W momencie, w którym demon opuścił mieszkanie nastąpiła przytaczającą pustka. Kompletnie się tego nie spodziewałem. We własnym domu czuć się obco przez jakiegoś faceta, którego prawie nie nam, kto by pomyślał. Podniosłem się do pozycji siedzącej i przetarłem twarz dłońmi.
-Co my odpierdalamy... -mruknąłem do siebie z lekkim uśmiechem na ustach.
Nie da się zaprzeczyć, że to było coś... Coś co w dodatku chcieliśmy oboje pewnie. Podniosłem się, wziąłem czyste ubrania i wszedłem do łazienki. Wszedłem pod prysznic, odkręciłem wodę i pozwoliłem by ta spływała wprost na moją twarz. Chuj może się utopię i będzie spokój. Mija kilka, kilkanaście minut, a jedyne co nadal chce zrobić to zapaść się pod ziemię, bo teraz to mnie ogarnęło uczucie wstydu. Koniec końców zakręcam wodę, ocieram skórę ręcznikiem i zakładam wzięte ze sobą ubrania. Wróciłem do pokoju i zabrałem się za sprzątnie tego 'małego bałaganu', którym pozostał po 'zabawie'. Ogarnięcie tego, nie zajęło długo ku mojemu zdziwieniu i niezadowoleniu. Miałem raczej nadzieję, że będę miał czym się zająć na dłuższy czas, a tu takie coś. Stanąłem na środku pokoju i westchnąłem głośno, jednocześnie rozglądając się wokół. Nadal czuję się nie swojo. Chcąc zająć czymś myśli, czymś innym niż pół nagim ciałem Vetura, złapałem za kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Może świeże powietrze zadziała jakoś lepiej.
-Znowu deszcz -wymamrotałem wychodząc przed budynek.
Nasunąłem mocniej kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie, tam gdzie nogi poniosą. Szykuję się długa noc.
-----------------------
-Wyglądasz tragicznie -przywitał mnie zachrypnięty głos Ivana.
Nic nie odpowiedziałem dopóki nie usiadłem na kanapę, nawet nie kłopotałem się ze zdjęciem kurtki, nie mam zamiaru siedzieć tu długo.
-A widziałeś się dzisiaj w lustrze? -odpadłem w końcu, jednak chyba zbyt poważnym głosem.
-Ktoś tu ma zły humorek -złapał za krzesło stające przy stole, po czym usiadł naprzeciwko mnie.- Co jest?
-Nic, potrzebuje zwolnienia -pociągnąłem nosem.
-Kolejny... -westchnął.
-Nie moja wina -powiedziałem od razu, tak jakbym musiał się tłumaczyć, jakim cudem nie czuje się najlepiej.
-Co ty taki spięty nagle?
Dobre pytanie. W międzyczasie przez pokój przewinęło się kilka osób w białych kitlach, część wyglądała prawie równie tragicznie co ja. Mężczyzna przysunął się bliżej i wyciągnął z kieszeni mała latarkę. Jak dobrze, że większość lekarzy nosi wszystko przy sobie.
-Usta szeroko -jak zwykle jego poważna mina jest dla mnie niezłym prowokatorem do śmiechu.
Z powstrzymywanym uśmiechem wykonałem plecenie. Pochylił się, poświęcił światłem, poprzyglądał się i wyprostował, po czym sprawdził reakcję źrenic, świecąc tym cholerstwem po oczach. Odruchowa 'procedura' nawet jeżeli na pierwszy rzut oka widać co jest, chyba wszyscy już tu taką mają.
-Od kiedy tak masz? -powaga ne schodziła z jego twarzy.
-Bo ja wiem... Od tygodnia jakoś -odparłem bez większego zastanowienia.
-A oczy?
-A co ma być z nimi? Bolą, ale to ze zmęczenia -zdziwiłem się trochę tym pytaniem.
-Jesteś pewien? -na twarzy chłopaka wymalowało się coś czego nie dało się rozszyfrować.- Bo.. Ekhem.. No, nie wyglądają normalnie -dodał po chwili.
Podniosłem się i skierowałem do łazienki będącej w pokoju lekarzy. Przybliżyłem twarz do lustra wiszącego na ścianie, nad zlewem. Przeraziło mnie to co zobaczyłem. Zamiast ujrzeć niebieski kolor tęczówek w odbiciu były one jasno żółte. Odruchowo zrobiłem krok w tył i przetarłem oczy. Podszedłem do lustra i znowu się przejrzałem, kolor wrócił do 'normy'. Wróciłem do pokoju.
-Możliwe jest, że niektóre mutacje pojawiają się po latach? -zapytałem siadając znowu na kanapę.
