko może być.
-Miłosne życie: Na pewno ma pociąg do chłopców czyli hetero. Co do osoby, która się jej podoba to nie ma takiej. Według niej jeszcze taka osoba na tyn świecie nie została dla niej stworzona lub po prostu mówi, że wyrosła z miłości. Poza tym to kto by chciał być z kimś takim jak ona..
-Właściciel: fopa12
-Dodatkowe zdjęcia:
niedziela, 26 listopada 2017
Kanane
-Imię: Kanane można mówić też do niego Rin, Hero, Tadashi, Sukja, Shiba
-Nazwisko: Qűmėřıñúèi Xing (takowe ma nazwisko choć, przedstawia się jako Xing.
-Rasa: Hybryda demona wampira i upadłego
-Płeć: Mężczyzna
-Wiek: 20 lat
-Wzrost: 180 cm
-Głos: Fall Out Boy - Immortals
-Charakter: Kanane jest młodym inteligentnym i ułożonym mężczyzną. Tylko w łóżku jest niebezpieczny i ostry, lubi się zabawić. Jest też czuły i wulgarny. Zarywa, do każdej atrakcyjnej i ślicznej dziewczyny. W stosunku do kobiet i mężczyzn jest podobny, nie przeszkadza mu nic, wręcz przeciwnie lubi próbować nowych rzeczy. Czasem wychodzi z niego demon i może zgwałcić, albo zacząć cię ciąć, gryźć.. Prościej lubi sprawiać przyjemny ból. Jako zwykła osoba, jest rozrywkowy i chętny do nowych rzeczy. Lubi wyzwania. Uwaga jeśli ktoś niewłaściwy spróbuje tknąć jego siostrę, albo sprawić jej przykrość albo skrzywdzić, zabije w okrutny sposób. Przed zabiciem będziesz torturowany. Więc w sprawie siostry lepiej uważać. Lubi się bić, czasem bywa skłonny do samobójstwa, czy też szczery i smutny. Jest dobrym słuchaczem, lubi słuchać i rozmawiać na wszelakie tematy. Jest przyjacielski i dba o dziewczyny, jeśli trzeba pomoże. Łatwo go wkurzyć, więc no nie rób tego, lepiej się wstrzymaj. Tak jeszcze jedno gdy cię ugryzie wyssie troszkę krwi i naznaczy. Dokładniej rzec ujmując, to jeśli go zobaczysz, nie będziesz chciał odchodzić. Coś jak silną wieź czy też coś innego. Tutaj to sam nie wie co to jest. Nie będziesz się przy nim nudzić. Przytuli gdy będzie trzeba. Zdarza mu się wyłączyć człowieczeństwo, albo być na wskroś emocjonalny. Jest dobrą osobą, przykłada się. Zaufanie zdobyć jest ciężko.
-Praca: Jest mechanikiem. Pracuje dorywczo jako barman w klubach.
-Znaki szczególne: Czasem jego włosy są długie jest to zależne od pojawienia się skrzydeł czy też jakiej innej sytuacji. Zazwyczaj ma krótkie włosy. Kolor jest neutralny mianowicie czarny choć wydaje się czasem brązowe, białe, fioletowe. Jego oczy zmieniają kolor, mogą być czerwone, żółte, niebiesko-zielone, brązowe czy też pozłacane.. Pewne jest to, że jeśli zobaczysz jego oczy w kolorze niebiesko-zielonym uciekaj gdzie pieprz rośnie. Wychodzi z niego psychopatyczny morderca, który kocha zabijać i uwielbia krew. Lubi malować paznokcie na czarno. Przeróżne dodatki, nie żałuje ich sobie. Ma zawsze przy sobie słuchawki. Niekiedy można zobaczyć na jego ciele tatuaże oraz nietypowe znaki. Nosi kimona, graniaki, bluzy, dżinsy oraz wszystko co tylko mu się spodoba. Czasem ma przy sobie nożyczki, nie jest zalecane denerwowanie go. Ma czarne skrzydła oraz rogi i ogon. Potrafi przemieniać się w nietoperza.
-Umiejętności i zainteresowania: Używanie i zabijanie kataną. Posługiwanie się wszelkiego rodzaju broniami. Lubi ćwiczyć. Potrafi latać, ma kilka innych mocy, które odkrywa. Jest zwinny, silny, szybki i spostrzegawczy. Ma ponad przeciętny wzrok oraz słuch. Szybko się regeneruje. Potrafi zmieniać wygląd. Potrafi czytać w myślach. Ma wizje. Żywi się krwią oraz wszystkim co jest smaczne. Kiedyś uczył się medycyny, pomogła mu w skanowaniu ciała, tak aby nikogo nie zabić. Lubi zbierać wszystko co magiczne i nielegalne. Lubi biegać aby utrzymać formę. Często słucha muzyki i gra w gry video, albo tez w wirtualnej rzeczywistości. Lubi przeprowadzać eksperymenty. Potrafi manipulować krwią, tak właśnie wydobywa ją i tworzy tarczę. Może też brać naznaczonych ludzi, aby byli jego tarczą. Pije, pali, ćpa, handluje, ściga się.. Jego tryb życia jest niebezpieczny, nielegalny, ryzykowny i ekscytujący.
-Rodzina: Jego matka Ferinnis (kosmitka, zwana przez innych boginią) oraz ojciec Hideo (demon, brat demona demonów). Ma liczne rodzeństwo choć niektórzy są z matką, a inni z ojcem. Każdy z nich jest na swojej planecie, natomiast on przeniósł się tutaj za siostrą Deirdre. Dokładniej został poproszony przez rodziców, aby jej pilnował.
-Towarzysz:
Nazywają się one piekielne psy. Choć są opętane przez dwa demony. Dokładniej wilków kochanków, zamieszkują ich ciała. Mają też swoje umiejętności oraz artefakty.
-Miłosne życie: Jemu wszystkie ślicznotki się podobają, podobnie jest z chłopcami. Jak już pewnie zauważyliście jest biseksualny. Używa czasem zabaweczek, albo też krępuje. O dziwo jego partnerką i partnerom się to podoba. Nie wybrzydza, chyba, że już jest taki pasztet, że chce się rzygać to już woli wziąć kolesia. Nie boi się wyzwań, to czy też bycia uległym albo panem.
-Właściciel: [E-mail] lidzia1108@gmail.com [Howrse] Zenddi
-Dodatkowe zdjęcia:
1.
2.
3.
4.
5.
Od Vetur'a CD Noir'a
Powrót do domu nie trwał długo. Te same ściany, te same schody i winda, ten sam korytarz w którym czuć było smród papierosów. Szedł wolnym krokiem, zbliżając się do drzwi mieszkania. Kiedy już przed nimi stanął, dopiero uderzyło go, jak cholernie nie chce pogodzić się ze swoim wyborem. Zacisnął pięści i zagryzł język zanim złapał za klamkę, która nagle wydawała mu się parzyć i ranić jego skórę. Ze zdenerwowaną miną wkroczył do środka, wolno zdejmując płaszcz. Jak na złość, z kieszeni która na lewej stronie miała dziurę, wysypało się kilka ziaren słonecznika, zwracając jego uwagę. Opanował szybkie i gwałtowne ruchy, kucając i pozbierał słonecznik, żeby spojrzeć na niego na dłoni. Żadna konkretna myśl nie wchodziła mu do głowy. Zmęczony wstał i rzucając w kąt buty ruszył wgłąb domu, prosto do kuchni. Parapet miał być teraz miejscem, w którym te nasiona spoczną. Z nienaturalnie spiętą postawą wstawił czajnik na ogień i oparł się o blat, pocierając czoło. Na domiar złego, dopadła go migrena. W korytarzu przed pomieszczeniem w którym znajdywał się demon, pojawiła się Esther. Jak zawsze, jej długie, farbowane na czerwień włosy opadały kaskadami na jedną stronę piersi, przełożone przez ramię. Wpatrywała się w niego w ciszy i oceniała jego humor, by wreszcie podejść blisko i położyć dłoń na jego policzku. Od razu ją odepchał i spojrzał w drugą stronę.
- Vetur, proszę cię - westchnęła lekko, tym razem sięgając do półki nad nim, żeby wyjąć dwa kubki. Nasypała do nich kawy i zaraz zalała wrzątkiem, sadzając go po jednej stronie stołu. Sama zasiadła po drugiej i oparła policzek o otwartą dłoń.
- Zakochałem się - powiedział z żałosnym chichotem, który sam w sobie brzmiał jakby Vetur był na krawędzi mentalnego zdrowia. - Kurwa, zakochałem. Wiesz co jest najlepsze? Już go nienawidzę.
Reakcja żony była przewidywalna. Wzruszyła powoli ramionami i zamieszała kawę łyżeczką, gapiąc się w stół. Nie potrafiła powiedzieć mu nic, co by pomogło, więc nie mówiła nic. Wiedziała, że lata temu przeżywał podobny problem, ale wtedy sytuacja była nieco inna. Zima, zrozpaczony, uniósł kubek i przyłożył do ust, upijając nieco. Oboje pozwolili sobie na chwilę ciszy.
- Powinniśmy zjawić się w biurze razem - powiedziała nagle, przypominając sobie. Spojrzał na nią nieco zdziwiony. - Masz spotkanie z moim szefem.
- Oh, no tak - otarł twarz, a Esther posłała mu delikatny uśmiech.
- Zapomnij o nim.
Pobudka, krótka rozmowa, ubranie garnituru i papieros. Wyjście z domu, zabranie Esther ,,samochodem" służbowym, objęcie jej i udając szczęśliwe, poprawne małżeństwo, wejście do środka. Już na wstępie zostali zasypani powitaniami i krótkimi pogaduszkami. Temat związku był na językach od jakiegoś czasu i nie dało się tego uniknąć, bo w końcu, jak często spotyka się dwoje dobrze postawionych, czystokrwistych demonów z dzieckiem w drodze? Razem z innymi mężczyznami w garniturach, którzy mieli uczestniczyć w spotkaniu, weszli do windy i ustawili się w kątach, robiąc więcej miejsca. Ich dwójka; po środku, z lekkimi uśmiechami, reszta; otaczając ich. Dźwięk. Głos z małego głośnika. Grupa wylała się na korytarz, a oni podążyli, stając przy jednym z okien. Musieli zaczekać, aż ktoś otworzy salę konferencyjną. Poddenerwowany Vetur rozejrzał się dyskretnie licząc ważne osobowości, kiedy.. Noir? Nie wierząc własnym oczom, spojrzał jeszcze raz i otworzył lekko usta, by zwrócić wzrok na Esther. Dopiero co ledwo powstrzymał masywne pokłady złości przed wydostaniem się na zewnątrz, a ten pojawiał się akurat dzisiaj, wyglądając jakby w ogóle nie ruszało go to, co się między nimi stało? Nagłe spięcie się mężczyzny dziewczyna wyczuła natychmiastowo. Odwróciła się, by popatrzeć w tą samą stronę i sama, również się zdziwiła. Chcąc jednak uspokoić ,,męża", wzięła go za rękę i wtuliła się w jego ramię, zaczynając rozmowę z jednym z uczestników wydarzenia. Nie patrzył, ale wyczuł jak ten zbliża się, już nawet poczuł jego zapach, ale mutant zwyczajnie ich wyminął i wszedł do gabinetu jego przyjaciela. Czerwonowłosa pociągnęła go lekko za garnitur, zwracając uwagę bruneta na wlewających się do sali korporatów.
- Panie Moro, może zechciałby pan przedstawić plan..
Spotkanie trwało kilka godzin. Nie był na nie przygotowany przez wydarzenia ostatnimi czasy, ale refleks i szybkie myślenie pozwoliło mu przynajmniej stwarzać pozór dobrze obeznanego w przyszłych planach współpracy firmy w której pracowała jego żona oraz tej, do której należał on. Czuł, że mięciutki fotel i wysoko postawiona posada niedługo zamienią się, a on nareszcie przejmie całkowitą kontrolę, dlatego nie bał się mówić wprost i tak, jak prawdziwy lider. Nie oszukując się, Vetur przyznałby przed sobą, że jest idealny na to stanowisko. Kiedy skończyli, wszyscy uprzejmie zaczęli się żegnać i wychodzić tak, że na końcu została tylko ta dwójka.
- Dobra robota - powiedziała dumna i stanęła na palcach, składając lekki całus na jego ustach. Po części, bo chciała, a po części, bo niektórzy pracownicy dalej się w nich wpatrywali i chciała wypaść jak najlepiej. Vetur podziękował i przytulił ją do siebie, poszukując w tym uścisku czegoś, czego nie było. Teraz, myślami był gdzieś indziej. Może i potrafił skupić się przed całym stadem garniturów, ale gdy był już wolny, obraz niechlujnie do miejsca ubranego Noira powracał ze zdwojoną siłą. Zacisnął usta i odsunął się od żony.
- Wracaj do domu - powiedział rozkazująco, zerkając jeszcze na jej brzuch i wyszedł z sali, kierując się do gabinetu mężczyzny, który wcześniej rozmawiał z jego Czarnym. Wparował do środka, podszedł do biurka i prawie uderzył rękami o jego powierzchnię. - Neal.
- Vetur - współpracownik odpowiedział rozbawiony, wstając. - Jak poszło zebranie?
- Po co zapraszałeś tu Noira - zapytał wprost. Drugi uniósł brew.
- Nie wiedziałem, że jesteście już na ,,ty"..
- Nie pierdol, tylko gadaj. Kto tym razem.
Mężczyźni gromili się wzrokiem, oboje niezadowoleni z zachowania drugiego, ale któryś musiał wreszcie nieco ulec. Facet przymknął oczy i westchnął głęboko, odwracając się bokiem i zerkając na niebo za ogromnym oknem.
- Podobno często sobie go wypożyczałeś, to zdecydowałem się sprawdzić, czy da radę wytropić naszego starego przyjaciela Ruckusa - wytłumaczył po prędce, ale zanim zdążył zapytać dlaczego to takie dla Vetura ważne, jego już nie było. Demon wyszedł z biura ze zmarszczonymi brwiami i zjechał windą, by wyjść na ulicę ubierając się szybko. Pieprzony dziad, dawałem mu zlecenia na szuje, ale nie aż takie. Stojąc w ponownie, deszczu, Zima próbował wychwycić jakikolwiek trop, zapach, ale w taką pogodę chuja mógł. Zdecydował się wykorzystać teraźniejsze metody i wybrał numer kolorowo-włosego z nadzieją, że odbierze. Ale nie odebrał. Wkurwiony zawołał jednego z szoferów i wsiadł z nim na ,,motor", podając nazwę miejsca i ulicę. Jeśli Ruckus miałby pojawić się gdzie indziej, niż w swojej norze, to musiał być to właśnie ten klub. Liczył sekundy, które były w tym wypadku bardzo ważne. O mało nie uderzyli w przechodniów, śmigając z przeogromną prędkością. Może i przesadzał, może i nie. Ale dalej martwi się o tego pieprzonego mutanta. Wysiadł pod klubem i wkroczył do środka bez problemów, omijając dryblasów, po czym rozejrzał się. Muzyka grała dosyć głośno, więc nie opierał się na słuchu. Nie tym razem. Loża VIP. Przedarł się przez tłum i wbił do odgrodzonego przejścia, a potem skręcił.. do jego uszu dotarł odgłos tłuczonego szkła w jednej z loży po prawej. Wybrał drzwi i wszedł do środka. Jego oczom ukazał się wkurwiony do granic możliwości zmiennokształtny oraz mutant, którego podduszał, wbijając w podłogę pełną odłamków rozbitego wcześniej szklanego stołu. Nie zastanawiając się, dopadł gościa i odrzucił go na ścianę, uwalniając Noira z uścisku, ale dużo mu to nie dało, bo sam został przygwożdżony do ziemi. Był osłabiony, było mu cholernie ciężko, ale jakimś cudem przeturlał się i łapiąc za odłamek szkła, wbił go prosto w szyję ,,wroga", łykając powietrze jakby wstrzymywał je od samego początku. Noir kaszląc usiadł i pochylił się, sięgając za siebie i łapiąc za jeden odłamek, powoli wyciągając z poranionej skóry. Rozjuszony demon widząc to, wstał i podszedł do niego, łapiąc za ramię i unosząc do góry.
- Dałbym sobie radę - usłyszał tylko. I tylko tyle wystarczyło. Uderzył go mocno w twarz.
- Pierdolony śmiertelnik - warknął tylko, ściskając jego ramię i po krótkiej chwili, jednej sekundzie, zabrał oboje za pomocą cienia w bezpieczne miejsce, jakim była ulica. Stąd nie trudno było zejść do jednego z mieszkań i poprosić o apteczkę. Noir upierał się, żeby przestał i dał mu się tym zająć, tylko że za każdym razem widząc wzrok demona, od razu rezygnował z namowy. Brunet zdjął z niego ubranie i powoli zaczął wyjmować odłamki, a potem prowizorycznie obmył rany spirytusem i kazał mu wstać. Skupiając się na bandażu, Moro dokładnie obwiązywał materiał wokół jego klatki piersiowej w ciszy, którą sam przerwał.
- Dlaczego tam poszedłeś? - zapytał głosem wypranym z emocji i odrzucił wszystkie rzeczy, popychając go by usiadł z powrotem na kanapie a sam kucnął. - Będę miał przez ciebie niezły bajzel.
- Nie prosiłem cię żebyś za mną szedł - zaznaczył chłopak. Starszy zmarszczył brwi i wstał, odchodząc na kilka kroków. Noir również wstał, zbliżając się.
- Mogłeś dowiedzieć się, kim jest Ruckus zanim tam kurwa poszedłeś - nie hamował się z językiem, z resztą, nie miał zamiaru. Do tej pory serce waliło mu jak oszalałe. Odwrócił się i złapał go za szyję, specjalnie prowadząc do ściany i przyszpilając go do niej, sprawiając mu ból, gdy zranione plecy gwałtownie obiły się o nią. Puścił jego szyję, ale dłonie położył na powierzchni owej ściany, patrząc mu w oczy. Wygląda jakby przeżył wypadek samochodowy i nie spał od tygodnia.. - Jesteś lekarzem, porzuć zlecenia. Jeśli zabraknie ci pieniędzy, dam ci je, tylko się już nie narażaj.
- Vetur, proszę cię - westchnęła lekko, tym razem sięgając do półki nad nim, żeby wyjąć dwa kubki. Nasypała do nich kawy i zaraz zalała wrzątkiem, sadzając go po jednej stronie stołu. Sama zasiadła po drugiej i oparła policzek o otwartą dłoń.
- Zakochałem się - powiedział z żałosnym chichotem, który sam w sobie brzmiał jakby Vetur był na krawędzi mentalnego zdrowia. - Kurwa, zakochałem. Wiesz co jest najlepsze? Już go nienawidzę.
Reakcja żony była przewidywalna. Wzruszyła powoli ramionami i zamieszała kawę łyżeczką, gapiąc się w stół. Nie potrafiła powiedzieć mu nic, co by pomogło, więc nie mówiła nic. Wiedziała, że lata temu przeżywał podobny problem, ale wtedy sytuacja była nieco inna. Zima, zrozpaczony, uniósł kubek i przyłożył do ust, upijając nieco. Oboje pozwolili sobie na chwilę ciszy.
- Powinniśmy zjawić się w biurze razem - powiedziała nagle, przypominając sobie. Spojrzał na nią nieco zdziwiony. - Masz spotkanie z moim szefem.
- Oh, no tak - otarł twarz, a Esther posłała mu delikatny uśmiech.
- Zapomnij o nim.
_________________________________
Pobudka, krótka rozmowa, ubranie garnituru i papieros. Wyjście z domu, zabranie Esther ,,samochodem" służbowym, objęcie jej i udając szczęśliwe, poprawne małżeństwo, wejście do środka. Już na wstępie zostali zasypani powitaniami i krótkimi pogaduszkami. Temat związku był na językach od jakiegoś czasu i nie dało się tego uniknąć, bo w końcu, jak często spotyka się dwoje dobrze postawionych, czystokrwistych demonów z dzieckiem w drodze? Razem z innymi mężczyznami w garniturach, którzy mieli uczestniczyć w spotkaniu, weszli do windy i ustawili się w kątach, robiąc więcej miejsca. Ich dwójka; po środku, z lekkimi uśmiechami, reszta; otaczając ich. Dźwięk. Głos z małego głośnika. Grupa wylała się na korytarz, a oni podążyli, stając przy jednym z okien. Musieli zaczekać, aż ktoś otworzy salę konferencyjną. Poddenerwowany Vetur rozejrzał się dyskretnie licząc ważne osobowości, kiedy.. Noir? Nie wierząc własnym oczom, spojrzał jeszcze raz i otworzył lekko usta, by zwrócić wzrok na Esther. Dopiero co ledwo powstrzymał masywne pokłady złości przed wydostaniem się na zewnątrz, a ten pojawiał się akurat dzisiaj, wyglądając jakby w ogóle nie ruszało go to, co się między nimi stało? Nagłe spięcie się mężczyzny dziewczyna wyczuła natychmiastowo. Odwróciła się, by popatrzeć w tą samą stronę i sama, również się zdziwiła. Chcąc jednak uspokoić ,,męża", wzięła go za rękę i wtuliła się w jego ramię, zaczynając rozmowę z jednym z uczestników wydarzenia. Nie patrzył, ale wyczuł jak ten zbliża się, już nawet poczuł jego zapach, ale mutant zwyczajnie ich wyminął i wszedł do gabinetu jego przyjaciela. Czerwonowłosa pociągnęła go lekko za garnitur, zwracając uwagę bruneta na wlewających się do sali korporatów.
- Panie Moro, może zechciałby pan przedstawić plan..
_________________________________
Spotkanie trwało kilka godzin. Nie był na nie przygotowany przez wydarzenia ostatnimi czasy, ale refleks i szybkie myślenie pozwoliło mu przynajmniej stwarzać pozór dobrze obeznanego w przyszłych planach współpracy firmy w której pracowała jego żona oraz tej, do której należał on. Czuł, że mięciutki fotel i wysoko postawiona posada niedługo zamienią się, a on nareszcie przejmie całkowitą kontrolę, dlatego nie bał się mówić wprost i tak, jak prawdziwy lider. Nie oszukując się, Vetur przyznałby przed sobą, że jest idealny na to stanowisko. Kiedy skończyli, wszyscy uprzejmie zaczęli się żegnać i wychodzić tak, że na końcu została tylko ta dwójka.
- Dobra robota - powiedziała dumna i stanęła na palcach, składając lekki całus na jego ustach. Po części, bo chciała, a po części, bo niektórzy pracownicy dalej się w nich wpatrywali i chciała wypaść jak najlepiej. Vetur podziękował i przytulił ją do siebie, poszukując w tym uścisku czegoś, czego nie było. Teraz, myślami był gdzieś indziej. Może i potrafił skupić się przed całym stadem garniturów, ale gdy był już wolny, obraz niechlujnie do miejsca ubranego Noira powracał ze zdwojoną siłą. Zacisnął usta i odsunął się od żony.
- Wracaj do domu - powiedział rozkazująco, zerkając jeszcze na jej brzuch i wyszedł z sali, kierując się do gabinetu mężczyzny, który wcześniej rozmawiał z jego Czarnym. Wparował do środka, podszedł do biurka i prawie uderzył rękami o jego powierzchnię. - Neal.
- Vetur - współpracownik odpowiedział rozbawiony, wstając. - Jak poszło zebranie?
- Po co zapraszałeś tu Noira - zapytał wprost. Drugi uniósł brew.
- Nie wiedziałem, że jesteście już na ,,ty"..
- Nie pierdol, tylko gadaj. Kto tym razem.
Mężczyźni gromili się wzrokiem, oboje niezadowoleni z zachowania drugiego, ale któryś musiał wreszcie nieco ulec. Facet przymknął oczy i westchnął głęboko, odwracając się bokiem i zerkając na niebo za ogromnym oknem.
- Podobno często sobie go wypożyczałeś, to zdecydowałem się sprawdzić, czy da radę wytropić naszego starego przyjaciela Ruckusa - wytłumaczył po prędce, ale zanim zdążył zapytać dlaczego to takie dla Vetura ważne, jego już nie było. Demon wyszedł z biura ze zmarszczonymi brwiami i zjechał windą, by wyjść na ulicę ubierając się szybko. Pieprzony dziad, dawałem mu zlecenia na szuje, ale nie aż takie. Stojąc w ponownie, deszczu, Zima próbował wychwycić jakikolwiek trop, zapach, ale w taką pogodę chuja mógł. Zdecydował się wykorzystać teraźniejsze metody i wybrał numer kolorowo-włosego z nadzieją, że odbierze. Ale nie odebrał. Wkurwiony zawołał jednego z szoferów i wsiadł z nim na ,,motor", podając nazwę miejsca i ulicę. Jeśli Ruckus miałby pojawić się gdzie indziej, niż w swojej norze, to musiał być to właśnie ten klub. Liczył sekundy, które były w tym wypadku bardzo ważne. O mało nie uderzyli w przechodniów, śmigając z przeogromną prędkością. Może i przesadzał, może i nie. Ale dalej martwi się o tego pieprzonego mutanta. Wysiadł pod klubem i wkroczył do środka bez problemów, omijając dryblasów, po czym rozejrzał się. Muzyka grała dosyć głośno, więc nie opierał się na słuchu. Nie tym razem. Loża VIP. Przedarł się przez tłum i wbił do odgrodzonego przejścia, a potem skręcił.. do jego uszu dotarł odgłos tłuczonego szkła w jednej z loży po prawej. Wybrał drzwi i wszedł do środka. Jego oczom ukazał się wkurwiony do granic możliwości zmiennokształtny oraz mutant, którego podduszał, wbijając w podłogę pełną odłamków rozbitego wcześniej szklanego stołu. Nie zastanawiając się, dopadł gościa i odrzucił go na ścianę, uwalniając Noira z uścisku, ale dużo mu to nie dało, bo sam został przygwożdżony do ziemi. Był osłabiony, było mu cholernie ciężko, ale jakimś cudem przeturlał się i łapiąc za odłamek szkła, wbił go prosto w szyję ,,wroga", łykając powietrze jakby wstrzymywał je od samego początku. Noir kaszląc usiadł i pochylił się, sięgając za siebie i łapiąc za jeden odłamek, powoli wyciągając z poranionej skóry. Rozjuszony demon widząc to, wstał i podszedł do niego, łapiąc za ramię i unosząc do góry.
- Dałbym sobie radę - usłyszał tylko. I tylko tyle wystarczyło. Uderzył go mocno w twarz.
- Pierdolony śmiertelnik - warknął tylko, ściskając jego ramię i po krótkiej chwili, jednej sekundzie, zabrał oboje za pomocą cienia w bezpieczne miejsce, jakim była ulica. Stąd nie trudno było zejść do jednego z mieszkań i poprosić o apteczkę. Noir upierał się, żeby przestał i dał mu się tym zająć, tylko że za każdym razem widząc wzrok demona, od razu rezygnował z namowy. Brunet zdjął z niego ubranie i powoli zaczął wyjmować odłamki, a potem prowizorycznie obmył rany spirytusem i kazał mu wstać. Skupiając się na bandażu, Moro dokładnie obwiązywał materiał wokół jego klatki piersiowej w ciszy, którą sam przerwał.
- Dlaczego tam poszedłeś? - zapytał głosem wypranym z emocji i odrzucił wszystkie rzeczy, popychając go by usiadł z powrotem na kanapie a sam kucnął. - Będę miał przez ciebie niezły bajzel.
- Nie prosiłem cię żebyś za mną szedł - zaznaczył chłopak. Starszy zmarszczył brwi i wstał, odchodząc na kilka kroków. Noir również wstał, zbliżając się.
- Mogłeś dowiedzieć się, kim jest Ruckus zanim tam kurwa poszedłeś - nie hamował się z językiem, z resztą, nie miał zamiaru. Do tej pory serce waliło mu jak oszalałe. Odwrócił się i złapał go za szyję, specjalnie prowadząc do ściany i przyszpilając go do niej, sprawiając mu ból, gdy zranione plecy gwałtownie obiły się o nią. Puścił jego szyję, ale dłonie położył na powierzchni owej ściany, patrząc mu w oczy. Wygląda jakby przeżył wypadek samochodowy i nie spał od tygodnia.. - Jesteś lekarzem, porzuć zlecenia. Jeśli zabraknie ci pieniędzy, dam ci je, tylko się już nie narażaj.
| Zmieniłem zdanie, chcę zobaczyć jak Noir zareaguje *wstaw ryczącą minkę* |
sobota, 25 listopada 2017
Krótka ankieta
Witajcie!
Przyszykowałyśmy krótką ankietę na temat bloga i chciałybyśmy zebrać jak najwięcej waszego zdania. To nie zajmie wam nawet 5 minut, a nam zrobi wielką przyjemność.
Z podziękowaniami życzymy wam miłego dnia / miłej nocy.
Administracja
Od Noir'a CD Vetur'a
W momencie, w którym demon opuścił mieszkanie nastąpiła przytaczającą pustka. Kompletnie się tego nie spodziewałem. We własnym domu czuć się obco przez jakiegoś faceta, którego prawie nie nam, kto by pomyślał. Podniosłem się do pozycji siedzącej i przetarłem twarz dłońmi.
-Co my odpierdalamy... -mruknąłem do siebie z lekkim uśmiechem na ustach.
Nie da się zaprzeczyć, że to było coś... Coś co w dodatku chcieliśmy oboje pewnie. Podniosłem się, wziąłem czyste ubrania i wszedłem do łazienki. Wszedłem pod prysznic, odkręciłem wodę i pozwoliłem by ta spływała wprost na moją twarz. Chuj może się utopię i będzie spokój. Mija kilka, kilkanaście minut, a jedyne co nadal chce zrobić to zapaść się pod ziemię, bo teraz to mnie ogarnęło uczucie wstydu. Koniec końców zakręcam wodę, ocieram skórę ręcznikiem i zakładam wzięte ze sobą ubrania. Wróciłem do pokoju i zabrałem się za sprzątnie tego 'małego bałaganu', którym pozostał po 'zabawie'. Ogarnięcie tego, nie zajęło długo ku mojemu zdziwieniu i niezadowoleniu. Miałem raczej nadzieję, że będę miał czym się zająć na dłuższy czas, a tu takie coś. Stanąłem na środku pokoju i westchnąłem głośno, jednocześnie rozglądając się wokół. Nadal czuję się nie swojo. Chcąc zająć czymś myśli, czymś innym niż pół nagim ciałem Vetura, złapałem za kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Może świeże powietrze zadziała jakoś lepiej.
-Znowu deszcz -wymamrotałem wychodząc przed budynek.
Nasunąłem mocniej kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie, tam gdzie nogi poniosą. Szykuję się długa noc.
-----------------------
-Wyglądasz tragicznie -przywitał mnie zachrypnięty głos Ivana.
Nic nie odpowiedziałem dopóki nie usiadłem na kanapę, nawet nie kłopotałem się ze zdjęciem kurtki, nie mam zamiaru siedzieć tu długo.
-A widziałeś się dzisiaj w lustrze? -odpadłem w końcu, jednak chyba zbyt poważnym głosem.
-Ktoś tu ma zły humorek -złapał za krzesło stające przy stole, po czym usiadł naprzeciwko mnie.- Co jest?
-Nic, potrzebuje zwolnienia -pociągnąłem nosem.
-Kolejny... -westchnął.
-Nie moja wina -powiedziałem od razu, tak jakbym musiał się tłumaczyć, jakim cudem nie czuje się najlepiej.
-Co ty taki spięty nagle?
Dobre pytanie. W międzyczasie przez pokój przewinęło się kilka osób w białych kitlach, część wyglądała prawie równie tragicznie co ja. Mężczyzna przysunął się bliżej i wyciągnął z kieszeni mała latarkę. Jak dobrze, że większość lekarzy nosi wszystko przy sobie.
-Usta szeroko -jak zwykle jego poważna mina jest dla mnie niezłym prowokatorem do śmiechu.
Z powstrzymywanym uśmiechem wykonałem plecenie. Pochylił się, poświęcił światłem, poprzyglądał się i wyprostował, po czym sprawdził reakcję źrenic, świecąc tym cholerstwem po oczach. Odruchowa 'procedura' nawet jeżeli na pierwszy rzut oka widać co jest, chyba wszyscy już tu taką mają.
-Od kiedy tak masz? -powaga ne schodziła z jego twarzy.
-Bo ja wiem... Od tygodnia jakoś -odparłem bez większego zastanowienia.
-A oczy?
-A co ma być z nimi? Bolą, ale to ze zmęczenia -zdziwiłem się trochę tym pytaniem.
-Jesteś pewien? -na twarzy chłopaka wymalowało się coś czego nie dało się rozszyfrować.- Bo.. Ekhem.. No, nie wyglądają normalnie -dodał po chwili.
Podniosłem się i skierowałem do łazienki będącej w pokoju lekarzy. Przybliżyłem twarz do lustra wiszącego na ścianie, nad zlewem. Przeraziło mnie to co zobaczyłem. Zamiast ujrzeć niebieski kolor tęczówek w odbiciu były one jasno żółte. Odruchowo zrobiłem krok w tył i przetarłem oczy. Podszedłem do lustra i znowu się przejrzałem, kolor wrócił do 'normy'. Wróciłem do pokoju.
-Możliwe jest, że niektóre mutacje pojawiają się po latach? -zapytałem siadając znowu na kanapę.
-Teoretycznie -odpowiedział niższy.- Ale nie był bym taki pewny, że to mutacja. To trzeba przebadać.
-Błagam -przerwałem mu- badali mnie już, myślisz że nagle ogarnął co mi zmienili w DNA? Wątpię -wstałem i skierowałem się do wyjścia, jednak będąc przed drzwiami zatrzymałem się.- Dzięki i pamiętaj o tym zwolnieniu -rzuciłem z uśmiechem i wyszedłem.
Przechodząc przez szpital w końcu musiałem przejść obok rejestru, a pielęgniarki oczywiście musiały zwrócić na mnie uwagę.
-A pan gdzie idzie? Nie ma pan dyżury? -zaczęła jedna z nich.
-Spokojnie, doktor Ivan przekaże zwolnienie dla ordynatora -odpowiedziałem bez zatrzymywania się.
Po chwili znalazłem się na zewnątrz.
--------------------------
Kolejny telefon odebrany w ciągu ostatnich kilku dni, jednak tym razem tylko z informacją gdzie i kiedy, by dostać więcej szczegółów odnośnie zlecenia. Przestaje to lubić, zabawa jak w kotka i myszkę, nie dość, że robię wszystko za nich to ci jeszcze muszą mnie 'sprawdzać'. Jednak z drugiej strony nie sposób odmówić, gdy potrzebne są pieniądze. Więc i w tym przypadku przyjąłem to, po mimo tak ograniczonych informacji.
Po południu dotarłem do wskazanego miejsca. Ogromny, szklany biurowiec. Tylko tego mi brakowało. Wchodząc do środka czuję jak ludzie dosłownie wbijają swój wzrok we mnie. O tak, tęskniłem za tym. Teraz tylko do windy i na górę. Zatrzymuję się. Wysiadam. Kilka pewnych kroków przed siebie i zatrzymuje się przed jednym z oszklonych gabinetów. Mężczyzna w garniturze znajdujący się w środku widząc mnie wyszedł i rzucił szybko, że jeżeli przychodzę w 'pewnej sprawie' mam zaczekać, bo aktualne spotkanie trochę się przeciąga i nie czekając na moja odpowiedź wrócił do środka. Wywróciłem oczami i westchnąłem głośno, wręcz teatralnie. Odszedłem trochę bardziej w stronę windy i opadłem się o normalna ścianę. Po dłuższej chwili czekania usłyszałem za sobą cichy sygnał oznajmujący, iż winda się zatrzymała i można z niej wysiąść, ewentualnie wsiąść. Odruchowo odwróciłem się. Chęć zobaczenia kim była osoba, która miała zaraz się ukazać jest strasznie kusząca i nie da się z nią wygrać. Drzwi po woli się rozsunęły a ze środka wyszły kilka osób. Większość niczym się nie wyróżniała, nie licząc pewnej dwójki. Kobieta i mężczyzna. Fakt, że idą blisko siebie, może świadczyć, iż coś ich łączy, nie ważne co. Podniosłem wzrok wyżej. Nie spodziewałem się tego. Poczułem jak serce mi staje. Minęli mnie i zatrzymali się dalej. Cały czas wiodłem za nimi wzrokiem. Facetem ubranym w garnitur jest nie kto inny jak Vetur, ale kim jest ta kobieta. Moje serce zmieniło zdanie i zaczęło walić jak oszalałe. Czemu? Przecież to tylko kolejny zleceniodawca. Nic nowego. Zmusiłem się, żeby utkwić wzrok przed sobą, zamiast na tej dwójce. Jednak kątem oka dostrzegłem, że i demon mnie poznał. Jego mina- bezcenna. W sumie nie dziwie się, sam bym się teraz nie poznał. Dżinsy rozerwane na kolanach, buty a'la glany i komicznie podkrążone oczy bardziej niż zwykle. Spojrzałem znowu na niego. Sposób w jaki ta czerwonwłosa kobieta stała przy nim, dotykała go i w ogóle, zaczął mnie drażnić. Czuć się zazdrosnym o kogoś kogo się nie zna, szczyt głupoty i naiwności. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i znowu odwróciłem wzrok. Poczułem jak ogarnia mnie złość i znowu pojawił się ból za oczami. Dojrzałem jak mężczyzna do którego tu przyszedłem wychodzi z gabinetu i żegna się z kimś kto tam był, po czym spogląda na mnie i gestem dłoni wskazuje, że mogę już wejść. Ruszyłem przed siebie, minąłem grupę stojących ludzi wraz z wcześniej obserwowaną przeze mnie dwójką i wszedłem do oszklonego pomieszczenia.
Vetur?
Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę. O nie nie. Opko takie 2/10, w życiu nie dorówna twoim. Amen.
-Co my odpierdalamy... -mruknąłem do siebie z lekkim uśmiechem na ustach.
Nie da się zaprzeczyć, że to było coś... Coś co w dodatku chcieliśmy oboje pewnie. Podniosłem się, wziąłem czyste ubrania i wszedłem do łazienki. Wszedłem pod prysznic, odkręciłem wodę i pozwoliłem by ta spływała wprost na moją twarz. Chuj może się utopię i będzie spokój. Mija kilka, kilkanaście minut, a jedyne co nadal chce zrobić to zapaść się pod ziemię, bo teraz to mnie ogarnęło uczucie wstydu. Koniec końców zakręcam wodę, ocieram skórę ręcznikiem i zakładam wzięte ze sobą ubrania. Wróciłem do pokoju i zabrałem się za sprzątnie tego 'małego bałaganu', którym pozostał po 'zabawie'. Ogarnięcie tego, nie zajęło długo ku mojemu zdziwieniu i niezadowoleniu. Miałem raczej nadzieję, że będę miał czym się zająć na dłuższy czas, a tu takie coś. Stanąłem na środku pokoju i westchnąłem głośno, jednocześnie rozglądając się wokół. Nadal czuję się nie swojo. Chcąc zająć czymś myśli, czymś innym niż pół nagim ciałem Vetura, złapałem za kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Może świeże powietrze zadziała jakoś lepiej.
-Znowu deszcz -wymamrotałem wychodząc przed budynek.
Nasunąłem mocniej kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie, tam gdzie nogi poniosą. Szykuję się długa noc.
-----------------------
-Wyglądasz tragicznie -przywitał mnie zachrypnięty głos Ivana.
Nic nie odpowiedziałem dopóki nie usiadłem na kanapę, nawet nie kłopotałem się ze zdjęciem kurtki, nie mam zamiaru siedzieć tu długo.
-A widziałeś się dzisiaj w lustrze? -odpadłem w końcu, jednak chyba zbyt poważnym głosem.
-Ktoś tu ma zły humorek -złapał za krzesło stające przy stole, po czym usiadł naprzeciwko mnie.- Co jest?
-Nic, potrzebuje zwolnienia -pociągnąłem nosem.
-Kolejny... -westchnął.
-Nie moja wina -powiedziałem od razu, tak jakbym musiał się tłumaczyć, jakim cudem nie czuje się najlepiej.
-Co ty taki spięty nagle?
Dobre pytanie. W międzyczasie przez pokój przewinęło się kilka osób w białych kitlach, część wyglądała prawie równie tragicznie co ja. Mężczyzna przysunął się bliżej i wyciągnął z kieszeni mała latarkę. Jak dobrze, że większość lekarzy nosi wszystko przy sobie.
-Usta szeroko -jak zwykle jego poważna mina jest dla mnie niezłym prowokatorem do śmiechu.
Z powstrzymywanym uśmiechem wykonałem plecenie. Pochylił się, poświęcił światłem, poprzyglądał się i wyprostował, po czym sprawdził reakcję źrenic, świecąc tym cholerstwem po oczach. Odruchowa 'procedura' nawet jeżeli na pierwszy rzut oka widać co jest, chyba wszyscy już tu taką mają.
-Od kiedy tak masz? -powaga ne schodziła z jego twarzy.
-Bo ja wiem... Od tygodnia jakoś -odparłem bez większego zastanowienia.
-A oczy?
-A co ma być z nimi? Bolą, ale to ze zmęczenia -zdziwiłem się trochę tym pytaniem.
-Jesteś pewien? -na twarzy chłopaka wymalowało się coś czego nie dało się rozszyfrować.- Bo.. Ekhem.. No, nie wyglądają normalnie -dodał po chwili.
Podniosłem się i skierowałem do łazienki będącej w pokoju lekarzy. Przybliżyłem twarz do lustra wiszącego na ścianie, nad zlewem. Przeraziło mnie to co zobaczyłem. Zamiast ujrzeć niebieski kolor tęczówek w odbiciu były one jasno żółte. Odruchowo zrobiłem krok w tył i przetarłem oczy. Podszedłem do lustra i znowu się przejrzałem, kolor wrócił do 'normy'. Wróciłem do pokoju.
-Możliwe jest, że niektóre mutacje pojawiają się po latach? -zapytałem siadając znowu na kanapę.
-Teoretycznie -odpowiedział niższy.- Ale nie był bym taki pewny, że to mutacja. To trzeba przebadać.
-Błagam -przerwałem mu- badali mnie już, myślisz że nagle ogarnął co mi zmienili w DNA? Wątpię -wstałem i skierowałem się do wyjścia, jednak będąc przed drzwiami zatrzymałem się.- Dzięki i pamiętaj o tym zwolnieniu -rzuciłem z uśmiechem i wyszedłem.
Przechodząc przez szpital w końcu musiałem przejść obok rejestru, a pielęgniarki oczywiście musiały zwrócić na mnie uwagę.
-A pan gdzie idzie? Nie ma pan dyżury? -zaczęła jedna z nich.
-Spokojnie, doktor Ivan przekaże zwolnienie dla ordynatora -odpowiedziałem bez zatrzymywania się.
Po chwili znalazłem się na zewnątrz.
--------------------------
Kolejny telefon odebrany w ciągu ostatnich kilku dni, jednak tym razem tylko z informacją gdzie i kiedy, by dostać więcej szczegółów odnośnie zlecenia. Przestaje to lubić, zabawa jak w kotka i myszkę, nie dość, że robię wszystko za nich to ci jeszcze muszą mnie 'sprawdzać'. Jednak z drugiej strony nie sposób odmówić, gdy potrzebne są pieniądze. Więc i w tym przypadku przyjąłem to, po mimo tak ograniczonych informacji.
Po południu dotarłem do wskazanego miejsca. Ogromny, szklany biurowiec. Tylko tego mi brakowało. Wchodząc do środka czuję jak ludzie dosłownie wbijają swój wzrok we mnie. O tak, tęskniłem za tym. Teraz tylko do windy i na górę. Zatrzymuję się. Wysiadam. Kilka pewnych kroków przed siebie i zatrzymuje się przed jednym z oszklonych gabinetów. Mężczyzna w garniturze znajdujący się w środku widząc mnie wyszedł i rzucił szybko, że jeżeli przychodzę w 'pewnej sprawie' mam zaczekać, bo aktualne spotkanie trochę się przeciąga i nie czekając na moja odpowiedź wrócił do środka. Wywróciłem oczami i westchnąłem głośno, wręcz teatralnie. Odszedłem trochę bardziej w stronę windy i opadłem się o normalna ścianę. Po dłuższej chwili czekania usłyszałem za sobą cichy sygnał oznajmujący, iż winda się zatrzymała i można z niej wysiąść, ewentualnie wsiąść. Odruchowo odwróciłem się. Chęć zobaczenia kim była osoba, która miała zaraz się ukazać jest strasznie kusząca i nie da się z nią wygrać. Drzwi po woli się rozsunęły a ze środka wyszły kilka osób. Większość niczym się nie wyróżniała, nie licząc pewnej dwójki. Kobieta i mężczyzna. Fakt, że idą blisko siebie, może świadczyć, iż coś ich łączy, nie ważne co. Podniosłem wzrok wyżej. Nie spodziewałem się tego. Poczułem jak serce mi staje. Minęli mnie i zatrzymali się dalej. Cały czas wiodłem za nimi wzrokiem. Facetem ubranym w garnitur jest nie kto inny jak Vetur, ale kim jest ta kobieta. Moje serce zmieniło zdanie i zaczęło walić jak oszalałe. Czemu? Przecież to tylko kolejny zleceniodawca. Nic nowego. Zmusiłem się, żeby utkwić wzrok przed sobą, zamiast na tej dwójce. Jednak kątem oka dostrzegłem, że i demon mnie poznał. Jego mina- bezcenna. W sumie nie dziwie się, sam bym się teraz nie poznał. Dżinsy rozerwane na kolanach, buty a'la glany i komicznie podkrążone oczy bardziej niż zwykle. Spojrzałem znowu na niego. Sposób w jaki ta czerwonwłosa kobieta stała przy nim, dotykała go i w ogóle, zaczął mnie drażnić. Czuć się zazdrosnym o kogoś kogo się nie zna, szczyt głupoty i naiwności. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i znowu odwróciłem wzrok. Poczułem jak ogarnia mnie złość i znowu pojawił się ból za oczami. Dojrzałem jak mężczyzna do którego tu przyszedłem wychodzi z gabinetu i żegna się z kimś kto tam był, po czym spogląda na mnie i gestem dłoni wskazuje, że mogę już wejść. Ruszyłem przed siebie, minąłem grupę stojących ludzi wraz z wcześniej obserwowaną przeze mnie dwójką i wszedłem do oszklonego pomieszczenia.
Vetur?
Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę. O nie nie. Opko takie 2/10, w życiu nie dorówna twoim. Amen.
Od Thyone'a do Noir'a
Donośny, irytujący dźwięk rozbrzmiał echem w korytarzu. Był mi znany bardzo dobrze, jednak nie byłem pewien jakie dokładnie uczucia we mnie wywołuje. Głucha cisza. Raz po raz przerywana stuknięciami obcasów o podłogę.
- 204! - ponury, głęboki głos strażnika wdarł się do celi tuż po otwarciu jej drzwi.
To plugawe imię, które za każdym razem było mi tu przydzielane wywarło obrzydliwy grymas na mojej twarzy. Bez pośpiechu zwlokłem się ze swej pryczy. Miałem świadomość, że tym zagraniem denerwuję strażnika jeszcze bardziej. Nic jednak nie powiedział. Czekał grzecznie, aż łaskawie do niego podejdę. Gdy znalazłem się już wystarczająco blisko pochwycił moje ramię gwałtownie. Uścisk nie należał do najmilszych, dlatego chcąc nie chcąc syknąłem pod nosem. Zatrzasnął wejście od celi, a ręce skuł, by ograniczyć swobodę ruchów. Przyznam, że nie jestem dla nich obcą twarzą, ale nigdy nie będę tu mile widziany. Nawet współlokatorzy odsiadki niespecjalnie za mną przepadali. Cóż, ze wzajemnością.
Zostawił mnie na chwilę samego. Za pewne poszedł dokończyć wszelkie papiery związane z moim wypisem. Wiedział, że jestem już za stary na zabawy w kotka i myszkę, zwłaszcza w dniu wyjścia. Cholera, kiedy stałem się, aż tak przewidywalny.
- Wychodzisz. - mruknął. - Nie spierdol tego po raz kolejny. - dodał, oswabadzając moje dłonie. - Mam dość oglądania Twojej mordy. - na pożegnanie wypchnął mnie przez próg. Mogłem się tego spodziewać, ale reaguję zbyt wolno. Próbowałem upaść na ręce, lecz skończyłem w dziwnej pozycji z poobijanymi łokciami i zdartym policzkiem. Pozbierałem swą dumę z ziemi jak najszybciej mogłem. Nie miałem zbyt wiele do wyboru. Mieszkanie, które kiedyś wynajmowałem... No tak, już nie wynajmuję. Dlatego wybrałem się na plażę. Idealne miejsce, by truć swoje ciało, a matka natura wraz z przypływem sama za ciebie posprząta.
Zanim się tam jednak dostanę czeka mnie długa droga przez komunikację miejską. Chyba nie ma nic gorszego, niż przepełnione spoconymi ludźmi pojazdy. Zwłaszcza, kiedy ktoś bez przerwy mruczy pod nosem o Twojej osobie.
- Wszystko okej? - skrzeczący, ale z pewnością męski głos mówił jakby przede mną, jednak zdawało się, że zachowuje pewien dystans. - Krew ci się leje z nosa. - skwitował. Nie brzmiał przejmująco, więc po co o tym w ogóle wspomniał?
- Co? - zmarszczyłem brwi i odruchowo przetarłem łuk kupidyna. - Faktycznie. - przyznałem racje i z braku chusteczek odchyliłem głowę do tyłu.
- Tak się nie robi, jezu. - był wyraźnienie zażenowany moją postawą.
- W takim razie mam pozwolić żeby zalało mi pół twarzy i ubrań? - to było dość oczywiste, ale nie chciałem wszczynać kłótni, dlatego zamiast go obrażać, wplotłem w słowa nutę irytacji.
- Nie możesz po prostu wrócić do domu?
Naprawdę, tak chciał pogrywać? Uwierz mi, że z chęcią bym wrócił do domu.
- Nie do końca, nie jestem stąd. - burknąłem sam do siebie.
- Co? - powtórzył znacznie schylając się ku mojej twarzy. Dopiero teraz do mnie dotarło ile nas dzieliło.
Noir?
- 204! - ponury, głęboki głos strażnika wdarł się do celi tuż po otwarciu jej drzwi.
To plugawe imię, które za każdym razem było mi tu przydzielane wywarło obrzydliwy grymas na mojej twarzy. Bez pośpiechu zwlokłem się ze swej pryczy. Miałem świadomość, że tym zagraniem denerwuję strażnika jeszcze bardziej. Nic jednak nie powiedział. Czekał grzecznie, aż łaskawie do niego podejdę. Gdy znalazłem się już wystarczająco blisko pochwycił moje ramię gwałtownie. Uścisk nie należał do najmilszych, dlatego chcąc nie chcąc syknąłem pod nosem. Zatrzasnął wejście od celi, a ręce skuł, by ograniczyć swobodę ruchów. Przyznam, że nie jestem dla nich obcą twarzą, ale nigdy nie będę tu mile widziany. Nawet współlokatorzy odsiadki niespecjalnie za mną przepadali. Cóż, ze wzajemnością.
Zostawił mnie na chwilę samego. Za pewne poszedł dokończyć wszelkie papiery związane z moim wypisem. Wiedział, że jestem już za stary na zabawy w kotka i myszkę, zwłaszcza w dniu wyjścia. Cholera, kiedy stałem się, aż tak przewidywalny.
- Wychodzisz. - mruknął. - Nie spierdol tego po raz kolejny. - dodał, oswabadzając moje dłonie. - Mam dość oglądania Twojej mordy. - na pożegnanie wypchnął mnie przez próg. Mogłem się tego spodziewać, ale reaguję zbyt wolno. Próbowałem upaść na ręce, lecz skończyłem w dziwnej pozycji z poobijanymi łokciami i zdartym policzkiem. Pozbierałem swą dumę z ziemi jak najszybciej mogłem. Nie miałem zbyt wiele do wyboru. Mieszkanie, które kiedyś wynajmowałem... No tak, już nie wynajmuję. Dlatego wybrałem się na plażę. Idealne miejsce, by truć swoje ciało, a matka natura wraz z przypływem sama za ciebie posprząta.
Zanim się tam jednak dostanę czeka mnie długa droga przez komunikację miejską. Chyba nie ma nic gorszego, niż przepełnione spoconymi ludźmi pojazdy. Zwłaszcza, kiedy ktoś bez przerwy mruczy pod nosem o Twojej osobie.
- Wszystko okej? - skrzeczący, ale z pewnością męski głos mówił jakby przede mną, jednak zdawało się, że zachowuje pewien dystans. - Krew ci się leje z nosa. - skwitował. Nie brzmiał przejmująco, więc po co o tym w ogóle wspomniał?
- Co? - zmarszczyłem brwi i odruchowo przetarłem łuk kupidyna. - Faktycznie. - przyznałem racje i z braku chusteczek odchyliłem głowę do tyłu.
- Tak się nie robi, jezu. - był wyraźnienie zażenowany moją postawą.
- W takim razie mam pozwolić żeby zalało mi pół twarzy i ubrań? - to było dość oczywiste, ale nie chciałem wszczynać kłótni, dlatego zamiast go obrażać, wplotłem w słowa nutę irytacji.
- Nie możesz po prostu wrócić do domu?
Naprawdę, tak chciał pogrywać? Uwierz mi, że z chęcią bym wrócił do domu.
- Nie do końca, nie jestem stąd. - burknąłem sam do siebie.
- Co? - powtórzył znacznie schylając się ku mojej twarzy. Dopiero teraz do mnie dotarło ile nas dzieliło.
Noir?
Deidre cd Tiago
Oglądałam telewizję i czytałam gazetę. Dziś miał się ukazać jakiś artykuł. Więc go szukałam. Przetrzepałam całą gazetę, ale nic nie znalazłam w niej. Ze frustracja rzuciłam papierem o podłogę i wzięłam fajkę, aby zapalić. Akurat w momencie, gdy gasiłam peta w popielniczkę. Saba jest to pies sąsiadki. Wyjechała na trochę i zostawiła mi psinę, bo nie mogła jej wziąć ze sobą. Poza tym już wolałam pilnować jej psa niż podlewać i pielęgnować dom. Taka babka, nie wygląda na bogata. Jej mieszkanie jest troszkę mniejsze od mojego apartamentu. Niekiedy mówiła, że jej rodzina przyjeżdża. Choć po co mi to wiedzieć? Po nic. Saba w swoim pyszczku trzymała gazetę. Wzięłam ja i pogłaskałam po główce. Jest to mieszaniec, więc wygląda trochę jak wilk. Położyła głowę na moich nogach, a ja w tym czasie na spokojnie mogłam jeszcze raz znaleźć. Choć też jest możliwość, znalezienia tego w internecie. To mimo iż czasem warto poszukać ręcznie. Znalazłam artykuł o morderstwie, wplatane w to są narkotyki, handel żywym towarem plus coś jeszcze.
Anabel Kimor została znaleziona skrępowana w sypialni swojego męża, sypiał tam z dwiema prostytutkami oraz siostra Anabel niejaka Meibel. Romans trwał przeszło 4 lata, a Meibel była w ciąży. To, co się później zdarzyło było wstrząsem. Anabel, gdy przyłapała męża w łóżku z siostrą. Zareagowała agresywnie wywalając oboje. Jej reakcja, nie jest jakaś zła. Obie nawzajem, choć siostry to nienawidziły się z całego serca. Ich ojciec kilkanaście razy w roku gwałcił Meibel. Gdy zaszła w ciążę miała je urodzić, lecz zabija dziecko tak samo, jak ojca. Zanim zabiła siebie, poszła ponownie do łóżka z kochankiem. Wtedy właśnie wpadł gang narkotykowy. Oboje zostali zabici, natomiast Anabel złapana. Zgwałcona kilka razy, a następnie zaćpana i zamordowana. Nikt do tej pory nie wie jaki sekret tkwi w tej rodzinie. Wszelkie ślady są tuszowane. Co do handlu żywym towarem znaleziono na nazwisko ojca sióstr dwa kontenery. W jednym były jeszcze żywe kobiety, natomiast w drugim zmasakrowane ciała. Jakby się zjadły, zabiły i ktoś je zgwałcił. Matka dziewczynek oraz żona umarła tuż przy porodzie. Cóż za chaos i żałoba. Christian mąż, ojciec, oraz przestępca został skazany na dożywocie. Więcej informacji na temat tej rodziny, wkrótce się pojawi.
Gdy skończyłam czytać, przełączyłam na wiadomości, aby posłuchać o tym. - Az takie masakry teraz się dzieją. Moja pracodawczyni się nie odzywa. Podobno mają jakiś alarm i nikt się nie może z nimi widywać. Handel żywym towarem.. Poważnie aż tak się to wszystko pojebało, że już sobie spokojnie z domu i wyjść nie można albo w nocy wrócić. Sprawa powinna być zamknięta. Zresztą Saba chcesz wyjść na spacer? - zwróciłam się do psiny z pytaniem. Wesoło zamerdała ogonem. Wstałam, wyłączyłam telewizję i udałam się do przedpokoju, aby włożyć buty. Wzięłam też bluzę z kapturem oraz smycz do Saby.
Wyszłam, zamykając drzwi, z telefonem w kieszeni oraz paroma drobinkami.
Wyszłam z budynku i skierowałam się do parku. Sabę spuściłam ze smyczy, dopiero gdy byłam na terenie przeznaczonym dla zwierząt. Wzięłam jakiś patyk i rzuciłam jej. Pobiegła za nim.
Nie wracała, więc poszłam w kierunku, gdzie rzuciłam patyk, jakiś chłopak ją rozpieszczał.
- Wabi się Saba. Polubiła cię. - powiedziałam, a chłopak spojrzałam na mnie. Niebieskie włosy mi się rzuciły w oczy.
- Pasuje do niej to imię. Jestem Tiago, a ty? - spytał, drapiąc psinę za uchem.
- Deirdre. Miło mi. Możesz porzucać patykiem, lubi biegać. - powiedziałam.
Sab przyniosła patyk i prosiła, aby jej rzucił, tak też zrobił.
- Tiago opowiesz coś o sobie? - spytałam grzecznie. Uprzejmość zawsze jest dobra.
Tiago?
Anabel Kimor została znaleziona skrępowana w sypialni swojego męża, sypiał tam z dwiema prostytutkami oraz siostra Anabel niejaka Meibel. Romans trwał przeszło 4 lata, a Meibel była w ciąży. To, co się później zdarzyło było wstrząsem. Anabel, gdy przyłapała męża w łóżku z siostrą. Zareagowała agresywnie wywalając oboje. Jej reakcja, nie jest jakaś zła. Obie nawzajem, choć siostry to nienawidziły się z całego serca. Ich ojciec kilkanaście razy w roku gwałcił Meibel. Gdy zaszła w ciążę miała je urodzić, lecz zabija dziecko tak samo, jak ojca. Zanim zabiła siebie, poszła ponownie do łóżka z kochankiem. Wtedy właśnie wpadł gang narkotykowy. Oboje zostali zabici, natomiast Anabel złapana. Zgwałcona kilka razy, a następnie zaćpana i zamordowana. Nikt do tej pory nie wie jaki sekret tkwi w tej rodzinie. Wszelkie ślady są tuszowane. Co do handlu żywym towarem znaleziono na nazwisko ojca sióstr dwa kontenery. W jednym były jeszcze żywe kobiety, natomiast w drugim zmasakrowane ciała. Jakby się zjadły, zabiły i ktoś je zgwałcił. Matka dziewczynek oraz żona umarła tuż przy porodzie. Cóż za chaos i żałoba. Christian mąż, ojciec, oraz przestępca został skazany na dożywocie. Więcej informacji na temat tej rodziny, wkrótce się pojawi.
Gdy skończyłam czytać, przełączyłam na wiadomości, aby posłuchać o tym. - Az takie masakry teraz się dzieją. Moja pracodawczyni się nie odzywa. Podobno mają jakiś alarm i nikt się nie może z nimi widywać. Handel żywym towarem.. Poważnie aż tak się to wszystko pojebało, że już sobie spokojnie z domu i wyjść nie można albo w nocy wrócić. Sprawa powinna być zamknięta. Zresztą Saba chcesz wyjść na spacer? - zwróciłam się do psiny z pytaniem. Wesoło zamerdała ogonem. Wstałam, wyłączyłam telewizję i udałam się do przedpokoju, aby włożyć buty. Wzięłam też bluzę z kapturem oraz smycz do Saby.
Wyszłam, zamykając drzwi, z telefonem w kieszeni oraz paroma drobinkami.
Wyszłam z budynku i skierowałam się do parku. Sabę spuściłam ze smyczy, dopiero gdy byłam na terenie przeznaczonym dla zwierząt. Wzięłam jakiś patyk i rzuciłam jej. Pobiegła za nim.
Nie wracała, więc poszłam w kierunku, gdzie rzuciłam patyk, jakiś chłopak ją rozpieszczał.
- Wabi się Saba. Polubiła cię. - powiedziałam, a chłopak spojrzałam na mnie. Niebieskie włosy mi się rzuciły w oczy.
- Pasuje do niej to imię. Jestem Tiago, a ty? - spytał, drapiąc psinę za uchem.
- Deirdre. Miło mi. Możesz porzucać patykiem, lubi biegać. - powiedziałam.
Sab przyniosła patyk i prosiła, aby jej rzucił, tak też zrobił.
- Tiago opowiesz coś o sobie? - spytałam grzecznie. Uprzejmość zawsze jest dobra.
Tiago?
Diedre CD Safira
Hmm.. Jak mam mu powiedzieć, tak aby nie zdradzić szczegółów. Dobra już wiem. Tylko Dei musisz pamiętać, następnym razem nie można się tak na ludzi rzucać. Dziwota dawno nie piłam krwi, a ta było smaczna, choć też jest demonem jakimś czystym.
- Dzwoniła jakąś kobietą podająca fałszywe informacje. I chciała za nie pieniądze. Zaczęła też temat o rodzinie. Czysta hipokryzja. Bardzo mi przykro, że cię ugryzłam i podałam swoją krew, aby uzupełnić litry, które Ci odebrałam. Jeśli jest Ci zimno, to mogę podkręcić ogrzewanie, to nie problem. Łazienka to te niebieskie drzwi. Jeśli będziesz chciał, mogę cię jutro powieść i tak mam coś po drodze do załatwienia. To miłej nocy, dobranoc. Jeśli będziesz głodny, nie krepuj się i weź coś z lodówki. - powiedziałam. Wstałam wzięłam koc, laptopa i kubek do ręki. Wyszłam z pokoju, zamykając drzwi za sobą.
Poszłam do drugiego pokoju i położyłam laptopa na łóżka oraz koc, po czym z kubkiem poszłam do kuchni. Nalałam sobie picia i wzięłam z tacy jabłko oraz wrzuciłam do mikrofalówki torebkę z popcornem. Usiadłam na blacie i czekałam, aż się zrobi. Przeglądałam w tym czasie na tablecie kamery, z holu, domu, oraz z innych miejsc, w których mieszkam. Otworzyłam mejla. Dziwne dostałam go od taty, okazało się, że wysłał jednego z braci. Po co ja się pytam? Przecież samej świetnie mi idzie. Przerzuciłam wiadomość na laptopa i zgasiłam tablet. Wzięłam już gotowy pop corn i wsypałam je do miski. Wzięłam sobie miskę i poprzednio przygotowane rzeczy. Poszłam do pokoju przymykając drzwi. Na wszelki wypadek zostawiłam otwarte. Włączyłam telewizje i laptopa. Wzięłam parę ziarenek do buzi i poszłam wywiesić pranie. Udało mi się w miarę szybko, choć mogłam androida włączyć najnowszej generacji. Nie potrzeba mi na razie starczy, że mam cyborgi i androidy w mieszkaniu.
Wróciłam do pokoju i podkręciłam ogrzewanie w apartamencie. Zaczęłam oglądać i jeść pop corn. Słyszałam, nawet na kamerach widziałam, jak chłopak bierze coś do jedzenia. ~Nawet nie wiem, co zje jutro na śniadanie. Może jednak android pomoże. - Pomyślałam. Włączyłam ja i skierowałam do biblioteki. Musiała się przyszykować, dawno jej nie włączałam po ulepszeniach, aby była i żyła jak człowiek. Inori śliczne imię do zielonowłosej dziewczynki, z żółtymi oczami. To w sumie też trochę nielegalne, ale co mi tam. Jeszcze jak któryś z braci przyjeżdża. Choć dziwota mamy tę samą matkę, to nasze rasy są różne.
***
Film się koło 2 rano skończył. Popcorn zjedzony, a napój wypity do połowy. Spalam, choć koło szóstej rano się obudziłam. Wstałam i poszłam wziąć prysznic. Po prysznicu wzięłam chłopaka ubrania i po cichu weszłam do jego pokoju i położyłam na fotelu. Smacznie spał. Wyszła po cichu i poszłam się ubrać. Odwiesiłam ręcznik i zrobiłam makijaż plus kucyki. Wzięłam do torby, spakowałam strój na siłownię oraz na basen. Poinformowałam kogo trzeba, że wpadnę. Wzięłam telefon godzina była już koło dziewiątej rano, włożyłam go sobie do kieszeni swetra. Poszłam do kuchni, dokładniej do jadalni i usiadłam, w tym czasie Ineri przyniosła śniadanie i też siadła. Niedługo po rozmowie z androidem przyszedł ubrany i gotowy Safir. Usiadł i spojrzał na dziewczynę.
- To jest Inari, jest androidem. - powiedziałam.
- Cześć miło cię poznać Safir. Twoje imię znam od Dei. - powiedziałam i zaczęła jeść.
- Ok. - więcej nic nie powiedział.
Nic więcej nie trzeba było mówić. Gdy zjadłam, Inari posprzątała naczynia i poszła poczytać. Pomachała na pożegnanie tylko.
Wzięłam torbę i wyszliśmy z mieszkania, zamknęłam je i pojechałam winda na podziemny parking. Droga nie trwała długo. Gdy wyszliśmy, otworzyłam samochód i włożyłam do bagażnika torbę, zamknęłam go i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam i jechałam, tak jak wskazywał drogę. Po jakimś czasie dojechałam na miejsce. Poszedł, a ja mogłam pojechać na siłownię.
***
Zeszło mi się ponad cztery godziny drugie tyle na basenie. Aktualnie, byłam u kolegi i koleżanki leżałam sobie na leżaku nad basenem. Wypompowano ze mnie wszelką energię. Gdy ja sobie leżałam i przeglądałam coś na laptopie. Zauważyłam, jak coś się dzieje w domu. Wzięłam laptop i poszłam, zobaczyć co się dzieje.
Wchodząc, słyszałam jakąś rozmowę.
- Safir? Co tu robisz? - spytałam zdziwiona.. Co on tu robi?
- Hej, mogę o to samo zapytać. - powiedział.
- Mój kolega tu mieszka wraz ze swoją dziewczyną. Teraz twoja kolei. - powiedział i usiadłam naprzeciwko niego w zawieszanym fotelu.
Safir?
- Dzwoniła jakąś kobietą podająca fałszywe informacje. I chciała za nie pieniądze. Zaczęła też temat o rodzinie. Czysta hipokryzja. Bardzo mi przykro, że cię ugryzłam i podałam swoją krew, aby uzupełnić litry, które Ci odebrałam. Jeśli jest Ci zimno, to mogę podkręcić ogrzewanie, to nie problem. Łazienka to te niebieskie drzwi. Jeśli będziesz chciał, mogę cię jutro powieść i tak mam coś po drodze do załatwienia. To miłej nocy, dobranoc. Jeśli będziesz głodny, nie krepuj się i weź coś z lodówki. - powiedziałam. Wstałam wzięłam koc, laptopa i kubek do ręki. Wyszłam z pokoju, zamykając drzwi za sobą.
Poszłam do drugiego pokoju i położyłam laptopa na łóżka oraz koc, po czym z kubkiem poszłam do kuchni. Nalałam sobie picia i wzięłam z tacy jabłko oraz wrzuciłam do mikrofalówki torebkę z popcornem. Usiadłam na blacie i czekałam, aż się zrobi. Przeglądałam w tym czasie na tablecie kamery, z holu, domu, oraz z innych miejsc, w których mieszkam. Otworzyłam mejla. Dziwne dostałam go od taty, okazało się, że wysłał jednego z braci. Po co ja się pytam? Przecież samej świetnie mi idzie. Przerzuciłam wiadomość na laptopa i zgasiłam tablet. Wzięłam już gotowy pop corn i wsypałam je do miski. Wzięłam sobie miskę i poprzednio przygotowane rzeczy. Poszłam do pokoju przymykając drzwi. Na wszelki wypadek zostawiłam otwarte. Włączyłam telewizje i laptopa. Wzięłam parę ziarenek do buzi i poszłam wywiesić pranie. Udało mi się w miarę szybko, choć mogłam androida włączyć najnowszej generacji. Nie potrzeba mi na razie starczy, że mam cyborgi i androidy w mieszkaniu.
Wróciłam do pokoju i podkręciłam ogrzewanie w apartamencie. Zaczęłam oglądać i jeść pop corn. Słyszałam, nawet na kamerach widziałam, jak chłopak bierze coś do jedzenia. ~Nawet nie wiem, co zje jutro na śniadanie. Może jednak android pomoże. - Pomyślałam. Włączyłam ja i skierowałam do biblioteki. Musiała się przyszykować, dawno jej nie włączałam po ulepszeniach, aby była i żyła jak człowiek. Inori śliczne imię do zielonowłosej dziewczynki, z żółtymi oczami. To w sumie też trochę nielegalne, ale co mi tam. Jeszcze jak któryś z braci przyjeżdża. Choć dziwota mamy tę samą matkę, to nasze rasy są różne.
***
Film się koło 2 rano skończył. Popcorn zjedzony, a napój wypity do połowy. Spalam, choć koło szóstej rano się obudziłam. Wstałam i poszłam wziąć prysznic. Po prysznicu wzięłam chłopaka ubrania i po cichu weszłam do jego pokoju i położyłam na fotelu. Smacznie spał. Wyszła po cichu i poszłam się ubrać. Odwiesiłam ręcznik i zrobiłam makijaż plus kucyki. Wzięłam do torby, spakowałam strój na siłownię oraz na basen. Poinformowałam kogo trzeba, że wpadnę. Wzięłam telefon godzina była już koło dziewiątej rano, włożyłam go sobie do kieszeni swetra. Poszłam do kuchni, dokładniej do jadalni i usiadłam, w tym czasie Ineri przyniosła śniadanie i też siadła. Niedługo po rozmowie z androidem przyszedł ubrany i gotowy Safir. Usiadł i spojrzał na dziewczynę.
- To jest Inari, jest androidem. - powiedziałam.
- Cześć miło cię poznać Safir. Twoje imię znam od Dei. - powiedziałam i zaczęła jeść.
- Ok. - więcej nic nie powiedział.
Nic więcej nie trzeba było mówić. Gdy zjadłam, Inari posprzątała naczynia i poszła poczytać. Pomachała na pożegnanie tylko.
Wzięłam torbę i wyszliśmy z mieszkania, zamknęłam je i pojechałam winda na podziemny parking. Droga nie trwała długo. Gdy wyszliśmy, otworzyłam samochód i włożyłam do bagażnika torbę, zamknęłam go i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam i jechałam, tak jak wskazywał drogę. Po jakimś czasie dojechałam na miejsce. Poszedł, a ja mogłam pojechać na siłownię.
***
Zeszło mi się ponad cztery godziny drugie tyle na basenie. Aktualnie, byłam u kolegi i koleżanki leżałam sobie na leżaku nad basenem. Wypompowano ze mnie wszelką energię. Gdy ja sobie leżałam i przeglądałam coś na laptopie. Zauważyłam, jak coś się dzieje w domu. Wzięłam laptop i poszłam, zobaczyć co się dzieje.
Wchodząc, słyszałam jakąś rozmowę.
- Safir? Co tu robisz? - spytałam zdziwiona.. Co on tu robi?
- Hej, mogę o to samo zapytać. - powiedział.
- Mój kolega tu mieszka wraz ze swoją dziewczyną. Teraz twoja kolei. - powiedział i usiadłam naprzeciwko niego w zawieszanym fotelu.
Safir?
piątek, 24 listopada 2017
Od Safir'a CD Deirdre
Odwrócił wzrok i rozejrzał się jeszcze raz po pokoju, niezauważalnie drgając co kilka sekund w reakcji na zimno. Utrata krwi sprawiła, że miał mętlik w głowie, a ta którą wypił nieświadomie, podarowana przez dziewczynę wydawała się tylko pogarszać sprawę. Wreszcie, oparł czoło o dłoń, której łokieć spoczywał na skrzyżowanych nogach i przymknął oczy, wzdychając.
- Chcę tylko powiedzieć, że nie powinnaś była tego robić - powiedział zmęczonym głosem, dalej nie unosząc twarzy. Teraz był odłamem w rodzinie i był ciągle na muszce, gdyby jego wrogowie dowiedzieli się o takiej wpadce, albo jego rodzice.. zacisnął na chwilę usta.
- Już mówiłam..
- Proszę, pozwól mi kontynuować. Dałaś mi do wypicia swoją krew.. zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś? Nie piję jej odkąd pamiętam, odwróciłem się od tego, a ty to zepsułaś.
Deirdre wydawała się zdezorientowana, jakby nie rozumiała. Nie dziwiło go to, bo przecież jaki demon na własną rękę sprzeciwia się naturze, nie pije krwi, nie uprawia seksu, nie robi nic, czym powinien się zajmować? Był dziwny.
- Ugh, dziękuję, że chociaż się mną zajęłaś - mruknął, wreszcie unosząc wzrok. Ona była nieświadoma, szła za instynktem, była dzika, a on spokojny i wyuczony cierpliwości. Byli jak ying i yang, ale w tym wypadku, kompletnie się nie uzupełniali. - Poczekam na swoje ciuchy i.. w jakiej części jesteśmy?
- To znaczy? - podrapał się po jej pytaniu po szyi i zamyślił. Na pewno nie znała nazw ,,miast".
- Zachód? Daleko od muru, za którym wybrałaś się nad morze?
- Właściwie, to bardziej północ.. - zamrugał i poddał się. Tak nie dowie się, jak daleko jest od domu. Wstał z łóżka, choć niechętnie bo było mu cholernie zimno i podszedł do okna. Po położeniu słońca mógł stwierdzić, że jest bliżej wieczora niż poranka, toteż pozwolił sobie wrócić na miejsce i schować pod nakryciem.
- Wolę nie ryzykować, wrócę rano.. chyba, że znowu coś przeskrobiesz. Drugim razem, nie będę taki miły. To teraz.. powiedz coś o sobie. Kto cie tak zdenerwował?
- Chcę tylko powiedzieć, że nie powinnaś była tego robić - powiedział zmęczonym głosem, dalej nie unosząc twarzy. Teraz był odłamem w rodzinie i był ciągle na muszce, gdyby jego wrogowie dowiedzieli się o takiej wpadce, albo jego rodzice.. zacisnął na chwilę usta.
- Już mówiłam..
- Proszę, pozwól mi kontynuować. Dałaś mi do wypicia swoją krew.. zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś? Nie piję jej odkąd pamiętam, odwróciłem się od tego, a ty to zepsułaś.
Deirdre wydawała się zdezorientowana, jakby nie rozumiała. Nie dziwiło go to, bo przecież jaki demon na własną rękę sprzeciwia się naturze, nie pije krwi, nie uprawia seksu, nie robi nic, czym powinien się zajmować? Był dziwny.
- Ugh, dziękuję, że chociaż się mną zajęłaś - mruknął, wreszcie unosząc wzrok. Ona była nieświadoma, szła za instynktem, była dzika, a on spokojny i wyuczony cierpliwości. Byli jak ying i yang, ale w tym wypadku, kompletnie się nie uzupełniali. - Poczekam na swoje ciuchy i.. w jakiej części jesteśmy?
- To znaczy? - podrapał się po jej pytaniu po szyi i zamyślił. Na pewno nie znała nazw ,,miast".
- Zachód? Daleko od muru, za którym wybrałaś się nad morze?
- Właściwie, to bardziej północ.. - zamrugał i poddał się. Tak nie dowie się, jak daleko jest od domu. Wstał z łóżka, choć niechętnie bo było mu cholernie zimno i podszedł do okna. Po położeniu słońca mógł stwierdzić, że jest bliżej wieczora niż poranka, toteż pozwolił sobie wrócić na miejsce i schować pod nakryciem.
- Wolę nie ryzykować, wrócę rano.. chyba, że znowu coś przeskrobiesz. Drugim razem, nie będę taki miły. To teraz.. powiedz coś o sobie. Kto cie tak zdenerwował?
środa, 22 listopada 2017
Od Noir'a CD Karoliny
Stanąwszy z powrotem na prostych nogach, pochyliłem się do przodu opierając dłonie nad kolanami. Kto by się spodziewał takiego rozwoju sytuacji? Na pewno nie ja. Rozejrzałem się, wokół ani żywej duszy, po białowłosej także brak śladu. Odszedłem na bok, w stronę pustego rzędu ławek. Usiadłem na najbliższej próbując uspokoić nierówny oddech. Urządzenie, którym zostałem tak cudownie potraktowany nie należało do najmocniejszych jednak dodatkowy element zaskoczenia robi swoje. Wyciągnąłem nogi przed siebie jednocześnie odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy. Przeczekałem aż przejdą mi mroczki przed oczami i dopiero wtedy ulotniłem się stamtąd. Dotarcie do mieszkania nie przysporzyło mi większych problemów. A resztę dnia, krótko mówiąc, spędziłem obijając się na łóżku. Idealne.
Kolejne dwa dni minęły na nieustannych zmianach i krótkich drzemkach w szpitalu. Dzisiejszy dzień nie różni się za bardzo od poprzednich mówiąc szczerze. Wszedłem powolnym krokiem do 'pokoju wspólnego'. Ktoś spał na kanapie z bluzą narzuconą na twarz, ktoś inny na podłodze, nikt tu nie wybrzydza jak jest zmęczony. Podszedłem do sporego stołu, przy którym siedział Ivan, chłopak mniej więcej w moim wieku, niższy o głowę ode mnie ale równie popierdolony czasami- krótko mówiąc koleś 10/10. Siedział z głową opartą o dłoń. W aktualnej sytuacji, nie mogę zachować się inaczej niż pociągnąć za ową rękę. Uderza głową z hukiem o blat stołu, po czym podnosi się jak oparzony.
-Stary pojebało cie? mówił z ręką przyłożoną do czoła.
-Może -powiedziałem z zadowoleniem i przysiadłem się.
Po chwili chłopak z powrotem usiadł na swoje miejsce i sięgnął po kubek z jakimś płynem. Upił łyk i skrzywił się.
-Co nie smakuje? -zaśmiałem się.
-No tak nie bardzo -wyraził swoje niezadowolenie kolejnym grymasem.
-Może temu, że to coś stoi tu od ponad 5 dni i nikt nie wie co to jest?
-O, może mnie po tym zemdli i nie będę musiał nigdzie iść -upił kolejnego łyka.
-Gdzie iść? -zapytałem zdziwiony. Jak zwykle o wszystkim dowiaduje się ostatni.
-Na śmierć zapomniałem ci o tym powiedzieć...
Mężczyźnie przerwał zadowolony śmiech osoby wchodzącej do pokoju. Ten niski głos da się z łatwością rozpoznać- Gustav, wysoki niebieskooki blondyn, maskotka naszego oddziału.
-Tu są moje gołąbeczki -podszedł bliżej.- Szukałem was chyba wszędzie. Powiedziałeś już mu? -spojrzałem na obu pytającym wzrokiem. Niższy mężczyzna z zakłopotanym uśmiechem na ustach pomachał jedynie przecząco głową.
-Serio wszystko muszę robić sam.. No nic, słuchaj Noir, idziemy się dzisiaj zabawić -powiedział zadowolony.
-W jakim sensie? -poziom mojej dezorientacji chyba nigdy nie był tak wysoki.
-Każdym. Za 3 dni biorę ślub więc przydałoby się jakoś 'uczcić' ostatnie dni 'wolności' -uśmiech nie schodził z jego twarz.
-Z chęcią, ale nie mam ochoty. Padam na ryj, jak większość.
-Dobra, dobra. Dziewczyny pomogą się wam zrelaksować -machnął ręką i skierował się do wyjścia.- O 20 przed szpitalem -dodał przed wyjściem z pokoju.
-Zachciało się być mniej aspołecznym..-mruknąłem do siebie
-Nadal tu jestem i słyszę to -mruknął niższy.- Czuje się urażony -powiedział z udawanym cierpieniem w głosie.
-O nie, jak mi przykro z tego powodu -podniosłem się. Obaj się zaśmialiśmy- To do 20 -wróciłem do swoich obowiązków.
O zaplanowanej godzinie wszyscy, którzy mieli przyjść, zjawili się na wyznaczonym miejscu. Odpicowani i w ogóle, jedynie chyba ja na kompletnym luzie. Ale cóż, plan jest taki by się pokazać i zwiać przy pierwszej okazji. Pierwszy klub, później następny, aż w końcu zawędrowaliśmy pod jeden z tych budynków, na widok którego wiesz dokładnie co się tam znajduje. Nie miałem najmniejszego pojęcia o tym co nasz pan młody planuje i szczerze mi się to nie podobało. Z lekkim oporem wszedłem za mężczyznami do środka.
<Karolina? Jak myślisz gdzie panowie poszli? ( ͡° ͜ʖ ͡° ) Do burdelu? Tam gdzie jest Karo? Bravo, dostaniesz za trafną odpowiedź ciastko>
Kolejne dwa dni minęły na nieustannych zmianach i krótkich drzemkach w szpitalu. Dzisiejszy dzień nie różni się za bardzo od poprzednich mówiąc szczerze. Wszedłem powolnym krokiem do 'pokoju wspólnego'. Ktoś spał na kanapie z bluzą narzuconą na twarz, ktoś inny na podłodze, nikt tu nie wybrzydza jak jest zmęczony. Podszedłem do sporego stołu, przy którym siedział Ivan, chłopak mniej więcej w moim wieku, niższy o głowę ode mnie ale równie popierdolony czasami- krótko mówiąc koleś 10/10. Siedział z głową opartą o dłoń. W aktualnej sytuacji, nie mogę zachować się inaczej niż pociągnąć za ową rękę. Uderza głową z hukiem o blat stołu, po czym podnosi się jak oparzony.
-Stary pojebało cie? mówił z ręką przyłożoną do czoła.
-Może -powiedziałem z zadowoleniem i przysiadłem się.
Po chwili chłopak z powrotem usiadł na swoje miejsce i sięgnął po kubek z jakimś płynem. Upił łyk i skrzywił się.
-Co nie smakuje? -zaśmiałem się.
-No tak nie bardzo -wyraził swoje niezadowolenie kolejnym grymasem.
-Może temu, że to coś stoi tu od ponad 5 dni i nikt nie wie co to jest?
-O, może mnie po tym zemdli i nie będę musiał nigdzie iść -upił kolejnego łyka.
-Gdzie iść? -zapytałem zdziwiony. Jak zwykle o wszystkim dowiaduje się ostatni.
-Na śmierć zapomniałem ci o tym powiedzieć...
Mężczyźnie przerwał zadowolony śmiech osoby wchodzącej do pokoju. Ten niski głos da się z łatwością rozpoznać- Gustav, wysoki niebieskooki blondyn, maskotka naszego oddziału.
-Tu są moje gołąbeczki -podszedł bliżej.- Szukałem was chyba wszędzie. Powiedziałeś już mu? -spojrzałem na obu pytającym wzrokiem. Niższy mężczyzna z zakłopotanym uśmiechem na ustach pomachał jedynie przecząco głową.
-Serio wszystko muszę robić sam.. No nic, słuchaj Noir, idziemy się dzisiaj zabawić -powiedział zadowolony.
-W jakim sensie? -poziom mojej dezorientacji chyba nigdy nie był tak wysoki.
-Każdym. Za 3 dni biorę ślub więc przydałoby się jakoś 'uczcić' ostatnie dni 'wolności' -uśmiech nie schodził z jego twarz.
-Z chęcią, ale nie mam ochoty. Padam na ryj, jak większość.
-Dobra, dobra. Dziewczyny pomogą się wam zrelaksować -machnął ręką i skierował się do wyjścia.- O 20 przed szpitalem -dodał przed wyjściem z pokoju.
-Zachciało się być mniej aspołecznym..-mruknąłem do siebie
-Nadal tu jestem i słyszę to -mruknął niższy.- Czuje się urażony -powiedział z udawanym cierpieniem w głosie.
-O nie, jak mi przykro z tego powodu -podniosłem się. Obaj się zaśmialiśmy- To do 20 -wróciłem do swoich obowiązków.
O zaplanowanej godzinie wszyscy, którzy mieli przyjść, zjawili się na wyznaczonym miejscu. Odpicowani i w ogóle, jedynie chyba ja na kompletnym luzie. Ale cóż, plan jest taki by się pokazać i zwiać przy pierwszej okazji. Pierwszy klub, później następny, aż w końcu zawędrowaliśmy pod jeden z tych budynków, na widok którego wiesz dokładnie co się tam znajduje. Nie miałem najmniejszego pojęcia o tym co nasz pan młody planuje i szczerze mi się to nie podobało. Z lekkim oporem wszedłem za mężczyznami do środka.
<Karolina? Jak myślisz gdzie panowie poszli? ( ͡° ͜ʖ ͡° ) Do burdelu? Tam gdzie jest Karo? Bravo, dostaniesz za trafną odpowiedź ciastko>
Thyone Deimos
Thyone Deimos
W przeszłości zwany TH604B. Na szczęście od wielu lat nikt nie użył tego zwrotu.
"Every act of rebellion expresses a nostalgia for innocence and an appeal to the essence of being." -Albert Camus
Thyone od dziecka borykał się ze swoją wrażliwością i zbyt emocjonalnym podejściem do otaczającego go świata. Bolała go wszelka niesprawiedliwość, kłamstwo. Jego asertywność i upartość tylko podsycała to uczucie rozczarowania i prowadziła do kłótni, płaczu, a nawet rozlewu krwi. Trudno stwierdzić czy z wiekiem nabył trochę ogłady. Śmiem twierdzić, że nie, mimo obojętności na upokarzające sytuacje nikt nie odbierze mu młodzieńczego nieposłuszeństwa oraz chęci zmian. Mały rebeliant, który wciąż roznieca ognisko w sercu Deimosa, może i zbyt pochopnie, może i z przesadą, ale zawsze pcha go do zwycięstwa. Uwielbia prowadzić grupę, brać sprawy w swoje ręce. Nie czeka na innych, ale sam reaguje. Oddałby życie za swoje przekonania. Kocha ciężko pracować na swoje cele, nie potrzebuje poparcia, by wiedzieć, że czyni dobrze. W teorii umysł analityczny nie pozwala mu na nieplanowane decyzje, lecz w praktyce nie do końca tak to wygląda. Thyone ma wiele czasu do spędzania nad rozmyślaniem i analizowaniem swojego życia. Samotne dnie i noce zawsze spędza na rozwiązywaniu urojonych problemów ludzkiego umysłu, ale w pewnych momentach lub sytuacjach krytycznych nagłe decyzje podejmuje bez problemu. Nie jestem pewien czy to naturalnie wrodzony talent, czy jedynie szczęście, ale on zawsze uchodzi z życiem.
Plotki na jego temat z reguły są bardzo sprzeczne. Z jednej strony słyszysz, że twardo stąpa po ziemi, a chwilę później obok, za rogiem: buja w obłokach. Problem tkwi w czarno białym myśleniu społeczeństwa. Widzą tylko skrajności i zapominają, że wszystko się przenika. Stąd wniosek; Thyone kreuje rzeczy, które dla przeciętnych zjadaczy chleba są nierealne, a pracą, wysiłkiem i uporem wciela je w rzeczywistość.
Odkąd pamięta chciał uchodzić za geniusza, rewolucjonistę, prekursora. Kogoś znaczącego, otwierającego oczy na prawdę, poważanego. Chore ambicje odziedziczył po ojcu. Dlatego też pochwały rujnują jego postęp. Im bardziej czuje się upokorzony i zgnieciony, tym czuje więcej siły, by pokazać światu, jak się mylił.
"In each of these scenarios, I am a different person. I am a different colour, and a different perspective.
Ask me who I am, and my answer will be none of these because somehow I am all of these at once. But I do not know how to describe that.
For every situation I am in, I am a different person. I take on different traits, different ideas, and different styles depending on where I am. I take on different personalities when around different people, but this doesn’t make me fake. I am simply adapting to my surroundings. I am expressing my different levels of comfort in different places."
W ślepcu tkwi silnie zakorzeniona potrzeba zmian. Jest na tyle mocna, że przejawia się na co dzień w tak oczywistych sprawach, jak zmiana koloru włosów, przemeblowanie, przeprowadzka. Gdy ciągle tkwi w jednym i tym samym układzie zaczyna wariować.
Zarówno otwarty, jak i niedostępny dla wszystkich. Rozmowę nawiąże z każdym. Lubi podchodzić indywidualnie do jednostki, dobrze słucha i udziela się w relacjach, ale nie licz, że kiedykolwiek Ci zaufa.Tego nie da się zdobyć. Thyone nie ufa nawet samemu sobie. To, że z kimś przebywasz nie oznacza, że go znasz. Co gorsza im bardziej się zaznajamiasz, tym twoje pokłady zaufania maleją. Dlatego mimo uśmiechów, miłych rozmów trzyma ludzi na dystans. Wieczna czujność męczy, a odpoczynek jest na wagę złota. Chwil by zostać sam na sam ze sobą szuka jak najwięcej. Godziny w odosobnieniu spędza na obnażaniu siebie ze swoich wad, porażek, zwątpień i bezsilności. Nigdy w życiu nie przyznałby się przed kimś do płaczu czy chwili zawahania. Wśród znajomych uchodzi za tego odważnego, pewnego siebie rebelianta, który może postradał zmysły, ale nigdy nie upadł. Szkoda, że nijak ma się to do rzeczywistości.
W każdym razie, jak udało mu się wspiąć tu gdzie jest? W walkach wręcz nigdy dobry nie był. Nie pokonałby nawet zająca, ale skoro nie siła to musi nadrabiać sprytem. Genialny taktyk. Od najmłodszych lat tworzył mapy laboratoriów, co z czasem przyniosło zdumiewające efekty. Nigdy nie ograniczał się do "legalnych" ścieżek. Wyznaczał swoje, przemieszczając się wentylacjami, niedostępnymi pomieszczeniami, których na standardowych mapach nie sposób znaleźć. Uwielbiał przeszkadzać innym w pracy swoimi niewinnymi zabawami. Podmieniał wyniki badań, szperał w genach. Kto by przypuszczał, że w przyszłości tak mu się to przyda.
"We are just waves in time and space, changing continuously, and the illusion of individuality is produced through the concatenation of the rapidly succeeding phases of existence." -Nikola Tesla
Zabawy jego ojca z przeszłości obdarzyły go jakże niesamowitymi umiejętnościami.
Częstymi krwotokami - z pewnością borykał się z nadmiarem krwi.
Coś na wzór osteoporozy, gdyż jego ciało nie było wystarczająco łamliwe.
Wszelakie problemy z sercem, na wszelki wypadek, gdyby chciał żyć dłużej.
Ślepotą, by nigdy więcej nie musiał spojrzeć mu prosto w twarz.
Defekty powstały w wyniku połączenia chorych ambicji i spaczonego umysłu szaleńca Aarona Staffordshire'a. Nie był rodzicem idealnym, ale kto jest? Matka nie siliła się na ingerowanie w ich sprawy. Miała swoje życie. Szkoda tylko, że tak piękne, bursztynowe oczy nie zaznały spokoju od tylu lat. Wiecznie podkrążone i zmęczone, okalane wszelkimi odcieniami fioletu, zieleni i purpury. Często przekrwione, tworzą kontrasty z jego bladą, jak ściana cerą. Podobnie czubek zadartego nosa, non stop podrażnionego brudnobiałym proszkiem, skalanego głęboką szramą. Zarumienione policzki, popękane usta i wiecznie potargane, blado różowe loki, oblepiające spocone czoło chłopaka to tylko dodatek do grobowego wyglądu. Cieniutka, pół transparentna skóra okrywa kruchy szkielet chłopca. Zawsze posiniaczona, pełna zadrapań, strupów i świeżych ran. Wzrostem także nie grzeszy. 173 centymetry nie przyciągają szczególnej uwagi. Sam nie jest pewien czy zawsze przypominał ledwo żywego, sponiewieranego przez życie nieudacznika, czy też zwyczajnie z wiekiem stracił ten młodzieńczy blask. I mimo, że wciąż wygląda na skończonego gówniarza ma na karku już 32 lata.
Trzydzieści dwa lata stąpania po tym podłym świecie.
Trzydzieści dwa lata walki przeciwko systemowi.
Trzydzieści dwa lata walki przeciwko biernemu społeczeństwu.
Trzydzieści dwa lata walki przeciwko samemu sobie.
"Knowing the truth, which is that nothing matters, can actually save you. Once you get through that terrifying threshold of accepting that, then every place is the centre of the universe." -Dan Harmon
Chodziły słuchy, że kiedyś próbował się ustatkować. Chciał nawet zacząć zarabiać na życie. Ale tylko podobno. Odsiadki uświadomiły mu, że porządny zarobek nie jest dla niego. Woli tułać się i tworzyć. Cenzurę przeklina głównie w pracach malarskich, choć zdarza się i poezja.
Podobno tytułem hobby określa się czynności wykonywane poza pracą. Biorąc pod uwagę, że Thyone jako takiej profesji nie posiada utrudnia całą sprawę. Ciężko nazwać upijanie się do nieprzytomności, bądź szukanie nowych wrażeń pod wpływem wszelakich substancji zajęciem w wolnych chwilach.
Tak, ma sporo problemów z używkami. Głównie dlatego, że trudno mu je dostać. Bycie biednym ćpunem to wyzwanie. Chłopak potrafi zrobić wiele by zdobyć swój cel, ale nigdy nie poprosi o pomoc rodziców. Woli sprzedać swoje ciało lub kraść(choć niespecjalnie to popiera), niż płaszczyć się przed swoim największym wrogiem. Nie zapominajmy jednak, że świat się nie kończy na narkotykach. W jego kanon wpisuję się także alkohol w każdej postaci, papierosy i hektolitry kawy. Zabawne, jak jeszcze kilkanaście lat temu uważał tytoń za nonsens bez efektów, a kawę za niedobrą.
"Everytime you sleep, you die. Someone else wakes up in your body thinking they are you. You are alone in your mind, the
world around you is your lie. Soon you will be nothing, you will never again hear sounds, never again see colors, never again be anyone."
Serce tak gorące, a chowa się wśród gorzkich myśli. Nie dopuszcza do siebie nikogo. Miłość to dokarmianie swego ego drugą osobą. Zaspokajanie swojej potrzeby kochania, wyzwalanie swojej opiekuńczości, szukanie na siłę sensu życia. Nie sugeruję, że chłopak nie jest egoistą, lecz zdaje sobie sprawy, że miłość to ograniczenia. Nie potrzebuje kolejnych zmartwień, nie potrzebuje narażać innych, nie potrzebuje marnować czasu, nie chce łamać obietnic. W pierwszej kolejności chciałby pokochać siebie, dlatego tłumi w zarodku wszelkie uczucia i miażdży je na tysiące kawałków, by nie mogło powrócić do swej pierwotnej postaci.
Na przekór wszystkiemu jest jedna osoba, stwór, bez którego Thyone nie wyobraża sobie egzystencji. Może to lepiej, ponieważ pozbyć się go trudno. Albowiem Pan pochodzi z imaginacji mężczyzny. Stanowił jego jedynego przyjaciela, gdy miał zaledwie 6 lat. Poniekąd jest kolejnym defektem eksperymentów Aarona, lecz Thyone tak nie uważa.
Wnioskując, Pan ma już 26 lat, jednak jego materialne ciało ujawniło się dopiero dwie dekady temu. Ciężko sklasyfikować go jako człowieka czy zwierzę. Jest czymś pomiędzy - nic dziwnego, w końcu wyszedł z głowy Thyone'a. Mierząca prawie dwa metry kreacja to jakby sobowtór jego właściciela. Z początku przynależał całkowicie do Deimosa, był czymś w rodzaju wymyślonego przyjaciela, niedostrzegalnego dla innych, lecz z czasem twór ten zdobył świadomość. Choć stał się odrębną jednostką nadal czuje ogromne przywiązanie do swego stworzyciela.
Smolista, rozciągnięta postura, o potężnych, rozłożystych skrzydłach, ptasich szponach i czarnych ślepiach nie sprawia wrażenia przyjaznej. Jednak wygląd potrafi być mylący i tak w tym przypadku Pan to pacyfista. Nie je, nie śpi, nie odczuwa ludzkich potrzeb, tak więc i nie wyraża chęci mordu. Fakt faktem zdarza się mu samym swoim wyglądem odstraszać przeciwników Thyone'a, ale to nic złego.
Śmierć dla niego jest dość zagadkowym stwierdzeniem. Wiele razy próbowano go zgładzić, ale za każdym razem z niepowodzeniem, niestety nieśmiertelnym bym go nie nazwał. Pan jest zawiłym tworem, żyjącym na pograniczu jawy i snu, załamaniem nauki, uosobieniem mędrca, świadomością we własnej osobie, nurtem myśli i zlepkiem niedomówień. Korzysta z naszego świata tylko, gdy on bądź Thyone tego zapragnie.
-Właściciel: xokittyx@gmail.com | Pasztecik (hw)
"Knowing the truth, which is that nothing matters, can actually save you. Once you get through that terrifying threshold of accepting that, then every place is the centre of the universe." -Dan Harmon
Chodziły słuchy, że kiedyś próbował się ustatkować. Chciał nawet zacząć zarabiać na życie. Ale tylko podobno. Odsiadki uświadomiły mu, że porządny zarobek nie jest dla niego. Woli tułać się i tworzyć. Cenzurę przeklina głównie w pracach malarskich, choć zdarza się i poezja.
Podobno tytułem hobby określa się czynności wykonywane poza pracą. Biorąc pod uwagę, że Thyone jako takiej profesji nie posiada utrudnia całą sprawę. Ciężko nazwać upijanie się do nieprzytomności, bądź szukanie nowych wrażeń pod wpływem wszelakich substancji zajęciem w wolnych chwilach.
Tak, ma sporo problemów z używkami. Głównie dlatego, że trudno mu je dostać. Bycie biednym ćpunem to wyzwanie. Chłopak potrafi zrobić wiele by zdobyć swój cel, ale nigdy nie poprosi o pomoc rodziców. Woli sprzedać swoje ciało lub kraść(choć niespecjalnie to popiera), niż płaszczyć się przed swoim największym wrogiem. Nie zapominajmy jednak, że świat się nie kończy na narkotykach. W jego kanon wpisuję się także alkohol w każdej postaci, papierosy i hektolitry kawy. Zabawne, jak jeszcze kilkanaście lat temu uważał tytoń za nonsens bez efektów, a kawę za niedobrą.
"Everytime you sleep, you die. Someone else wakes up in your body thinking they are you. You are alone in your mind, the
world around you is your lie. Soon you will be nothing, you will never again hear sounds, never again see colors, never again be anyone."
Serce tak gorące, a chowa się wśród gorzkich myśli. Nie dopuszcza do siebie nikogo. Miłość to dokarmianie swego ego drugą osobą. Zaspokajanie swojej potrzeby kochania, wyzwalanie swojej opiekuńczości, szukanie na siłę sensu życia. Nie sugeruję, że chłopak nie jest egoistą, lecz zdaje sobie sprawy, że miłość to ograniczenia. Nie potrzebuje kolejnych zmartwień, nie potrzebuje narażać innych, nie potrzebuje marnować czasu, nie chce łamać obietnic. W pierwszej kolejności chciałby pokochać siebie, dlatego tłumi w zarodku wszelkie uczucia i miażdży je na tysiące kawałków, by nie mogło powrócić do swej pierwotnej postaci.
Na przekór wszystkiemu jest jedna osoba, stwór, bez którego Thyone nie wyobraża sobie egzystencji. Może to lepiej, ponieważ pozbyć się go trudno. Albowiem Pan pochodzi z imaginacji mężczyzny. Stanowił jego jedynego przyjaciela, gdy miał zaledwie 6 lat. Poniekąd jest kolejnym defektem eksperymentów Aarona, lecz Thyone tak nie uważa.
Wnioskując, Pan ma już 26 lat, jednak jego materialne ciało ujawniło się dopiero dwie dekady temu. Ciężko sklasyfikować go jako człowieka czy zwierzę. Jest czymś pomiędzy - nic dziwnego, w końcu wyszedł z głowy Thyone'a. Mierząca prawie dwa metry kreacja to jakby sobowtór jego właściciela. Z początku przynależał całkowicie do Deimosa, był czymś w rodzaju wymyślonego przyjaciela, niedostrzegalnego dla innych, lecz z czasem twór ten zdobył świadomość. Choć stał się odrębną jednostką nadal czuje ogromne przywiązanie do swego stworzyciela.
Smolista, rozciągnięta postura, o potężnych, rozłożystych skrzydłach, ptasich szponach i czarnych ślepiach nie sprawia wrażenia przyjaznej. Jednak wygląd potrafi być mylący i tak w tym przypadku Pan to pacyfista. Nie je, nie śpi, nie odczuwa ludzkich potrzeb, tak więc i nie wyraża chęci mordu. Fakt faktem zdarza się mu samym swoim wyglądem odstraszać przeciwników Thyone'a, ale to nic złego.
Śmierć dla niego jest dość zagadkowym stwierdzeniem. Wiele razy próbowano go zgładzić, ale za każdym razem z niepowodzeniem, niestety nieśmiertelnym bym go nie nazwał. Pan jest zawiłym tworem, żyjącym na pograniczu jawy i snu, załamaniem nauki, uosobieniem mędrca, świadomością we własnej osobie, nurtem myśli i zlepkiem niedomówień. Korzysta z naszego świata tylko, gdy on bądź Thyone tego zapragnie.
-Właściciel: xokittyx@gmail.com | Pasztecik (hw)
wtorek, 21 listopada 2017
Od Deirdre CD Noir'a
Po tym wszystkim byłam w apartamencie, szukając dalszych zleceń. Tak właśnie na jednym się nie skończą, są jeszcze dwa. Bardziej skomplikowane i trzeba więcej znaleźć. To się chłopak zdziwi jak dam mu jeszcze dwa zlecenia do tego. Jedno jest nieprzyzwoite i to bardzo, a ostatnie to nawet nie wiem jak ubrać je w słowa. Czekałam na kuriera, gdyż no miałam nadzieję, że zabierze te fanty do kogoś specjalnego.
Zapytał, wszedł, zamknęłam drzwi. Rzucił plecak, teczkę i worki. Po chwili dodał. - To wszystko. Podniosłam worki i sprawdziłam, czy wszystko się zgadza i rzeczywiście tak było.
- Chcesz może coś do picia? Tutaj masz jakąś whisky, wino, piwo, wódkę, bądź też inny napój. Bierz, które chcesz. Usiąść sobie, zaraz pogadamy. - powiedziałam i zajęłam się czytaniem teczki.
Po godzinie zadzwonił telefon, odebrałam go i chwilę pogadałam. Tak był to kurier. Teczkę wraz z torbami włożyłam do większej torby, gdzie były wszystkie dane na temat tego zlecenia. Była też kartka ode mnie, aby podnieść cenę. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, wzięłam torbę i poszłam ją dać. Tym samym ja dostałam kolejne dwie torby. Tak to są dwa kolejne zadania. Zamknęłam drzwi i zaniosłam czerwoną torbę do gabinetu, a ta zielona wzięłam i podeszłam do chłopaka.
- To kiedy zapłacisz? - spytał.
- Wszystko po kolei. Teraz uważnie słuchaj do tego zlecenia co wykonałeś powiem, że naprawdę perfekcyjnie. Są jeszcze dwa. Spokojnie po ostatnim, powiesz mi, jak chcesz czy gotówkę, czy też przelew. Teraz co do zlecenia. - przerwałam i napiłam się wody. Otworzyłam torbę i wyjęłam masę dokumentów, dokładniej było to wszystko na temat zlecenia. Plus jakieś ciuchy, dowód i fałszywa tożsamość. Jakieś zdjęcia, zdrady, plus dziwnych zabaw. Podałam mu wszystko i zaczęłam mówić. - Dobra to tak jest nie jaka Sofia Works, jest wysoko ekskluzywna prostytutka. Jakiś miesiąc temu zniknęła, znaleziono ja martwa tydzień temu. Z tego, co wnioskuję policja to jej siostra, która była torturowana, a potem zgwałcona i to bardzo brutalnie, następnie zabita w bardzo okrutny sposób. Po tym zdarzeniu Sofia wróciła do pracy, lecz jako tancerka w klubie "Marcoss Delta III". Jako z nielicznych tancerek ma też inna dodatkową robotę. Powiem tak, daje dupy za informację. Wie naprawdę dużo. Tu właśnie ty wchodzisz, musisz z niej wycisnąć wszystko, co wie, wszystkie informacje. Jest tam jeszcze jedna, która też wie sporo np. na ten temat jak zginęła kuzynka Sofii. Natomiast ona nazywa się Natasha, mówią do niej Nat albo Marcheweczka. Jest blondyna z niebieskimi pasemkami. Hmm co tu jeszcze mam powiedzieć. - powiedziałam i przeglądałam papiery dalej. Podawałam mu wszystko. Wstałam i pokazałam mu ubrania - To teraz tak masz tu garnitur, na jedno z ekskluzywnych wydarzeń w klubie. Takie same są prostytutki, teraz tak jesteś Christopher Greyson. Milioner, dalej to już umiesz sam czytać. Jeśli będziesz się wybierać, na to przyjęcie, wyślij mi wiadomość pod ten numer. - pokazałam mu numer telefonu tuż pod jego nową tożsamością.
Odetchnęłam i podałam mu torbę z pieniędzmi, było ich naprawdę dużo. Koło dwóch milionów. W sumie jak mi napisze też przyjdę, bo też muszę być. Dobra muszę mu powiedzieć.
- Zanim się odezwiesz. Masz do mnie napisać, gdyż jestem twoją siostrą bliźniaczka Octavia Greyson. Tu masz nasza historie. Plus parę dodatków. Jeszcze jedno lubisz przebierać w kobietach, jak i mężczyznach. Czasem będziesz musiał kogoś zaliczyć albo ktoś ciebie. Chyba tyle na teraz. - powiedziałam i podołam mu wszystko, aby się z tym zapoznał.
Wstałam i poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Nie chciało mi się jakoś kombinować, więc zrobiłam tosty. Wręczyłam mu je i siadłam na fotelu. Wyciągnęłam z boku laptopa i położyłam na wysuwany stolik z fotelu. Mogłam jeść i sprawdzać wszystko. - Teraz możesz zadawać wszelkie pytania, czy też cokolwiek chcesz. - powiedziałam.
Czekając, aż on coś powie.
Noir?
Zapytał, wszedł, zamknęłam drzwi. Rzucił plecak, teczkę i worki. Po chwili dodał. - To wszystko. Podniosłam worki i sprawdziłam, czy wszystko się zgadza i rzeczywiście tak było.
- Chcesz może coś do picia? Tutaj masz jakąś whisky, wino, piwo, wódkę, bądź też inny napój. Bierz, które chcesz. Usiąść sobie, zaraz pogadamy. - powiedziałam i zajęłam się czytaniem teczki.
Po godzinie zadzwonił telefon, odebrałam go i chwilę pogadałam. Tak był to kurier. Teczkę wraz z torbami włożyłam do większej torby, gdzie były wszystkie dane na temat tego zlecenia. Była też kartka ode mnie, aby podnieść cenę. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, wzięłam torbę i poszłam ją dać. Tym samym ja dostałam kolejne dwie torby. Tak to są dwa kolejne zadania. Zamknęłam drzwi i zaniosłam czerwoną torbę do gabinetu, a ta zielona wzięłam i podeszłam do chłopaka.
- To kiedy zapłacisz? - spytał.
- Wszystko po kolei. Teraz uważnie słuchaj do tego zlecenia co wykonałeś powiem, że naprawdę perfekcyjnie. Są jeszcze dwa. Spokojnie po ostatnim, powiesz mi, jak chcesz czy gotówkę, czy też przelew. Teraz co do zlecenia. - przerwałam i napiłam się wody. Otworzyłam torbę i wyjęłam masę dokumentów, dokładniej było to wszystko na temat zlecenia. Plus jakieś ciuchy, dowód i fałszywa tożsamość. Jakieś zdjęcia, zdrady, plus dziwnych zabaw. Podałam mu wszystko i zaczęłam mówić. - Dobra to tak jest nie jaka Sofia Works, jest wysoko ekskluzywna prostytutka. Jakiś miesiąc temu zniknęła, znaleziono ja martwa tydzień temu. Z tego, co wnioskuję policja to jej siostra, która była torturowana, a potem zgwałcona i to bardzo brutalnie, następnie zabita w bardzo okrutny sposób. Po tym zdarzeniu Sofia wróciła do pracy, lecz jako tancerka w klubie "Marcoss Delta III". Jako z nielicznych tancerek ma też inna dodatkową robotę. Powiem tak, daje dupy za informację. Wie naprawdę dużo. Tu właśnie ty wchodzisz, musisz z niej wycisnąć wszystko, co wie, wszystkie informacje. Jest tam jeszcze jedna, która też wie sporo np. na ten temat jak zginęła kuzynka Sofii. Natomiast ona nazywa się Natasha, mówią do niej Nat albo Marcheweczka. Jest blondyna z niebieskimi pasemkami. Hmm co tu jeszcze mam powiedzieć. - powiedziałam i przeglądałam papiery dalej. Podawałam mu wszystko. Wstałam i pokazałam mu ubrania - To teraz tak masz tu garnitur, na jedno z ekskluzywnych wydarzeń w klubie. Takie same są prostytutki, teraz tak jesteś Christopher Greyson. Milioner, dalej to już umiesz sam czytać. Jeśli będziesz się wybierać, na to przyjęcie, wyślij mi wiadomość pod ten numer. - pokazałam mu numer telefonu tuż pod jego nową tożsamością.
Odetchnęłam i podałam mu torbę z pieniędzmi, było ich naprawdę dużo. Koło dwóch milionów. W sumie jak mi napisze też przyjdę, bo też muszę być. Dobra muszę mu powiedzieć.
- Zanim się odezwiesz. Masz do mnie napisać, gdyż jestem twoją siostrą bliźniaczka Octavia Greyson. Tu masz nasza historie. Plus parę dodatków. Jeszcze jedno lubisz przebierać w kobietach, jak i mężczyznach. Czasem będziesz musiał kogoś zaliczyć albo ktoś ciebie. Chyba tyle na teraz. - powiedziałam i podołam mu wszystko, aby się z tym zapoznał.
Wstałam i poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Nie chciało mi się jakoś kombinować, więc zrobiłam tosty. Wręczyłam mu je i siadłam na fotelu. Wyciągnęłam z boku laptopa i położyłam na wysuwany stolik z fotelu. Mogłam jeść i sprawdzać wszystko. - Teraz możesz zadawać wszelkie pytania, czy też cokolwiek chcesz. - powiedziałam.
Czekając, aż on coś powie.
Noir?
poniedziałek, 20 listopada 2017
Od Deirdre CD Safira
- Lubie to miejsce. Tu nic nie jest sztuczne. Możesz znaleźć odpowiedzi, możesz tu zrobić wszystko. - powiedziałam. - Możesz też wejść do wody i sprawdzić, czy może tam znajdziesz jakąś odpowiedź, jeśli tu jej nie ma. - dopowiedziałam.
Patrzyłam się na niego, zastanawiając się nad czymś. To było nic konkretnego, ale martwiło mnie, że są rzeczy, których nie doświadczy. Choć czemu miałoby mnie to martwić? Takie miejsce taką chwilą, pewnie, gdybym gdzieś indziej go spotkała, to byłby mi zupełnie obojętny. Gdybym teraz wróciła do domu, czekaliby albo też nie. To różnie bywa, mają własną wolę, tyle że z nimi mieszkam. Mogę też się wybrać do jednego z apartamentów, mogę też gdzieś indziej się wybrać. Konkretnego miejsca nie mam. Jest też możliwość zostania tutaj. Mój telefon nagle zadzwonił. Odeszłam kawałek i odebrałam. Jakież to dziwne, jakaś kobieta dzwoniła, podawała się za osobnika, który zna dane na pewien temat. Już masa ludzi dzwoniła i nic konkretnego nie mieli, chcieli tylko jednego. Nie mówię tu o sprawach łóżkowych. Chcieli kasy, za fałszywe informacje. O diable jak w tych czasach trudno, żeby coś zdobyć. Miałam dość już, rozłączyłam się bez powodu. Miałam chęć zmasakrować komuś głowę. Ile można, szlag mnie trafi. Przez to wszystko Safir, był tylko przypadkowa osoba do tego, co nadchodziło. Może kiedyś wybaczy albo też mogę zniknąć.
Podeszłam do niego, chwyciłam za szyję i wbiłam kły demona. Zaczęłam pić krew najpierw wolno, ale z każdą kroplą coraz zachłanniej. Nie chciałam dużo, ale to mnie uspokajało. Jego krew była dziwnie znajoma. Jakby też był demonem. Mnie to nie przeszkadza, każda krew mi smakuje. Coś mówił, próbował się wyrywać, ale nie pozwoliłam. Piłam tak łapczywie, jakbym nie mogła przestać. On chyba powoli tracił świadomość, ale mnie to nie obchodziło, chciałam więcej. Taki pyszny, mój język lizał jego szyję, smakowałam go.
Po kilku minutach albo kwadransie czy też po pół godziny przestałam. Zbliżałam ostatnie krople. Dopiero teraz zrozumiałam, że on jest taki jak ja. Mimo to, iż mógł mnie odepchnąć, nie zrobił tego. Pozwolił mi pić.. Chyba stracił przytomność, choć nie wiem tego.
***
Przyniesienie go do apartamentu było najlepsza opcja. Rozebrałam go, zostawiłam tylko bokserki. Oblizałam wargi i patrzyłam na jego ciało. Chciałam tylko móc teraz coś zrobić i byłoby dobrze. Przecież zrobiłam wystarczająco. Zostawiłam go i poszłam, po chwili zastanowienia wróciłam. Nadgryzłam nadgarstek i przyłożyłam do jego warg, aby się napił. Mam inną krew, ale to dzięki temu, iż jestem mieszańcem. Krew kosmitów tak jakoś regeneruje czy coś.. Mama mi o tym opowiadała kiedyś tam, będzie trzeba sobie to przypomnieć. Gdy trochę wypił, poszłam coś zjeść. Przyniosłam też dla niego kanapki i herbatę, położyłam na stoliczku obok łóżka. Poszłam wziąć prysznic i ubrałam dużo za dużą koszulkę oraz dolna część bielizny. Wróciłam do pokoju. Wzięłam koc, jedna z książek, laptop i siadłam na fotelu. Przykryłam się kocem, włączyłam laptopa i zaczęłam czytać książkę.
Akurat już ją kończyłam i miałam opisać wrażenia po niej związane. Powinien się zaraz obudzić, może trochę za dużo wypiłam. Mimo to moja krew uzupełniła braki. Jej kolor wciąż mnie zaskakiwał.
Pisząc na laptopie, gdy już w sumie kończyłam i miałam kliknąć przycisk wyślij, chłopak się obudził. Kliknąłem i odłożyłam na stolik obok fotela laptopa.
- Gdzie jestem? Kim ty jesteś? Co się stało? - dopytywał. Dotykał dłonią szyi, gdzie wcześniej go ugryzłam żadnego śladu. Dotknął po chwili ust i zobaczył dziwny kolor.
- To moja krew. Tak wiem, ma specyficzny kolor. - powiedziałam spokojnie, siedząc na swoim miejscu.
- Rozebrałaś mnie? Co zrobiłaś? Kim jesteś? - serio kolejne pytania.
- Zaraz ci odpowiem, ale najpierw coś zjedz. Spokojnie nabierzesz sił, nie otruje cię. - zachęciłam go.
Kiwnął delikatnie głową. Gdy zaczął jeść, odetchnęłam głośno i zaczęłam wyjaśniać.
- To tak jesteś w moim apartamencie. Jestem Deirdre, no miałam drobny problem ze złością. Ty byłeś przypadkową ofiarą i no wypiłam twoja krew. Tak wiem, nie powinnam i p-pr-przepraszam za to. - odetchnęłam poirytowana. Kontynuując. - Tak rozebrałam cię, gdyż miałeś parę kropelek mojej krwi, na ubraniach. Jutro już będą suche. Jeśli chcesz, mogę Ci dać inne i sobie pójdziesz gdzieś.. Jeśli chcesz, możesz zostać spokojnie nie zaatakuje cię już. Chyba tyle. Właśnie jesteś demonem czystej krwi? - spytałam przekrzywiając głowę.
Nie będę, mówić kim ja jestem, bo tak jest lepiej. Krew mogę mieć inna za sprawą różnych warunków... Nie istotne kim jestem, niech myśli co chce.
- Dobrze, to jeśli chcesz, możemy jutro pogadać czy coś. Pójdę do pokoju obok. - Wstałam i wzięłam koc w rękę oraz laptop. Miałam wychodzić już z pokoju, ale mnie zawołał.
- Dei. Zostań, chce porozmawiać. - zwrócił się do mnie sympatycznie.
Spojrzałam na niego, a on ruchem dłoni mnie zaprosił, abym podeszła. Usiadłam na łóżku i okryłam się kocem, laptop wyłączyłam i odłożyłam na komodę. Czekając, aż chłopak coś powie.
Safir?
Patrzyłam się na niego, zastanawiając się nad czymś. To było nic konkretnego, ale martwiło mnie, że są rzeczy, których nie doświadczy. Choć czemu miałoby mnie to martwić? Takie miejsce taką chwilą, pewnie, gdybym gdzieś indziej go spotkała, to byłby mi zupełnie obojętny. Gdybym teraz wróciła do domu, czekaliby albo też nie. To różnie bywa, mają własną wolę, tyle że z nimi mieszkam. Mogę też się wybrać do jednego z apartamentów, mogę też gdzieś indziej się wybrać. Konkretnego miejsca nie mam. Jest też możliwość zostania tutaj. Mój telefon nagle zadzwonił. Odeszłam kawałek i odebrałam. Jakież to dziwne, jakaś kobieta dzwoniła, podawała się za osobnika, który zna dane na pewien temat. Już masa ludzi dzwoniła i nic konkretnego nie mieli, chcieli tylko jednego. Nie mówię tu o sprawach łóżkowych. Chcieli kasy, za fałszywe informacje. O diable jak w tych czasach trudno, żeby coś zdobyć. Miałam dość już, rozłączyłam się bez powodu. Miałam chęć zmasakrować komuś głowę. Ile można, szlag mnie trafi. Przez to wszystko Safir, był tylko przypadkowa osoba do tego, co nadchodziło. Może kiedyś wybaczy albo też mogę zniknąć.
Podeszłam do niego, chwyciłam za szyję i wbiłam kły demona. Zaczęłam pić krew najpierw wolno, ale z każdą kroplą coraz zachłanniej. Nie chciałam dużo, ale to mnie uspokajało. Jego krew była dziwnie znajoma. Jakby też był demonem. Mnie to nie przeszkadza, każda krew mi smakuje. Coś mówił, próbował się wyrywać, ale nie pozwoliłam. Piłam tak łapczywie, jakbym nie mogła przestać. On chyba powoli tracił świadomość, ale mnie to nie obchodziło, chciałam więcej. Taki pyszny, mój język lizał jego szyję, smakowałam go.
Po kilku minutach albo kwadransie czy też po pół godziny przestałam. Zbliżałam ostatnie krople. Dopiero teraz zrozumiałam, że on jest taki jak ja. Mimo to, iż mógł mnie odepchnąć, nie zrobił tego. Pozwolił mi pić.. Chyba stracił przytomność, choć nie wiem tego.
***
Przyniesienie go do apartamentu było najlepsza opcja. Rozebrałam go, zostawiłam tylko bokserki. Oblizałam wargi i patrzyłam na jego ciało. Chciałam tylko móc teraz coś zrobić i byłoby dobrze. Przecież zrobiłam wystarczająco. Zostawiłam go i poszłam, po chwili zastanowienia wróciłam. Nadgryzłam nadgarstek i przyłożyłam do jego warg, aby się napił. Mam inną krew, ale to dzięki temu, iż jestem mieszańcem. Krew kosmitów tak jakoś regeneruje czy coś.. Mama mi o tym opowiadała kiedyś tam, będzie trzeba sobie to przypomnieć. Gdy trochę wypił, poszłam coś zjeść. Przyniosłam też dla niego kanapki i herbatę, położyłam na stoliczku obok łóżka. Poszłam wziąć prysznic i ubrałam dużo za dużą koszulkę oraz dolna część bielizny. Wróciłam do pokoju. Wzięłam koc, jedna z książek, laptop i siadłam na fotelu. Przykryłam się kocem, włączyłam laptopa i zaczęłam czytać książkę.
Akurat już ją kończyłam i miałam opisać wrażenia po niej związane. Powinien się zaraz obudzić, może trochę za dużo wypiłam. Mimo to moja krew uzupełniła braki. Jej kolor wciąż mnie zaskakiwał.
Pisząc na laptopie, gdy już w sumie kończyłam i miałam kliknąć przycisk wyślij, chłopak się obudził. Kliknąłem i odłożyłam na stolik obok fotela laptopa.
- Gdzie jestem? Kim ty jesteś? Co się stało? - dopytywał. Dotykał dłonią szyi, gdzie wcześniej go ugryzłam żadnego śladu. Dotknął po chwili ust i zobaczył dziwny kolor.
- To moja krew. Tak wiem, ma specyficzny kolor. - powiedziałam spokojnie, siedząc na swoim miejscu.
- Rozebrałaś mnie? Co zrobiłaś? Kim jesteś? - serio kolejne pytania.
- Zaraz ci odpowiem, ale najpierw coś zjedz. Spokojnie nabierzesz sił, nie otruje cię. - zachęciłam go.
Kiwnął delikatnie głową. Gdy zaczął jeść, odetchnęłam głośno i zaczęłam wyjaśniać.
- To tak jesteś w moim apartamencie. Jestem Deirdre, no miałam drobny problem ze złością. Ty byłeś przypadkową ofiarą i no wypiłam twoja krew. Tak wiem, nie powinnam i p-pr-przepraszam za to. - odetchnęłam poirytowana. Kontynuując. - Tak rozebrałam cię, gdyż miałeś parę kropelek mojej krwi, na ubraniach. Jutro już będą suche. Jeśli chcesz, mogę Ci dać inne i sobie pójdziesz gdzieś.. Jeśli chcesz, możesz zostać spokojnie nie zaatakuje cię już. Chyba tyle. Właśnie jesteś demonem czystej krwi? - spytałam przekrzywiając głowę.
Nie będę, mówić kim ja jestem, bo tak jest lepiej. Krew mogę mieć inna za sprawą różnych warunków... Nie istotne kim jestem, niech myśli co chce.
- Dobrze, to jeśli chcesz, możemy jutro pogadać czy coś. Pójdę do pokoju obok. - Wstałam i wzięłam koc w rękę oraz laptop. Miałam wychodzić już z pokoju, ale mnie zawołał.
- Dei. Zostań, chce porozmawiać. - zwrócił się do mnie sympatycznie.
Spojrzałam na niego, a on ruchem dłoni mnie zaprosił, abym podeszła. Usiadłam na łóżku i okryłam się kocem, laptop wyłączyłam i odłożyłam na komodę. Czekając, aż chłopak coś powie.
Safir?
niedziela, 19 listopada 2017
Od Noira' CD Deirdre
Oddaliłem się z miejsca nie oglądając się za siebie. W sumie robota podobna do tych, które wykonuję zazwyczaj, jednak nie z taką ilością osób od jednego zleceniodawcy. Wróciłem do swojego mieszkania i zająłem się innymi sprawami, nic się nie stanie przecież jeżeli 'przełożę' tę robotę to na później. Wieczorem przysiadłem w końcu do szukania wskazanych osób. Nie jest to tak proste jak bym chciał, mało informacji od płacącego, dużo szukania, dzwonienia, upewniania się dla mnie. A, koniec końców, trzeba to załatwić jak najszybciej. Po niecałych dwóch godzinach, mając pewność co do dwóch z czterech celów, opuściłem mieszkanie i spokojnym krokiem, poprawiając co jakiś czas, wysłużony już, plecak, ruszyłem na miejsce 'spotkania' pierwszej ofiary. Kilkanaście ulic oraz dodatkowych skrótów i jestem na miejscu. Budynek, wejście, drugie piętro, drzwi. Moje szczęście- otwarte. Pociągnąłem klamkę i wszedłem do środka. Mieszkanie jak mieszkanie, bywało się w lepszych jak i gorszych, nic niezwykłego. Światła są wyłączone, lepiej być nie mogło. Wchodząc do salonu zauważyłem postać w fotelu, jej twarz oświetlało jedyne źródło światła, którym był włączony telewizor. Zdjąłem plecak, wyciągnąłem potrzebne rzeczy, po czym stanąłem za mężczyzną. Zasłoniłem gwałtowanie jego usta i nos dłonią, przez co mężczyzna się ocknął. Jego strach i przyspieszony, ciężki oddech jest zabawny.
-Spokojnie, to będzie tylko chwilka. Francis, tak?- zapytałem po chwili.
Mężczyzna pokiwał twierdząco głową, zaciskając jednocześnie dłonie na skórzanych podłokietnikach fotela. Zbliżyłem twarz do jego ucha.
-Nie wiem czy będzie bolało, ale na pewno nie długo.
Szybkim ruchem poderżnąłem mu gardło, wcześniej wyciągniętym nożem, jednak nie przestałem ciąć, kilka ruchów więcej i głowa oddzieliła się od tułowia. Wsadziłem ją da plastikowego worka, zawiązałem porządnie, a ten wsadziłem do plecaka, po czym zarzuciłem go na ramiona i wyszedłem. Skierowałem się w miejsce 'spotkania' następnego celu. Nie było to daleko, od miejsca, w którym się aktualnie znajdowałem, dotarłem tam w kilkanaście minut. Osobę, którą miałem na celowniku, też nie trzeba było jakoś wybitnie szukać. Podszedłem do pierwszej lepszej kobiety i zapytałem o niejaką 'Magnolię Perm', szybko wskazała mi, która to. Stała z kilkoma innymi dziewczynami, jednak te szybko się rozeszły do 'klientów', więc zabrałem się za nią. Podszedłem do niej szybkim krokiem i nie zatrzymując się pociągnąłem ją za ramię za sobą w bardziej ustronne miejsce, jakim jest zwykły ciemny zaułek.
-Puszczaj! -syknęła.
-Jak będę chciał -odparłem identycznym tonem.
Nie zapominaj, że ta laska potrafi pokazać pazury. I to nie w przenośni. Zatrzymałem się w końcu i puściłem ją.
-Za takie coś zapłacisz dodatkowo -zaczęła jęczeć jednocześnie rozmasowując ramię.
-To się okaże po tym jak dobra jesteś -parsknąłem.
-Co chcesz w takim razie? -założyła ręce na klatce piersiowej, bardziej pokazując to i owo.
-Twojej głowy -zrzuciłem plecak na ziemię.- Tylko głowę -dodałem wyciągając nóż.
-Pojebało... -doskoczyłem do niej zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.
Poszło szybko. Nie spodziewałem się tego nawet. W tym przypadku postąpiłem identycznie jak wcześniej, po czym wróciłem do siebie. Porządny prysznic, to jest to czego teraz potrzebuje najbardziej.
Szukanie informacji o pozostałej dwójce zajęło mi znaczniej więcej czasu.. i pieniędzy tak szczerze mówiąc. Czasami trzeba zapłacić komu trzeba, żeby mieć więcej informacji i w dodatku w łatwiejszy sposób. Ale w końcu po 4 dniach od złożenia zlecenia, wszystko jest wykonane.
Sprawdzam adres. To tu. Wchodzę do środka, podchodzę do recepcji i proszę o dokładne wskazanie pokoju. Dzwonią by upewnić się, czy dziewczyna jest w pokoju, jest i prosi o wpuszczenie mnie. Ostatnie piętro, pokój na lewo. Wchodzę do windy i po chwili czekania jestem pod drzwiami. Pukam. Po dosłownym ułamku sekundy w drzwiach stoi już dziewczyna i z podejrzanym uśmiechem zaprasza mnie do środka. Chcąc nie chcąc wchodzę i słyszę za sobą dźwięk zamkniętych drzwi. Zatrzymuje się na środku pokoju, a dziewczyna obchodzi mnie i siada na łóżko wpatrując się we mnie cały czas. Po króciutkiej chwili rzucam przed nią plecak i worek, a następnie teczkę.
-To wszystko -dodaje.
<Deirdre >< ? >
-Spokojnie, to będzie tylko chwilka. Francis, tak?- zapytałem po chwili.
Mężczyzna pokiwał twierdząco głową, zaciskając jednocześnie dłonie na skórzanych podłokietnikach fotela. Zbliżyłem twarz do jego ucha.
-Nie wiem czy będzie bolało, ale na pewno nie długo.
Szybkim ruchem poderżnąłem mu gardło, wcześniej wyciągniętym nożem, jednak nie przestałem ciąć, kilka ruchów więcej i głowa oddzieliła się od tułowia. Wsadziłem ją da plastikowego worka, zawiązałem porządnie, a ten wsadziłem do plecaka, po czym zarzuciłem go na ramiona i wyszedłem. Skierowałem się w miejsce 'spotkania' następnego celu. Nie było to daleko, od miejsca, w którym się aktualnie znajdowałem, dotarłem tam w kilkanaście minut. Osobę, którą miałem na celowniku, też nie trzeba było jakoś wybitnie szukać. Podszedłem do pierwszej lepszej kobiety i zapytałem o niejaką 'Magnolię Perm', szybko wskazała mi, która to. Stała z kilkoma innymi dziewczynami, jednak te szybko się rozeszły do 'klientów', więc zabrałem się za nią. Podszedłem do niej szybkim krokiem i nie zatrzymując się pociągnąłem ją za ramię za sobą w bardziej ustronne miejsce, jakim jest zwykły ciemny zaułek.
-Puszczaj! -syknęła.
-Jak będę chciał -odparłem identycznym tonem.
Nie zapominaj, że ta laska potrafi pokazać pazury. I to nie w przenośni. Zatrzymałem się w końcu i puściłem ją.
-Za takie coś zapłacisz dodatkowo -zaczęła jęczeć jednocześnie rozmasowując ramię.
-To się okaże po tym jak dobra jesteś -parsknąłem.
-Co chcesz w takim razie? -założyła ręce na klatce piersiowej, bardziej pokazując to i owo.
-Twojej głowy -zrzuciłem plecak na ziemię.- Tylko głowę -dodałem wyciągając nóż.
-Pojebało... -doskoczyłem do niej zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.
Poszło szybko. Nie spodziewałem się tego nawet. W tym przypadku postąpiłem identycznie jak wcześniej, po czym wróciłem do siebie. Porządny prysznic, to jest to czego teraz potrzebuje najbardziej.
Szukanie informacji o pozostałej dwójce zajęło mi znaczniej więcej czasu.. i pieniędzy tak szczerze mówiąc. Czasami trzeba zapłacić komu trzeba, żeby mieć więcej informacji i w dodatku w łatwiejszy sposób. Ale w końcu po 4 dniach od złożenia zlecenia, wszystko jest wykonane.
Sprawdzam adres. To tu. Wchodzę do środka, podchodzę do recepcji i proszę o dokładne wskazanie pokoju. Dzwonią by upewnić się, czy dziewczyna jest w pokoju, jest i prosi o wpuszczenie mnie. Ostatnie piętro, pokój na lewo. Wchodzę do windy i po chwili czekania jestem pod drzwiami. Pukam. Po dosłownym ułamku sekundy w drzwiach stoi już dziewczyna i z podejrzanym uśmiechem zaprasza mnie do środka. Chcąc nie chcąc wchodzę i słyszę za sobą dźwięk zamkniętych drzwi. Zatrzymuje się na środku pokoju, a dziewczyna obchodzi mnie i siada na łóżko wpatrując się we mnie cały czas. Po króciutkiej chwili rzucam przed nią plecak i worek, a następnie teczkę.
-To wszystko -dodaje.
<Deirdre >< ? >
Od Safir'a CD Deirdre
Od wielu dni nie miał dla siebie ani chwili wolnego. Choć wydaje się, że kapłani mają wiele czasu i jedyne co robią, to modlą się do Boga który zapewne nie istnieje, tak Safir był swego rodzaju wyjątkiem. Nie został tym, kim był, żeby siedzieć w miejscu i jedynie składać ręce w modlitwie. Na co dzień pomagał biedniejszym, remontował domy, zarabiał dla schorowanych, a nawet wyprowadzał głupie psy na dwór, jeśli ktoś był zajęty. Wszystkie te dobre uczynki miały mu się przypłacić. Tego pięknego dnia, pozwolił sobie zrobić małe wakacje i wyjść poza mury. Nigdy tego nie robił w obawie przed gangsterami, ale.. wszystkiego trzeba w życiu zakosztować. Maszerował przez dzikie stepy, dopóki nie usłyszał z daleka szumu. Po raz pierwszy miał doświadczyć ujrzenia morza, o którym istnieniu nie miał pojęcia. Wchodząc na piaszczystą plażę, o mało nie wywracał się za każdym razem gdy stopy jego zakopywały się w ziarenkach. Jakimś cudem, akurat w tym miejscu, z daleka ujrzał kobietę. Samą. Ciekawość i dobroduszność kazała mu się zbliżyć. Kontakt z nią wydawał się tak nieludzki, a zarazem rozmowa była na tyle krótka, by nie spodziewał się kroków które podejmie. Jej dłoń na policzku i we włosach sprawiła, że spiął się automatycznie, a język na ustach.. stop.
- Chwila - złapał ją za ramiona i odsunął od siebie gwałtownie, wycierając usta. On, ze wszystkich osób, nie miał prawa korzystać z takich cieleśnych żądz. A ona grzeszyła, uwodząc kapłana. - Nie zrozum mnie źle, jesteś na prawdę piękna, ale musisz trochę przystopować.
Posłał jej mały uśmiech i odepchał się od kamienia, robiąc kilka kroków w stronę morza. Zimna woda, która obmyła jego stopy była dosyć dziwnym doznaniem. Słyszał, jak nieznajoma podchodzi i staje tuż obok niego.
- Co tu robisz? - zapytała, zerkając na niego. Safir wzruszył delikatnie ramionami.
- Szukam odpowiedzi - było to trochę zagadkowe, ale co innego mógłby jej powiedzieć? Odpoczywał i próbował przemyśleć niektóre sprawy. A wśród nich, stłumić niemałą tęsknotę za kobietą, która w jego życiu była najważniejsza. Andromedą. - A ty?
- Chwila - złapał ją za ramiona i odsunął od siebie gwałtownie, wycierając usta. On, ze wszystkich osób, nie miał prawa korzystać z takich cieleśnych żądz. A ona grzeszyła, uwodząc kapłana. - Nie zrozum mnie źle, jesteś na prawdę piękna, ale musisz trochę przystopować.
Posłał jej mały uśmiech i odepchał się od kamienia, robiąc kilka kroków w stronę morza. Zimna woda, która obmyła jego stopy była dosyć dziwnym doznaniem. Słyszał, jak nieznajoma podchodzi i staje tuż obok niego.
- Co tu robisz? - zapytała, zerkając na niego. Safir wzruszył delikatnie ramionami.
- Szukam odpowiedzi - było to trochę zagadkowe, ale co innego mógłby jej powiedzieć? Odpoczywał i próbował przemyśleć niektóre sprawy. A wśród nich, stłumić niemałą tęsknotę za kobietą, która w jego życiu była najważniejsza. Andromedą. - A ty?
| Dei |
Od Deirdre do Safira
Szłam sobie w jakimś mniej znaczącym kierunku. Kiedy znalazłam duży kamień, wspięłam się na niego. Czułam wiatr we włosach, przepływał przeze mnie. Takie to miłe uczucie. Patrzyłam na horyzont, słuchałam szumu. Próbowałam wyciszyć moje myśli.
- Co ci daje stanie tam? - zapytał chłopak.
- Choć, a sam się przekonasz. - Chciałam, aby.. Właśnie co ja chciałam? Podałam mu rękę i stałam blisko, aby nie spaść. Nie miałam ochoty się brudzić. Przyjął moją rękę i pomogłam mu wejść, aby poczuł to, co ja. Wpadłam w jego ramiona, trzymałam się jego koszulki. Nie chciałam spaść, lecz chciałam się o nim dowiedzieć.
- Rzeczywiście ładnie stąd wszystko widać. - powiedział.
- Podasz mi swoje imię? Ja jestem Deirdre. - spytałam i się przedstawiłam.
- Safir. - powiedział.
Zeszłam ostrożnie z kamienia, spoglądając na chłopaka. Kucnęłam i patrzyłam na kraba, który sobie szedł po plaży. Byłam na nim tak skupiona, że nie zauważyłam. Kiedy Safir się zbliżył. Chciałam dotknąć zwierzaka, lecz chłopak mnie pociągnął do tyłu. Patrzyłam na to, co robi, ciekawiła mnie jego osoba. Podeszłam do niego nieco bliżej i oparłam go plecami o głaz. Położyłam dłoń na jego policzku, natomiast druga wsunęłabym w jego włosy. Patrzyłam na niego z pożądanie, choć nie powinnam tego czuć. Polizałam delikatnie jego wargę i przygryzłam ją troszkę mocniej. Czerwieni się, przygryzłam wargę i musnęłam jego usta.
Safir?
- Co ci daje stanie tam? - zapytał chłopak.
- Choć, a sam się przekonasz. - Chciałam, aby.. Właśnie co ja chciałam? Podałam mu rękę i stałam blisko, aby nie spaść. Nie miałam ochoty się brudzić. Przyjął moją rękę i pomogłam mu wejść, aby poczuł to, co ja. Wpadłam w jego ramiona, trzymałam się jego koszulki. Nie chciałam spaść, lecz chciałam się o nim dowiedzieć.
- Rzeczywiście ładnie stąd wszystko widać. - powiedział.
- Podasz mi swoje imię? Ja jestem Deirdre. - spytałam i się przedstawiłam.
- Safir. - powiedział.
Zeszłam ostrożnie z kamienia, spoglądając na chłopaka. Kucnęłam i patrzyłam na kraba, który sobie szedł po plaży. Byłam na nim tak skupiona, że nie zauważyłam. Kiedy Safir się zbliżył. Chciałam dotknąć zwierzaka, lecz chłopak mnie pociągnął do tyłu. Patrzyłam na to, co robi, ciekawiła mnie jego osoba. Podeszłam do niego nieco bliżej i oparłam go plecami o głaz. Położyłam dłoń na jego policzku, natomiast druga wsunęłabym w jego włosy. Patrzyłam na niego z pożądanie, choć nie powinnam tego czuć. Polizałam delikatnie jego wargę i przygryzłam ją troszkę mocniej. Czerwieni się, przygryzłam wargę i musnęłam jego usta.
Safir?
sobota, 18 listopada 2017
Od Vetur'a CD Noir'a
Po zamknięciu drzwi i krótkiej chwili zadumy oraz wpatrywania się w nie, demon powoli oparł się plecami i przetarł twarz, przymykając oczy nie dowierzając w to co robi. Nie wiedział czy jego ciało i umysł wariowały tak bardzo przez alkohol, czy może dlatego, że pragnął niebieskookiego od momentu w którym zobaczył go po raz pierwszy i nie chciał nad tym zapanować. Cholera. Procenty tylko dodawały mu odwagi by brnąć w to dalej. Zawsze był obojętny i brutalny w sposobie traktowania ludzi, a tu zadziwiał sam siebie nie mogąc uspokoić szybkiego bicia serca i pulsowania w kroczu, czy też samych myśli. Jego ciało, wyraz jego twarzy.. ten gorący pocałunek.. Nieco zirytowany odepchnął się wreszcie od drzwi i poszedł w kierunku kanapy, na którą walnął się i sięgnął po telefon, oddzwaniając na ostatni numer, który upomniał go, że trochę się zagalopował. Ale z drugiej strony.. czy na pewno? Przecież sypianie z byle kim to dla mnie norma. Nie była to jego siostra, a jeden z jego współpracowników a zarazem demoni kuzyn, który informował go gdy działo się coś interesującego. Albo musiał dla niego coś zrobić. Nigdy nie odmawiał bo fakt faktem, byli równie silni, a i tak pewnego dnia skończą razem w piekle.
- Co tym razem? - zapytał na wydechu, czując jak lepią mu się oczy. Co jak co ale nawet demon w swoim ludzkim ciele szybko się męczy, a on miał za sobą na prawdę pojebany dzień.
Który mógł skończyć się zajebistym seksem. Co jest ze mną nie tak.
- Hugh nie zapłacił, wyjechał gdzieś z kochankiem - niski głos odparł, w tle słychać było stukanie jakiejś maszyny, oraz rozmowy. Założył więc, że kuzyn znajduje się w agencji dla której pracuje.
- Nie możesz się tym zająć? - Zima jęknął, siadając z powrotem. Pytanie było bezsensowne bo gdyby mógł, nie dzwoniłby, ale zawsze jest iskra nadziei. Czekając na odpowiedź, bo drugi rozmówca zaczął dyskutować o czymś z inną osobą, podszedł do szafy w rogu i wyjął czysty komplet formalnych ciuchów. Telefon odstawił na bok na głośno mówiący i zaczął się przebierać.
- ..tak rozumiem. Uhh Vetur ty wiesz co robić.
- Jasne - rzucił krótko zrozpaczony widząc, że ma zapierdol i nie porozmawiają dłużej, po czym rozłączył się nabierając wdechu. Nici ze snu, lepiej zająć się tym teraz, im szybciej tym lepiej, nie miał zamiaru wychodzić poza mury żeby odnaleźć tego tchórza który jest na tyle głupi, by zadłużać się akurat tam, gdzie ludzie znani są z "odbierania zasłużonych pieniędzy wszelkimi możliwymi sposobami". Złapał kluczyki i zamknął mieszkanie, wychodząc z budynku. Pierwsze co musiał zrobić, to iść do swojego biura i wykonać kilka telefonów. Potem będzie już z górki. Nie podobało mu się, że ostatnimi czasy coraz więcej ludzi buntowało się i próbowało zgrywać bohaterów świata patologii. To było po prostu głupie. Wybierając drogę szybszą, powędrował cieniem na miejsce i wmaszerował do budynku, pojechał windą na dane piętro i otworzył swój gabinet. Dalej odczuwał skutki picia alkoholu ale powaga sytuacji nieco go otrzeźwiła. Usiadł i łapiąc za notes, zaczął wybierać numery..
- Co tym razem? - zapytał na wydechu, czując jak lepią mu się oczy. Co jak co ale nawet demon w swoim ludzkim ciele szybko się męczy, a on miał za sobą na prawdę pojebany dzień.
Który mógł skończyć się zajebistym seksem. Co jest ze mną nie tak.
- Hugh nie zapłacił, wyjechał gdzieś z kochankiem - niski głos odparł, w tle słychać było stukanie jakiejś maszyny, oraz rozmowy. Założył więc, że kuzyn znajduje się w agencji dla której pracuje.
- Nie możesz się tym zająć? - Zima jęknął, siadając z powrotem. Pytanie było bezsensowne bo gdyby mógł, nie dzwoniłby, ale zawsze jest iskra nadziei. Czekając na odpowiedź, bo drugi rozmówca zaczął dyskutować o czymś z inną osobą, podszedł do szafy w rogu i wyjął czysty komplet formalnych ciuchów. Telefon odstawił na bok na głośno mówiący i zaczął się przebierać.
- ..tak rozumiem. Uhh Vetur ty wiesz co robić.
- Jasne - rzucił krótko zrozpaczony widząc, że ma zapierdol i nie porozmawiają dłużej, po czym rozłączył się nabierając wdechu. Nici ze snu, lepiej zająć się tym teraz, im szybciej tym lepiej, nie miał zamiaru wychodzić poza mury żeby odnaleźć tego tchórza który jest na tyle głupi, by zadłużać się akurat tam, gdzie ludzie znani są z "odbierania zasłużonych pieniędzy wszelkimi możliwymi sposobami". Złapał kluczyki i zamknął mieszkanie, wychodząc z budynku. Pierwsze co musiał zrobić, to iść do swojego biura i wykonać kilka telefonów. Potem będzie już z górki. Nie podobało mu się, że ostatnimi czasy coraz więcej ludzi buntowało się i próbowało zgrywać bohaterów świata patologii. To było po prostu głupie. Wybierając drogę szybszą, powędrował cieniem na miejsce i wmaszerował do budynku, pojechał windą na dane piętro i otworzył swój gabinet. Dalej odczuwał skutki picia alkoholu ale powaga sytuacji nieco go otrzeźwiła. Usiadł i łapiąc za notes, zaczął wybierać numery..
__________________________________________
Czarnowłosy odchylił głowę i westchnął z uśmiechem, czując jak gorąca woda powoli rozluźnia jego mięśnie i pozwala na chwilę relaksu. Po ośmiu dniach ciężkiej pracy bez chwili na odpoczynek Zima był wykończony i marzył tylko, by pozostać w tak błogim stanie dłużej niż kilka minut zanim znowu ktoś będzie od niego coś chciał. Wyciągnął nogi i oparł na obudowie wanny, przymykając oczy. Wydaje się, że nie powinien narzekać, w końcu nie robił w terenie, ale ktoś musiał to wszystko zorganizować. Dryfując tak, między snem a jawą, jeszcze raz powtarzał sobie wszystko co działo się w tych ośmiu dniach, aż na myśl przyszedł mu nikt inny jak niebieskooki o mieszanych włosach. Co zrobił, gdy wyszedł z jego mieszkania? Gdzie się udał? A nawet i z kim zaspokoił żądzę, jeśli i to się stało? Czuł zazdrość i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie miał dla niego czasu, nie pomyślał o nim ani razu, ale teraz gdy wspominał smak jego warg, zaczął za nim tęsknić. Na swój sposób. Otworzył oczy i wbił spojrzenie w ścianę, masując obolałą rękę. Noir.. podchodzę do ciebie tak obsesyjnie. Jak mam nad tym zapanować? Te myśli miały dręczyć go niezmordowanie przez długi czas. Pół godziny później Zima wstał i wytarł ciało, ubierając się w wygodne spodnie i podkoszulek, a potem poszedł do salonu gdzie otworzył laptopa i zaczął wypełniać sprawy papierkowe. Legalnie też miał zakres obowiązków i niestety nie dało się tego ominąć. Wypełniał wszystko automatycznie, jak robot który był do tego zaprogramowany, nie zastanawiał się przy pisaniu bo zawsze były to te same formułki. Zabawne, demon udający człowieka. Może z dwie godziny później do pokoju weszła jego siostra, siadając przy nim i zakładając nogę na nogę.
- Długo cię nie było - zaczęła, wpatrując się w ekran i oparła się o niego bokiem, wzdychając. Ona też była zmęczona, a teraz jeszcze ta ciąża.
- Praca, jak zwykle - mruknął. Kobieta zachichotała ale nic więcej nie powiedziała, pewnie oczekując od niego jakiegoś pytania, jednak on wyciszył się ponownie, skupiając na pracy.
- Wiesz.. Deborah mówiła, że korzystałeś z tego drugiego mieszkania - podsunęła i widać było, że jest ciekawa i głodna informacji na ten temat. - I że wchodziłeś tam z jakimś przystojniakiem z ulicy. Przerzuciłeś się na facetów?
- Na prawdę musisz wiedzieć? - parsknął i dopiero teraz odwrócił twarz w jej stronę. Ta posłała mu uśmieszek.
- Zadzwoniłam do niego~
Nagle uśmiech zszedł z jego twarzy i zastąpiła go złość i irytacja. Znając ją, mogła mu rozgadać rzeczy albo ważne dla biura, albo na temat jego samego, co mogło skończyć się niezłym bałaganem. Z resztą, ona wszystko umiała zepsuć, lepiej martwić się przy niej na zapas.
- No już, nie bądź taki zły, spławił mnie mówiąc, że nie ma czasu i jest zajęty - wzruszyła ramionami. Cień ulgi przebiegł po jego twarzy. - Co to za reakcja?
- Odpuść - warknął. - Jest ważną osobą z pracy.
- A nie jest przypadkiem kolejną zabawką którą testujesz?
- Nie - odpowiedział szybko, ale po krótkim zamyśle podrapał się po karku i znowu na nią spojrzał. - Sam już nie wiem.
- To do ciebie nie podobne.
Tak, to było do niego niepodobne. Zamartwiał się zwykłym lekarzem mutantem którego spotkał dwa razy.. mało tego, mówił o nim jak o kimś równym sobie od chwili gdy razem się spili. I jeszcze te jebane myśli wędrujące w stronę nagich ud Czarnego.. Vetur speszył się i zakrył twarz, za to czerwonowłosa skrzywiła się.
- Tylko uważaj, łatwo jest zakochać się w człowieku, ale trudniej zrozumieć, że nigdy go nie posiądziesz - ostrzegła go.
- ..tego nie wiemy.
- Zimo.. nie jesteś dzieckiem i wiesz, że przewiduję przyszłość - wstała i poklepała go po ramieniu. Wolnym krokiem zmierzała do wyjścia z pokoju, kiedy nagle zatrzymał ją, pytając.
- Czy to kobieta? - mówił bardzo cicho, ale słyszała go. Uśmiechnęła się widząc, że brat akceptuje rzeczywistość.
- Tak. I to niedługo. Ale wasze drogi nie podzielą się.
Jedynie kiwnął i wyrzucił z myśli wszystko inne niż papierkową robotę. Takie były realia, nawet gdyby faktycznie zakochali się w sobie, Noir umarłby szybciej niż demon zdążyłby się nim nacieszyć. Skupiał się przez kilkadziesiąt minut i nie wytrzymał. Wstał gwałtownie i wyszedł na korytarz, łapiąc za płaszcz. Powiedziała, że niedługo, czyli ta kobieta nie zaistniała jeszcze w jego życiu. Pozostało mu tylko korzystać póki jeszcze może. Założył go na siebie i opuścił mieszkanie, a wreszcie wyszedł na ulicę, dopiero teraz zauważając, jak bardzo jesień zmieniła otoczenie. Spojrzał na szarawe niebo i zacisnął pięści. Będzie padać. Zignorował jednak pogodę i na nogach ruszył przed siebie, wybierając numer do Czarnego. Niedługo miało zachodzić słońce, była już siedemnasta więc miał nadzieje, że w weekendy chłopak nie pracuje do późna. Za pierwszym razem był tylko sygnał, a za drugim usłyszał jego głos.
- Słucham? - jedno słowo a tak wstrząsnęło emocjami demona. Cholera co się dzieje, to nienormalne.. to nie ja. Uspokoił oddech i przystanął, już czując, jak krople zaczynają padać z nieba prosto na jego ciało.
- Zawalony most, najbliżej muru, wschód, Hawkins Street - wyrzucił z siebie, a potem dodał. - czekam na ciebie.
Sam się rozłączył. Nie potrzebował więcej informacji, nie dał mu też opcji wycofania się ze spotkania, musiał przyjść. Miał nadzieję, że przyjdzie. Zawalony most znajdywał się dobre kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania demona, toteż musiał się spieszyć. Część drogi przebył jako cień, część na piechotę. Stanął tam, blisko krawędzi przepaści w dół rzeki która dawno wyschła i wpatrywał się w zgnieciony samochód, w którym na pewno znajdywały się kości właścicieli. Ale o tym nie myślał. Krople coraz szybciej spadały aż burza dała o sobie znać i świat powoli pogrążał się w mroku. Jego płaszcz moknął z każdą sekundą, tak jak i jego włosy i buty. Ale czekał. Wreszcie wśród szumu i kapnięć usłyszał uderzanie butami o błoto, a potem jego oczom ukazał się Noir, w wodoodpornej kurtce i z kapturem na głowie. Co mam powiedzieć?
- Dlaczego akurat tutaj? - pierwsze pytanie padło z ust Czarnego który chyba czuł się swobodniej w towarzystwie demona. Stanęli bliżej siebie, żeby słyszeć się i widzieć lepiej. Deszcz im nie przeszkadzał. - To nie za ciekawa okolica.
- Tam za mostem znajduje się brama.. - odparł Zima, zerkając w ową stronę. - Więc nikt tutaj nie przychodzi.
- Chcesz się mnie pozbyć bo masz mnie już dość? - słysząc te same pytanie po raz kolejny, nie mógł powstrzymać parsknięcia z rozbawienia. Było kompletnie na odwrót. Zrobił krok w przód.
- Nie - uśmiechnął się pod nosem. - Wręcz przeciwnie.
- Więc dlaczego.. - Czarny nie dokończył, bo Zima złapał go za biodro i przysunął do siebie, drugą dłoń kładąc na jego nadgarstku i ściskając. Oparł czoło o jego czoło i wpatrywał mu się z bliska w oczy.
- Tutaj nikt nie zobaczy sceny, w której drzesz się i wyzywasz mnie, czy jakkolwiek byś nie zareagował - wyjaśnił i przymknął na sekundę oczy, zaraz je otwierając. Pieprzony mutant, nic takiego nie zrobiłeś, a ja nie mogę się od ciebie oderwać. Widział zdziwienie na twarzy Noir'a, ale również to jaki dyskomfort odczuwał. Był na to gotów.
- Dlaczego miałbym? Powiedziałeś, że się mnie nie pozbywasz.
- Bo nie pozbywam.. - ta rozmowa była dla niego istnym piekłem, ale chciał to z siebie wyrzucić. Zagryzł na chwilę wargę i znów wlepił ślepia w błękit jego oczu. - To skomplikowane i nie wymagam od ciebie, żebyś wszystko zrozumiał, ale.. tak jak ludzie my też mamy uczucia. Nie wiem co w tobie takiego jest..
Wyszeptał i przesunął dłoń z jego nadgarstka na policzek, przesuwając po nim palcami. Jego usta.. ten zapach.. wszystko co do niego należało było dla mnie jak afrodyzjak. A ja byłem dla niego nieznajomym.
- Ani jak mogę ci to wytłumaczyć.. nie mogę być blisko ciebie, bo wariuję, chcę widzieć cie przy sobie tak jak wtedy wieczorem, czując twoje ciepło, ale tobie przeznaczone jest życie z kimś ważnym, kogo w przyszłości spotkasz.. mimo to, ja nie potrafię przestać o tobie myśleć. Cokolwiek sobie o mnie myślisz, nawet jeśli widzisz we mnie jedynie krętacza i morderce, gościa z wyższych sfer, nie ważne. Musisz tylko wiedzieć..
Co musi wiedzieć? Co mam mu powiedzieć? Nawet się dobrze nie znamy, a ja mu wystawiam takie sceny. To nawet nie jest wyznanie miłości.
Nie chcąc tracić jego czasu, urwał temat i pochylił bardziej twarz, jeszcze raz kosztując jego słodkich lecz męskich ust, których tak mu brakowało. Może to tylko demonia natura albo chęć posiadania go na własność, nie miał pojęcia. Ledwo oderwał się od niego i zaśmiał czując się jak skończony debil.
- Gadam od rzeczy - warknął na siebie i przeczesał mokre kłaki. Deszcz powoli ustępywał. Pokręcił głową i spojrzał gdzieś w bok. - Zapomnij o tym. Z przemęczenia gadam od rzeczy. Kurwa.. wracaj do domu.
Był pewien, że chłopak posłucha i urwie się jak najszybciej, ale on pozostał w miejscu. Minęła dłuższa chwila zanim położył dłoń na ramieniu Zimy, jakby uspokajająco. Ten pozwolił sobie zagapić się na niego o wiele dłużej.
- Wisisz mi drinka.
- Długo cię nie było - zaczęła, wpatrując się w ekran i oparła się o niego bokiem, wzdychając. Ona też była zmęczona, a teraz jeszcze ta ciąża.
- Praca, jak zwykle - mruknął. Kobieta zachichotała ale nic więcej nie powiedziała, pewnie oczekując od niego jakiegoś pytania, jednak on wyciszył się ponownie, skupiając na pracy.
- Wiesz.. Deborah mówiła, że korzystałeś z tego drugiego mieszkania - podsunęła i widać było, że jest ciekawa i głodna informacji na ten temat. - I że wchodziłeś tam z jakimś przystojniakiem z ulicy. Przerzuciłeś się na facetów?
- Na prawdę musisz wiedzieć? - parsknął i dopiero teraz odwrócił twarz w jej stronę. Ta posłała mu uśmieszek.
- Zadzwoniłam do niego~
Nagle uśmiech zszedł z jego twarzy i zastąpiła go złość i irytacja. Znając ją, mogła mu rozgadać rzeczy albo ważne dla biura, albo na temat jego samego, co mogło skończyć się niezłym bałaganem. Z resztą, ona wszystko umiała zepsuć, lepiej martwić się przy niej na zapas.
- No już, nie bądź taki zły, spławił mnie mówiąc, że nie ma czasu i jest zajęty - wzruszyła ramionami. Cień ulgi przebiegł po jego twarzy. - Co to za reakcja?
- Odpuść - warknął. - Jest ważną osobą z pracy.
- A nie jest przypadkiem kolejną zabawką którą testujesz?
- Nie - odpowiedział szybko, ale po krótkim zamyśle podrapał się po karku i znowu na nią spojrzał. - Sam już nie wiem.
- To do ciebie nie podobne.
Tak, to było do niego niepodobne. Zamartwiał się zwykłym lekarzem mutantem którego spotkał dwa razy.. mało tego, mówił o nim jak o kimś równym sobie od chwili gdy razem się spili. I jeszcze te jebane myśli wędrujące w stronę nagich ud Czarnego.. Vetur speszył się i zakrył twarz, za to czerwonowłosa skrzywiła się.
- Tylko uważaj, łatwo jest zakochać się w człowieku, ale trudniej zrozumieć, że nigdy go nie posiądziesz - ostrzegła go.
- ..tego nie wiemy.
- Zimo.. nie jesteś dzieckiem i wiesz, że przewiduję przyszłość - wstała i poklepała go po ramieniu. Wolnym krokiem zmierzała do wyjścia z pokoju, kiedy nagle zatrzymał ją, pytając.
- Czy to kobieta? - mówił bardzo cicho, ale słyszała go. Uśmiechnęła się widząc, że brat akceptuje rzeczywistość.
- Tak. I to niedługo. Ale wasze drogi nie podzielą się.
Jedynie kiwnął i wyrzucił z myśli wszystko inne niż papierkową robotę. Takie były realia, nawet gdyby faktycznie zakochali się w sobie, Noir umarłby szybciej niż demon zdążyłby się nim nacieszyć. Skupiał się przez kilkadziesiąt minut i nie wytrzymał. Wstał gwałtownie i wyszedł na korytarz, łapiąc za płaszcz. Powiedziała, że niedługo, czyli ta kobieta nie zaistniała jeszcze w jego życiu. Pozostało mu tylko korzystać póki jeszcze może. Założył go na siebie i opuścił mieszkanie, a wreszcie wyszedł na ulicę, dopiero teraz zauważając, jak bardzo jesień zmieniła otoczenie. Spojrzał na szarawe niebo i zacisnął pięści. Będzie padać. Zignorował jednak pogodę i na nogach ruszył przed siebie, wybierając numer do Czarnego. Niedługo miało zachodzić słońce, była już siedemnasta więc miał nadzieje, że w weekendy chłopak nie pracuje do późna. Za pierwszym razem był tylko sygnał, a za drugim usłyszał jego głos.
- Słucham? - jedno słowo a tak wstrząsnęło emocjami demona. Cholera co się dzieje, to nienormalne.. to nie ja. Uspokoił oddech i przystanął, już czując, jak krople zaczynają padać z nieba prosto na jego ciało.
- Zawalony most, najbliżej muru, wschód, Hawkins Street - wyrzucił z siebie, a potem dodał. - czekam na ciebie.
Sam się rozłączył. Nie potrzebował więcej informacji, nie dał mu też opcji wycofania się ze spotkania, musiał przyjść. Miał nadzieję, że przyjdzie. Zawalony most znajdywał się dobre kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania demona, toteż musiał się spieszyć. Część drogi przebył jako cień, część na piechotę. Stanął tam, blisko krawędzi przepaści w dół rzeki która dawno wyschła i wpatrywał się w zgnieciony samochód, w którym na pewno znajdywały się kości właścicieli. Ale o tym nie myślał. Krople coraz szybciej spadały aż burza dała o sobie znać i świat powoli pogrążał się w mroku. Jego płaszcz moknął z każdą sekundą, tak jak i jego włosy i buty. Ale czekał. Wreszcie wśród szumu i kapnięć usłyszał uderzanie butami o błoto, a potem jego oczom ukazał się Noir, w wodoodpornej kurtce i z kapturem na głowie. Co mam powiedzieć?
- Dlaczego akurat tutaj? - pierwsze pytanie padło z ust Czarnego który chyba czuł się swobodniej w towarzystwie demona. Stanęli bliżej siebie, żeby słyszeć się i widzieć lepiej. Deszcz im nie przeszkadzał. - To nie za ciekawa okolica.
- Tam za mostem znajduje się brama.. - odparł Zima, zerkając w ową stronę. - Więc nikt tutaj nie przychodzi.
- Chcesz się mnie pozbyć bo masz mnie już dość? - słysząc te same pytanie po raz kolejny, nie mógł powstrzymać parsknięcia z rozbawienia. Było kompletnie na odwrót. Zrobił krok w przód.
- Nie - uśmiechnął się pod nosem. - Wręcz przeciwnie.
- Więc dlaczego.. - Czarny nie dokończył, bo Zima złapał go za biodro i przysunął do siebie, drugą dłoń kładąc na jego nadgarstku i ściskając. Oparł czoło o jego czoło i wpatrywał mu się z bliska w oczy.
- Tutaj nikt nie zobaczy sceny, w której drzesz się i wyzywasz mnie, czy jakkolwiek byś nie zareagował - wyjaśnił i przymknął na sekundę oczy, zaraz je otwierając. Pieprzony mutant, nic takiego nie zrobiłeś, a ja nie mogę się od ciebie oderwać. Widział zdziwienie na twarzy Noir'a, ale również to jaki dyskomfort odczuwał. Był na to gotów.
- Dlaczego miałbym? Powiedziałeś, że się mnie nie pozbywasz.
- Bo nie pozbywam.. - ta rozmowa była dla niego istnym piekłem, ale chciał to z siebie wyrzucić. Zagryzł na chwilę wargę i znów wlepił ślepia w błękit jego oczu. - To skomplikowane i nie wymagam od ciebie, żebyś wszystko zrozumiał, ale.. tak jak ludzie my też mamy uczucia. Nie wiem co w tobie takiego jest..
Wyszeptał i przesunął dłoń z jego nadgarstka na policzek, przesuwając po nim palcami. Jego usta.. ten zapach.. wszystko co do niego należało było dla mnie jak afrodyzjak. A ja byłem dla niego nieznajomym.
- Ani jak mogę ci to wytłumaczyć.. nie mogę być blisko ciebie, bo wariuję, chcę widzieć cie przy sobie tak jak wtedy wieczorem, czując twoje ciepło, ale tobie przeznaczone jest życie z kimś ważnym, kogo w przyszłości spotkasz.. mimo to, ja nie potrafię przestać o tobie myśleć. Cokolwiek sobie o mnie myślisz, nawet jeśli widzisz we mnie jedynie krętacza i morderce, gościa z wyższych sfer, nie ważne. Musisz tylko wiedzieć..
Co musi wiedzieć? Co mam mu powiedzieć? Nawet się dobrze nie znamy, a ja mu wystawiam takie sceny. To nawet nie jest wyznanie miłości.
Nie chcąc tracić jego czasu, urwał temat i pochylił bardziej twarz, jeszcze raz kosztując jego słodkich lecz męskich ust, których tak mu brakowało. Może to tylko demonia natura albo chęć posiadania go na własność, nie miał pojęcia. Ledwo oderwał się od niego i zaśmiał czując się jak skończony debil.
- Gadam od rzeczy - warknął na siebie i przeczesał mokre kłaki. Deszcz powoli ustępywał. Pokręcił głową i spojrzał gdzieś w bok. - Zapomnij o tym. Z przemęczenia gadam od rzeczy. Kurwa.. wracaj do domu.
Był pewien, że chłopak posłucha i urwie się jak najszybciej, ale on pozostał w miejscu. Minęła dłuższa chwila zanim położył dłoń na ramieniu Zimy, jakby uspokajająco. Ten pozwolił sobie zagapić się na niego o wiele dłużej.
- Wisisz mi drinka.
__________________________________________
Przemoczeni mężczyźni wracali na piechotę, w ciszy, każdy myśląc o czym innym. Nie mógł wyobrazić sobie, co siedzi w głowie jego towarzysza, bo sam dziwił się na stres który odczuwał i przemyślenia typu czy robię z siebie idiotę, czy powinienem go zabić, czy powinienem zrobić to i tamto. Zachowywał się jak nastolatka przed pierwszą randką i cholernie mu się to nie podobało. No bo czemu tak nagle zaczęło mu zależeć.. długi spacer zakończyli, po raz pierwszy, w okolicy w której mieszkał Czarny. Vetur nigdy tutaj nie był, dlatego zdawał się na prowadzenie chłopaka, który stanął przy jednym z wyróżniających się budynków i prosił go przodem. Był to sklep w którym, jak podejrzewał, ma kupić wódkę i sok, ale zamiast tego mutant zaczął przebierać w wystawionych chrupkach i chipsach, dezorientując starszego.
- Lubisz słonecznik? - zapytał, wyrywając go z zamyślenia. Demon kiwnął i pozwolił mu zapłacić za cały woreczek. Wychodząc, korporat pozwolił sobie zadać kolejne głupie pytanie.
- Po co ci słonecznik?
- Nic od rana nie jadłem.. chyba nie myślisz, że wypiję drinka na pusty żołądek? - zaśmiał się lekko. Vetur zamrugał i sam roześmiał się, co rozluźniło nieco atmosferę. Czym on się tak stresował? Do cholery, jesteś mężczyzna i demonem, a srasz pod siebie widząc chłopaka którego.
- Zapraszam - padło słowo kiedy oboje wchodzili do mieszkania mieszano-włosego. Nie było pierwsza klasa jak apartament pana prezesa ale nie było najgorsze. Noir zniknął na chwilę w kuchni, by przynieść szklanki i sok, a potem wyłożył też słonecznik do miski, stawiając na stoliku przed kanapą. Zima obserwując go powoli zdjął z siebie płaszcz i odwiesił na boku, siadając przed stolikiem i sięgając po ziarno. Nie umknęło jego uwadze, że nie było wódki, więc cała ta gadka o drinku była tylko kłamstwem który odwiódł go od nadmiernego myślenia. Sprytne.
- No - mutant opadł obok niego i rozluźnił się, opierając plecy o oparcie kanapy, po czym ,,zajumał" miskę i pogryzał jeden po drugim, kładąc nogi na stół. Czarnowłosy pozostawił swoje na ziemi, ale też się rozluźnił, przymykając oczy. - To teraz powiedz mi, o co te całe zamieszanie.
- Noir.. nie rozmawiajmy już o tym - poprosił, zerkając w bok jednym otwartym okiem, które znowu przymknął. Właściciel mieszkania ciumkał swoje jedzenie jeszcze trochę w ciszy, po czym parsknął. - Co cię tak śmieszy.
- Ty - powiedział wprost. - A po części to, że już się dogadujemy.
- Ciebie też to dziwi? - uśmiechnął się do siebie.
--- CZYTAJ DALEJ ---
V V V V V V V
Subskrybuj:
Posty (Atom)