-Teoretycznie -odpowiedział niższy.- Ale nie był bym taki pewny, że to mutacja. To trzeba przebadać.
-Błagam -przerwałem mu- badali mnie już, myślisz że nagle ogarnął co mi zmienili w DNA? Wątpię -wstałem i skierowałem się do wyjścia, jednak będąc przed drzwiami zatrzymałem się.- Dzięki i pamiętaj o tym zwolnieniu -rzuciłem z uśmiechem i wyszedłem.
Przechodząc przez szpital w końcu musiałem przejść obok rejestru, a pielęgniarki oczywiście musiały zwrócić na mnie uwagę.
-A pan gdzie idzie? Nie ma pan dyżury? -zaczęła jedna z nich.
-Spokojnie, doktor Ivan przekaże zwolnienie dla ordynatora -odpowiedziałem bez zatrzymywania się.
Po chwili znalazłem się na zewnątrz.
--------------------------
Kolejny telefon odebrany w ciągu ostatnich kilku dni, jednak tym razem tylko z informacją gdzie i kiedy, by dostać więcej szczegółów odnośnie zlecenia. Przestaje to lubić, zabawa jak w kotka i myszkę, nie dość, że robię wszystko za nich to ci jeszcze muszą mnie 'sprawdzać'. Jednak z drugiej strony nie sposób odmówić, gdy potrzebne są pieniądze. Więc i w tym przypadku przyjąłem to, po mimo tak ograniczonych informacji.
Po południu dotarłem do wskazanego miejsca. Ogromny, szklany biurowiec. Tylko tego mi brakowało. Wchodząc do środka czuję jak ludzie dosłownie wbijają swój wzrok we mnie. O tak, tęskniłem za tym. Teraz tylko do windy i na górę. Zatrzymuję się. Wysiadam. Kilka pewnych kroków przed siebie i zatrzymuje się przed jednym z oszklonych gabinetów. Mężczyzna w garniturze znajdujący się w środku widząc mnie wyszedł i rzucił szybko, że jeżeli przychodzę w 'pewnej sprawie' mam zaczekać, bo aktualne spotkanie trochę się przeciąga i nie czekając na moja odpowiedź wrócił do środka. Wywróciłem oczami i westchnąłem głośno, wręcz teatralnie. Odszedłem trochę bardziej w stronę windy i opadłem się o normalna ścianę. Po dłuższej chwili czekania usłyszałem za sobą cichy sygnał oznajmujący, iż winda się zatrzymała i można z niej wysiąść, ewentualnie wsiąść. Odruchowo odwróciłem się. Chęć zobaczenia kim była osoba, która miała zaraz się ukazać jest strasznie kusząca i nie da się z nią wygrać. Drzwi po woli się rozsunęły a ze środka wyszły kilka osób. Większość niczym się nie wyróżniała, nie licząc pewnej dwójki. Kobieta i mężczyzna. Fakt, że idą blisko siebie, może świadczyć, iż coś ich łączy, nie ważne co. Podniosłem wzrok wyżej. Nie spodziewałem się tego. Poczułem jak serce mi staje. Minęli mnie i zatrzymali się dalej. Cały czas wiodłem za nimi wzrokiem. Facetem ubranym w garnitur jest nie kto inny jak Vetur, ale kim jest ta kobieta. Moje serce zmieniło zdanie i zaczęło walić jak oszalałe. Czemu? Przecież to tylko kolejny zleceniodawca. Nic nowego. Zmusiłem się, żeby utkwić wzrok przed sobą, zamiast na tej dwójce. Jednak kątem oka dostrzegłem, że i demon mnie poznał. Jego mina- bezcenna. W sumie nie dziwie się, sam bym się teraz nie poznał. Dżinsy rozerwane na kolanach, buty a'la glany i komicznie podkrążone oczy bardziej niż zwykle. Spojrzałem znowu na niego. Sposób w jaki ta czerwonwłosa kobieta stała przy nim, dotykała go i w ogóle, zaczął mnie drażnić. Czuć się zazdrosnym o kogoś kogo się nie zna, szczyt głupoty i naiwności. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i znowu odwróciłem wzrok. Poczułem jak ogarnia mnie złość i znowu pojawił się ból za oczami. Dojrzałem jak mężczyzna do którego tu przyszedłem wychodzi z gabinetu i żegna się z kimś kto tam był, po czym spogląda na mnie i gestem dłoni wskazuje, że mogę już wejść. Ruszyłem przed siebie, minąłem grupę stojących ludzi wraz z wcześniej obserwowaną przeze mnie dwójką i wszedłem do oszklonego pomieszczenia.
Vetur?
Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę. O nie nie. Opko takie 2/10, w życiu nie dorówna twoim. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz