Leżałem w ciszy na łóżku patrząc w sufit i rozmyślając o wszystkim i niczym. Westchnąłem ciężko podnosząc rękę zerkając na zegarek-21:35.Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły ze skrzypnięciem.
-Lee?
-Co?
-Śpisz?
Odwróciłem się na bok, twarzą do ściany.
-Tak, a co?
-No bo miałeś iść się spotkać z tym panem braciszku
-Rany, zapomniałem-jęknąłem siadając na brzegu łóżka i przeczesując dłonią włosy do tyłu-Już się zbieram...
Zu spojrzała na mnie swymi brązowymi oczami uśmiechając się od ucha do ucha.Niespodziewnie skoczyła mi na szyję jak akurat wstawałem i się przytuliła. Trzymając ją na rękach schyliłem głowę wychodząc z pomieszczenia i zaniosłem do jej pokoju.Po kilku minutach szykowania, wyszłem z mieszkania.
~~~~~~~~~~~~
Około 22 już szedłem korytarzem, aż zatrzymałem się przy drzwiach i zapukałem.Po chwili z pokoju wyszedł Piotr uśmiechając się do mnie.
-Jak dawno Cię nie widziałem Lee!
Za nim zdążyłem coś mu powiedzieć, zaczął mi opowiadać tyle rzeczy.Normalnie myślałem, że zasnę. Podniosłem szybko ręce do góry.
-Stary spokojnie!Pogadajmy ze gdzieś indziej, a nie na korytarzu.
-Okej, właź do środka.
Weszliśmy do pomieszczenia, a tam zobaczyłem dziewczynę, która miała suknie tył na przód. Piotr spojrzał na nią i uśmiechając się do niej.
-Andziu, masz suknie tył na przód-skwitował ją Piotr przy wejściu, wtedy zauważyłem, że trzyma jakieś ubrania w ręce.
-Co ty masz tam?-zapytałem wyrywając mu ciuchy-Napewno to twoje, prawda?
Dziewczyna nic nie mówiąc wzięła je ode mnie i się cofnęła.
-Lee? Wracając do tego po co się mieliśmy spotkać. Chciałeś dla siostry obraz na urodziny, ale nie masz pieniędzy, więc w takim razie ty będziesz modelem moim na trzy dni.Dobrze?
Spojrzałem na niego z nie dowierzaniem, ale nic nie powiedziałem tylko ruszyłem w strone stoła siadając na krzesło zakładając nogę na nogę.
-Może być, ale napewno to na malujesz?
-Jasne, że tak.
Dziewczyna nagle krząknęła krzyżują ręce na klace piersiowej i podeszła do mnie.
-Kim jesteś? -zapytała mnie nie zbyt miło, a ja tylko uśmiechnąłem się wstając na co dziewczyna zrobiła krok do tyłu-Rany...
-Co mała? -warknąłem patrząc na nią z góry co ją to zszokowało , bo było widać na jej twarzy. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, aż nagle ni stąd ni zowąd poczułem jak krew w żyłach moja zaczęła się mi normalnie gotować. Cofnąłem się szybko i wyszłem z pomieszczenia, słyszałem jak Piotr za mną wola, ale nie zwracalem ro uwagi jak pedziłem . Wybiegłem z pomieszczenia, czułem, że zaraz nie wytrzymam i się przemienie Nie wiem co jest...Padłem na korytarzu na kolana łapiąc się za głowę, a z mojego gardła wyszło warczenie. Piotr pobiegł do mnie i kazał się mi uspokoić, bo kilku minutach normalnie siedziałem. Chłopak powiedział, że zaraz przyjdzie tylko idzie po wodę, abym się napił.Zacisnąłem pięść...Nie rozumiem tego czemu ptawie sie przemienilem, moze dlatego, że pełnia się zbliża?
<Adromeda? Sorki za takie coś ;-; >
Menu
▼
poniedziałek, 30 października 2017
niedziela, 29 października 2017
Od Andromedy
Stałam, o ile staniem to
w ogóle można było nazwać. Zaplątana w ciężkie zwoje
materiału trwałam niczym słup soli z sarnim uśmiechem. W ręku
ściskałam berło, a raczej wazon owinięty w folię aluminiową. We
wszystkich kończynach czułam już tylko mrowienie. Spojrzałam na
Piotra, właściwie to na sztalugę, która go zasłaniała.
– Stój prosto – rzucił od niechcenia w moją stronę, po czym podrapał się po przybrudzonym policzku.
– Stałabym prosto, gdyby pan malarz, wielki artysta dał mi dziesięć minut przerwy – odparłam, zakładając rękę na bok. Czułam jak moje krążenie wracało do normy.
– Nie dawno była przerwa. Nie zmieniaj pozy. – Przerwał malowanie.
– Jest już dwudziesta druga. – Wskazałam na zegarek.
Piotr podrapał się po głowie i ciężko wzdychając zarządził koniec na dzisiaj. Chwała Bogu! W czasie gdy pomału zdejmowałam kostium, mężczyzna bezwstydnie się we mnie wgapiał.
– Piotruś, nie masz nic innego do roboty? – zapytałam z lekka ukąśliwie.
– Nie.
Przewróciłam oczami rozpinając gorset, znowu mogłam oddychać, hurra!
– Naprawdę wiem, że mam fajne cycki. – Ręka zaplątała mi się w koronki: – Co ty właściwie malujesz? – Te koronki okropnie ciężko się zdejmowało.
– Madame Pompadour. – Nawet nie spojrzał mi w oczy.
– Wyglądam jak królowa Pompadour? – Mimowolnie się uśmiechnęłam.
– Nie – odparł beznamiętnie, a mój uśmiech zgasł.
– To na cholerę ja tu stałam?! – Złapałam z nim w końcu kontakt wzrokowy.
– Po pierwsze, primo, suknia rozmiarowo na ciebie pasuje. Po drugie, primo...
– Chyba secondo...
– Właśnie tak, tylko ty zgodziłaś się robić to za darmo. No i po trzecie... – Zawiesił się, spoglądając na mój dekolt.
– Mam fajne cycki – dokończyłam na niego.
– Właśnie tak.
Nie umiałam się gniewać na Piotra za to kim był. Ujął mnie swoją szczerością i bezpośredniością już dawno temu. W gruncie rzeczy lubiłam tu przebywać i na niego narzekać. Imponował mi jego zapał w kopiowaniu Matejki.
Ostatni zwój materiału osunął się na ziemię. Zostałam w samej bieliźnie, co zdecydowanie nie przeszkadzało Piotrowi.
– Gdzie jest moje ubranie? – Zaczęłam się rozglądać po pracowni.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
Nagle rozległo się pukanie, ktoś stał pod drzwiami atelier. Malarz nieśpiesznie poszedł otworzyć. Może byś, cholera, poczekał, aż się ubiorę – pomyślałam, po czym zaczęłam przeklinać go w głębi serca. Przewracając farby i inne duperele, chodziłam po pokoju szukając swojego ubrania. Ta pieprzona rupieciarnia wszystko przede mną chowała.
W końcu znalazłam! Sukienka leżała na komodzie z przykrótką nóżką. Daję słowo, że wcale jej tam nie kładłam.
Przez uchylone drzwi słyszałam serdeczny głos Piotra, który jak to miał w zwyczaju, rozgadywał się na poboczne tematy. Kiedy oparłam się o zimną ścianę, przez szparę miedzy futryną, ku mojemu rozczarowaniu, zobaczyłam jedynie malarza, który radośnie gestykulował. Ściskając w dłoniach ubranie, próbowałam wypatrzeć kto o tak późnej porze nawiedza pracownię, jednak nie byłam w stanie, Piotr skutecznie zasłaniał gościa. Wtem, malarz chwycił za klamkę od pokoju, w którym się znajdowałam.
Zestresowana szybko założyłam sukienkę. Do pokoju wszedł Piotr wraz z jego gościem. Uśmiechnęłam się sztucznie na ich widok, udając, że wszytko gra i wcale przed chwilą ich nie podsłuchiwałam.
– Andzia, masz sukienkę tył na przód – skwitował mnie Piotr na wejściu.
Cholera, a tak dobrze mi szło to szpiegowanie...
[ktokolwiek, bo ja już się pogubiłam na tym chacie]
Od Deirdre CD Noir'a
- Tak dobrze smakujesz. Gdybyś mi się oddał, to nie byłoby blizny. Teraz wsiadaj. - obeszłam samochód i weszłam do środka. Czekałam aż on też wpakuje swój śliczny tyłeczek do samochodu. Długo czekać nie musiałam, gdy tylko zamknął drzwi odpaliłam samochód i pojechałam w najbardziej ustronne miejsce. Tym miejscem, był opuszczony budynek. Zaparkowałam na parkingu, jeśli można powiedzieć tak o opuszczonym budynku. Tak wjechałam do środka.
- To tak znajdziesz cztery osoby, dwoje z nich zabijesz i przyniesiesz mi ich głowy. Pozostałą dwójkę znajdziesz. Nie zabijesz ich tylko, znajdziesz ich słabości, bliskich. Zapłatę zapewne chcesz w gotówce. - powiedziałam i czekałam na potwierdzenie.
- No, a jak inaczej. - mruknął.
- Dobra w takim razie dwie pierwsze osoby, które masz zabić to Magnolia Perm, jest jedną z tutejszych prostytutek. Druga osoba to Francis ma fałszywe nazwisko więc znajdź go. Jeśli znajdziesz te dwie osoby zabij je i wszystko im zabierz. Te dwie co masz znaleźć. Masz znaleźć o nich wszystko, co tylko się da, plus ich słabe punkty. Zapłacę jak wykonasz zlecenie. Powiedz ile chcesz. W granicach normy. - Położyłam jedna dłoń na jego udo, druga dotknęłam jego policzka. Wdrapałam się ma niego i usiadłam okrakiem.
- Złaź. Mówię coś. - wkurzył się, ale mimo to ciągnęło, abym coś zrobiła. Chciałam go zasmakować to go pocałowałam delikatnie, przygryzając jego wargę. Próbował mnie zepchnąć. Zbliżyłam się do jego ucha szepcząc. - Jesteś taki dobry.
Po paru minutach ponownie usiadłam na swoim miejscu.
- A i jeszcze jedno nie wykiwaj mnie, bo skończy się to dla ciebie marnie. Jeśli będziesz chciał się ze mną skontaktować to możesz przyjść pod ten adres. - powiedziałam. Podałam mu bardzo znamy mi adres. Ani moje mieszkanie, tylko taki hotel dokładnie apartament.
Poszedł, widziałam pi nim był wkurzony, ale mimo to podoba mi się bardzo.
***
Skontaktowałam się z Siva. Powiedziałam jej co i jak. Nawet się nie wkurzyła. Mam w sumie wolną rękę, jeśli chodzi o tego typu sprawy. Mam jej pełne zaufanie. W mieszkaniu razem z zakupami byłam pod wieczór. Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam do kuchni, gdyż Afrensja zawołała mnie na posiłek.
- Przez kilka dni mnie nie będzie, uważajcie na siebie. - Wstałam od stołu i odłożyłam naczynia. Pożegnałam się, poszłam na chwilę do pokoju, aby wziąć parę rzeczy. Jakoś po godzinie wyszłam, a po dwóch byłam w apartamencie. W apartamencie byłam sama, czasem przychodzili do mnie znajomi ze sprawami. To takie moje miejsce. Poszłam do gabinetu i za pomocą przycisku wszystko miałam gotowe. Dokładniej, okna zostały zasłonięte, wysunęły się monitory. Jeden to telewizja, druga cały czas wyświetlona była mapa z czerwonymi kroplami, trzecia i czwarta to nagrania z kamer. Laptop także miałam włączony na wszelki wypadek.
- Teraz tylko czekać na wieści, ciekawe ile mu to zajmie. - powiedziałam uśmiechając się do siebie.
Noir?
- To tak znajdziesz cztery osoby, dwoje z nich zabijesz i przyniesiesz mi ich głowy. Pozostałą dwójkę znajdziesz. Nie zabijesz ich tylko, znajdziesz ich słabości, bliskich. Zapłatę zapewne chcesz w gotówce. - powiedziałam i czekałam na potwierdzenie.
- No, a jak inaczej. - mruknął.
- Dobra w takim razie dwie pierwsze osoby, które masz zabić to Magnolia Perm, jest jedną z tutejszych prostytutek. Druga osoba to Francis ma fałszywe nazwisko więc znajdź go. Jeśli znajdziesz te dwie osoby zabij je i wszystko im zabierz. Te dwie co masz znaleźć. Masz znaleźć o nich wszystko, co tylko się da, plus ich słabe punkty. Zapłacę jak wykonasz zlecenie. Powiedz ile chcesz. W granicach normy. - Położyłam jedna dłoń na jego udo, druga dotknęłam jego policzka. Wdrapałam się ma niego i usiadłam okrakiem.
- Złaź. Mówię coś. - wkurzył się, ale mimo to ciągnęło, abym coś zrobiła. Chciałam go zasmakować to go pocałowałam delikatnie, przygryzając jego wargę. Próbował mnie zepchnąć. Zbliżyłam się do jego ucha szepcząc. - Jesteś taki dobry.
Po paru minutach ponownie usiadłam na swoim miejscu.
- A i jeszcze jedno nie wykiwaj mnie, bo skończy się to dla ciebie marnie. Jeśli będziesz chciał się ze mną skontaktować to możesz przyjść pod ten adres. - powiedziałam. Podałam mu bardzo znamy mi adres. Ani moje mieszkanie, tylko taki hotel dokładnie apartament.
Poszedł, widziałam pi nim był wkurzony, ale mimo to podoba mi się bardzo.
***
Skontaktowałam się z Siva. Powiedziałam jej co i jak. Nawet się nie wkurzyła. Mam w sumie wolną rękę, jeśli chodzi o tego typu sprawy. Mam jej pełne zaufanie. W mieszkaniu razem z zakupami byłam pod wieczór. Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam do kuchni, gdyż Afrensja zawołała mnie na posiłek.
- Przez kilka dni mnie nie będzie, uważajcie na siebie. - Wstałam od stołu i odłożyłam naczynia. Pożegnałam się, poszłam na chwilę do pokoju, aby wziąć parę rzeczy. Jakoś po godzinie wyszłam, a po dwóch byłam w apartamencie. W apartamencie byłam sama, czasem przychodzili do mnie znajomi ze sprawami. To takie moje miejsce. Poszłam do gabinetu i za pomocą przycisku wszystko miałam gotowe. Dokładniej, okna zostały zasłonięte, wysunęły się monitory. Jeden to telewizja, druga cały czas wyświetlona była mapa z czerwonymi kroplami, trzecia i czwarta to nagrania z kamer. Laptop także miałam włączony na wszelki wypadek.
- Teraz tylko czekać na wieści, ciekawe ile mu to zajmie. - powiedziałam uśmiechając się do siebie.
Noir?
Liam
-Imię: Liam (Lee)
-Nazwisko: Wolf
-Rasa: Pół wilkołak, pół wendigo
-Płeć: Mężczyzna
-Wiek: 25 lat
-Wzrost: 205 cm
-Głos: Verba-Młode Wilki X
-Zainteresowania: Nie ma zbytnio za dużo zainteresowań... Na pewno interesuje się i ćwiczy przeróżne sztuki walki, zna się na wszelkiej broni, każdego rodzaju-czy to biała, czy to palna, opowie ci nawet jej historię. Co może być jeszcze? Różne rodzaje też tortur? To tez, ale są jeszcze książki (szczególnie stare), siedzenie na oknie lub chodzenie po dworze nocą, przemienianie się wilkołaka i wycie do księżyca. Więcej nie powie, zdziwiony? Twoja sprawa, może kiedyś dowiesz się jeszcze czegoś od niego,chociaż w to wątpię...
-Charakter: Liam jest nieufny, czasami wredny, wulgarny i obojętny, ale jednak po mimo tego nie będzie on stał i patrzył jak ktoś znęca się nad słabszymi. Nie ma w sobie też za grosz taktu, ale jak trzeba to potrafi się postarać. Rzadko daję się w bójki i kłótnie, ale jak już się to zdarzy jest dość agresywny i bezlitosny. Właśnie, agresywny, a to już wielki minus, bo jak się wścieknie to ciężko go uspokoić...to wtedy uciekaj jak najszybciej się da. Pewnie jak tylko się spojrzy na niego to pomyśli się, że jest głupi, a to suprajs! Inteligentny i mądry, w kilka minut potrafi wymyślić nawet obojętnie jakiś pomysł lub plan. Chłopak ten nie ugnie się przed niczym, gdy chodzi o jego bliskich , będzie walczył do samego końca , a nawet poświęci swoje życie. Tajemnice? Czy potrafi je utrzymać?Oczywiście! I jak również dotrzymać danego słowa. Nienawidzi jak ktoś mu rozkazuje. Zachowuje zimną krew w ekstremalnych warunkach i sytuacjach. Nieustępliwy,uparty,odważny. Nie podda się,nie porzuci swoich planów,czy też postanowień...nie ma bata. Ogólne jest spokojny i trzyma się na uboczu, nie przepada za rozmowami z obcymi. Zresztą...Lepiej z nim pogadaj i sam się dowiedz jaki jest...
-Praca: Mechanik samochodowy
-Znaki szczególne: Chłopak wyróżnia się swoim bardzo wysoki wzrostem,dobrze wyrzeźbioną muskulaturą i ciemno blond średnich włosach, wygolonych na bokach i granatowych oczach. Cerę natomiast ma śniadą,a na swoim ciele ma dość sporo blizn,szczególnie jedna rzuca się bardzo w oczy znajdująca się na plecach ciągnąca się od prawego ramienia do lewego biodra ślad pazurów. Posiada jeszcze kolczyki-trzy na lewym, a ostatnio na prawym zaczął tylko jeden nosić. Ubiera się różnie, ale najczęściej można go zobaczyć w czarnej bluzie, gdzie na kapturze posiada szare futro, chustę granatowo-szarą w kratę i czarne rękawiczki ze skóry bez palców, do tego długie,czarne spodnie. Nogawki wkłada do glanów, sięgających do połowy łydek. No i powinno tyle informacji, o wyglądzie starczyć... Jak chodzi o resztę to:
•jest prawo ręczny
•nie lubi smażonej cebuli i gotowanej brukselki
•rzadko pije-ogólnie dlatego, że ma mocną głowę na alko
•nie pali(może czasami)
•rozpieszcza młodszą siostrę Zu
•czasami pragnie ludzkiego mięsa, ale dzięki temu, że jest w połowie wilkołakiem nie musi jeść tego
•zawsze przy sobie ma nóż, który dostał od ojca
-Umiejętności: Przez to, że w jego żyłach płynie mieszanka wybuchowa (jak sam to nazywa), posiada niesamowitą:
•siłę-może z łatwością podnieść samochód i nie tylko
•szybkość-oczywiście nie taka jak u wampira jak jest człowiekiem, ale w swojej prawdziwej postaci to wtedy dorównuje
•zwinność•dość szybko się regeneruje-oczywiście to zależy od rany
•wyostrzony słuch, węch i wzrok
•patrząc komuś w oczy potrafi wmówić obojętnie co ma zrobić np., że ma się zabić lub kogoś, albo ma zapomnieć
•nieśmiertelny
*Podczas nowiu staje się normalnym człowiekiem, jednak się nie starzeje*
-Rodzina:
•Ojciec Andreas-policjant, którego płynęła wilkołacza krew, zamordowano go na oczach matki chłopaka.
•Matka Aiby-była pielęgniarka porzuciła pracę, aby zająć się dziećmi, w jej żyłach płynie krew wendigo.
•Młodsza siostra Ruby- wilkołaczej krwi posiada 89%,a krwi wendigo 11%.Silniejsza od zwykłego wilkołaka, ale nie czuje potrzeby jedzenia ludzkiego mięsa. Nie przepada za przybraną siostrą, której zazdrosci lepszych kontaktów z bratem niż ona.
•Najmłodsza przybrana siostra Suzume (Zu)-mała Azjatka, którą adoptowano.Po mimo tego, że Liam'a i Zu nie łączą więzy krwi to zrobił by dla niej wszystko.
-Towarzysz: Może kiedyś, teraz nie ma czasu na pupila...
-Miłosne życie: Hetero jest rzecz jasna, ale nawet jeśli jest to chwilowo nie szuka żadnej...
-Właściciel:
•kika0002 (howrse)
•walczak11@gmail.com (e-mail)
-Dodatkowe zdjęcia:
Andromeda
Andromeda Zalewiczówna
Urodzona 1 kwietnia roku bliżej nieokreślonego,
bibliotekarka, rozpoznawalna wśród artystów,
zasila klasę wyższą.
Kto nie zaznał goryczy ni razu, ten nigdy nie zazna słodyczy w niebie.
Skąd i kim jest Andromeda – tego nikt nie wie, włącznie z nią. Zwykła, żartować, że jest córką Apollina, gdyż znaleziono w przestrzeni kosmicznej, niedaleko Słońca, kiedy była jeszcze mała. Zamknięto ją w bańce tlenowej, tej pierwszej, prymitywnej, ze szkła akrylowego i stopów tytanu. Prawdopodobnie została złożona w ofierze, co jest popularną praktyką wśród bardziej zacofanych ludów. Została uratowana przypadkiem, przez małego chłopca, który dojrzał ją przez szybę statku kosmicznego. Początkowo nikt się tym nie przejął – nie pierwsza i nie ostatnia zostanie zabita w imię przesądów. Lecz chłopiec nie dawał za wygraną – zanosił się coraz większym płaczem, aż w końcu załoga statku się ugięła. Kiedy dotarła na Ziemię, miała zostać oddana do domu dziecka, nikt nie miał ochoty przysparzać sobie obowiązków. Dowiedziało się o niej starsze, bezdzietne małżeństwo, które zdecydowało się ją przygarnąć. Niedługo potem została zaręczona z chłopcem, który ją uratował. Nie było to niczym dziwnym, wiele zamożnych rodzin postępuje w ten sposób, aby utrzymać swój status. Także i to małżeństwo miało zacieśnić więzy między rodami z wyższych sfer. Andromedzie wcale nie przeszkadzała aranżacja związku – w końcu to swojemu narzeczonemu zawdzięczała życie, był jej Perseuszem. Utrzymywała z nim ciepłe stosunki, i choć może nie stricte romantyczne, to przyjacielskie. Traktowała go bardziej jak brata niźli kochanka. Do ślubu jednak nigdy nie doszło. Perseusz (jak Andromeda zwykła nazywać narzeczonego) umarł w przeddzień zaślubin, pod kołami pojazdu. Pomimo tego, że dziewczyna nie kochała go, tak jak winna była kochać męża, to głęboko odczuła po nim stratę. Schodząc do Hadesu, wydarł kawałek jej duszy.*
Zachwyca nas zauważalne piękno; lecz wieczne jest to, co niewidoczne.
Andromeda całe swoje życie pławiła się w dostatku. Nigdy niczego jej nie odmawiano, w końcu jest jedyną córką. Pokładano w niej wielkie nadzieje, dlatego też nie szczędzono pieniędzy na jej edukację. Interesuje się głownie zagadnieniami humanistycznymi, lecz nie oznacza to, że można ją łatwo oszukać przy wydawaniu reszty. Nie jest szaloną imprezowiczką, czy dziewczyną na jedną noc. Mocno wierzy miłość, jednak nigdy jej nie zaznała, przynajmniej tej romantycznej. Kiedy tylko w jej życiu pojawia się potencjalny kochanek, od razu go zbywa, tłumacząc sobie, że to nie ma sensu, że on chce ją wykorzystać. Zazwyczaj spokojna, wręcz stoicka. Nie płacze za rozbitym telefonem czy podartą sukienką. Chorobliwa bałaganiara, która odkłada wszytko na ostatni moment, przez co wiecznie trzeba na nią czekać. W przeciwieństwie do większości klasy wyższej, nie chodzi z zadartym nosem i nie miażdży wszystkich swoją elokwencją. Spotkać ją można wszędzie tam, gdzie jest sztuka, uwielbia wernisaże i artystów ogólnie. Sama nie specjalnie spełnia się kreatywnie, woli być odbiorcą, nie nadawcą. Łatwo się zachwyca, szczególnie ludźmi, nie wszystkimi, naturalnie, jednak imponują jej osoby oryginalne, nietuzinkowe. Aczkolwiek takie zauroczenia kończą się tak szybko jak się zaczęły. Jest z lekka snobką, w głębi serca uważa się za lepszą od większości napotkanych osób. Bije od niej nonszalancja i pewna wyniosłość, a przynajmniej stara się tworzyć taki wizerunek. Dla zabawy lubi ludzi szokować, zaczepiać w nieco kokieteryjny sposób, przez co jest dość bezpośrednia. Neguje niektóre idee, aby zobaczyć co z tego wyniknie. Nie jest człowiekiem rodzinnym, nie lubi przebywać wśród dzieci i nie marzy o domku z ogródkiem. Bardzo ciekawska i dociekliwa, zawsze wie kto z kim i za ile, uwielbia plotkować. Jak na bananowe dziecko przystało, jest również beztroska i rozrzutna, co raz to znajduje sposób, aby roztrwonić kapitał. Czy to kąpiele z koziego mleka, czy uczta na wzór renesansowy – nieważne, priorytetem dla niej jest pozostać unikatem.
Wygląd to tylko dodatek do barwnej osobowości.
Andromeda jest stuprocentowym człowiekiem, który miał tyle szczęścia, aby nie ulegnąć żadnej mutacji. Nie jest za wysoka, zazwyczaj podczas rozmowy z innymi, musi zadzierać głowę, tak to już jest kiedy mierzy się 1,59 m. Jej figura nie przypomina figury modelek, lecz do kształtów rubensowskich, też jej sporo brakuje. Ni to gruba, ni to chuda, po prostu średnia. Jej skóra jest stosunkowo blada, w odcieniu kości słoniowej. Ubiera się zazwyczaj w ciemne sukienki o prostym kroju, nie przepada za przepychem. Na szyi zawieszony ma lekki wisiorek ze złota, z którym się praktycznie nigdy nie rozstaje. Ma dla niej wartość sentymentalną, jest prezentem od Perseusza. Jej rude włosy są wiecznie rozpuszczone i nieco poplątane, nie lubi wyszukanych fryzur i innych fryzjerskich przypinek. Oczy są pospolitej, piwnej barwy, nie zbyt duże. Jest dalekowidzem, a jej wada jest na tyle duża, iż nie może funkcjonować bez okularów. Na nosie znajduje się znikoma ilość piegów, niezauważalna pod makijażem. Policzki mocno podkreśla różem, jednocześnie starając się zachować umiar, choć różnie jej to wychodzi. Z racji tego, iż jest tylko człowiekiem, nie posiada specjalnych znaków szczególnych, tylko jedno, bezkształtne przebarwienie pod lewą łopatką.
Szukaj mnie, szczęśliwie dzień po dniu.
Mail: dzwnwsk@gmail.com
Chat: moja stara
Howrse: ~Amber | Z tego to praktycznie nie korzystam, więc gratulacje stworzenia takiej cudownej postaci proszę słać na maila bardziej.
*Aleksander Laurenty, Perseuszu odejdź
Od Noir'a CD Deirdre
Spojrzałem w oczy dziewczyny. Wydaje sie być taka rozbawiona zaistniałą sytuacją. Ja wręcz przeciwnie. Złapałem ją za nadgarstki i odsunąłem się.
-Nie pozwalaj sobie młoda -warknąłem.
-Czyżbyś się zirytował? -zapytała pochylając się w moją stronę.
-To nie jest irytacja. Jeszcze -powiedziałem stanowczo.
Dziewczyna zachichotała cicho pod nosem. Puściłem jej ręce i cofnąłem sie. Stanąłem przed drzwiami auta i zacząłem przeglądać się w szybie. Odbicie nie jest najwyraźniejsze, ale dobrze że chociaż cokolwiek widać.
-Nic Ci nie będzie -rozbrzmiał głośnik dziewczyny.
Spojrzałem na nią karcącym wzrok co ona skwitowała śmiechem.
-Po pierwsze chce odzyskać moją własność -dziewczyna pomachała portfelem, jednak gdy wyciągnąłem rękę po niego, ta nadal nie miała zamiaru go zwrócić, w końcu jednak oddała go.- Po drugie, jeżeli mam coś dla Ciebie zrobić, chce wiedzieć jak masz na imię i jakie jest dokładnie zlecenie, oraz co najbardziej mnie interesuje: ile za to dostanę.
Dziewczyna skrzyżowała ręce. Wyglądała jakby nad czymś się zastanawiała.
-Deirdre -odpowiedziała.
Nastąpiła króciutka chwila ciszy.
-Iii.. tylko tyle? -zapytałem.
-Tak, więcej informacji dostaniesz w bardziej... ustronnym miejscu. Nie wszyscy muszą wiedzieć, czego od ciebie chce.
-Dobra, miejmy to już za sobą. Ale licz się z tym, że wyłożysz trochę więcej gotówki, w zamian za bliznę -wskazałem miejsce nacięcia, które wykonała dziewczyna.
<Deirdre?>
-Nie pozwalaj sobie młoda -warknąłem.
-Czyżbyś się zirytował? -zapytała pochylając się w moją stronę.
-To nie jest irytacja. Jeszcze -powiedziałem stanowczo.
Dziewczyna zachichotała cicho pod nosem. Puściłem jej ręce i cofnąłem sie. Stanąłem przed drzwiami auta i zacząłem przeglądać się w szybie. Odbicie nie jest najwyraźniejsze, ale dobrze że chociaż cokolwiek widać.
-Nic Ci nie będzie -rozbrzmiał głośnik dziewczyny.
Spojrzałem na nią karcącym wzrok co ona skwitowała śmiechem.
-Po pierwsze chce odzyskać moją własność -dziewczyna pomachała portfelem, jednak gdy wyciągnąłem rękę po niego, ta nadal nie miała zamiaru go zwrócić, w końcu jednak oddała go.- Po drugie, jeżeli mam coś dla Ciebie zrobić, chce wiedzieć jak masz na imię i jakie jest dokładnie zlecenie, oraz co najbardziej mnie interesuje: ile za to dostanę.
Dziewczyna skrzyżowała ręce. Wyglądała jakby nad czymś się zastanawiała.
-Deirdre -odpowiedziała.
Nastąpiła króciutka chwila ciszy.
-Iii.. tylko tyle? -zapytałem.
-Tak, więcej informacji dostaniesz w bardziej... ustronnym miejscu. Nie wszyscy muszą wiedzieć, czego od ciebie chce.
-Dobra, miejmy to już za sobą. Ale licz się z tym, że wyłożysz trochę więcej gotówki, w zamian za bliznę -wskazałem miejsce nacięcia, które wykonała dziewczyna.
<Deirdre?>
sobota, 28 października 2017
Od Vetur'a CD Noir'a
Brunet po krótkiej chwili namysłu uniósł saszetkę z kłami i przyjrzał im się dłużej, obracając w dłoni, żeby uśmiechnąć się zadowolony z lekkim uniesieniem jednej brwi. Nie zawiódł się na nowym chłopaczku i bardzo go to uszczęśliwiało gdyż podejrzewał, że skończy się aferą i nieprzyjemnymi wizytami u starszyzny żeby wytłumaczyć całą sytuację. Ścisnął kieł w dwóch palcach i zgniótł bez najmniejszego problemu, lekko rozrywając saszetkę, którą rzucił z powrotem na stół i westchnął.
- Wydajesz się kumatym dzieciakiem, mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć ci, w co się wpakowałeś - zaczął mówić spokojnym, dosyć cichym głosem, żeby reszta osób w ,,pubie" nie nasłuchiwała. Już z reakcji i miny mutanta wiedział jaka jest odpowiedź, dlatego nie czekał, aż zacznie mówić. - Jakie do tej pory przyjmowałeś zlecenia?
- Nie muszę odpowiadać, pewnie i na to pytanie znasz odpowiedź - Zimie spodobało się, w jaki sposób mówił. Przypominał on trochę jego samego, może dlatego więc z tonu oficjalnego przeszedł na szczery i rozluźniony, dając kolorowowłosemu kredyt zaufania. Rzadko podejmował się podobnych akcji.
- Owszem.. ale nie wiem, ile ci płacono - sprostował, szukając w płaszczu portfela i od tak rzucił mu do rąk cztery zwinięte rolki banknotów, obwiązane wstęgą która trzymała je w ,,kwadratowym szyku". Z grzeczności nie patrzył, gdy tamten je chował, tylko wstał na sekundę podchodząc do baru i zamówił małą butelkę napoju alkoholowego, którego nazwać sama barmanka nie potrafiła. Wrócił się do stołu z dwiema szklankami i postawił, rozlewając im po trochę, świadomy jak mocny jest trunek. - Ale nie o pieniądzach przyszedłem rozmawiać.
- Na prawdę? - parsknął chłopak, nieufnie wąchając ciecz i przechylając szklane naczynie, smakując. Nie skrzywił się, co jeszcze bardziej spodobało się demonowi. Jedynie nabrał cicho powietrza. - Bo bym nie zgadnął.. nie wiem, czy opłaci mi się dalsza współpraca.
- Ale skąd takie podejście? - uniesiona brew Zimy była dodatkiem do spokojnego wyrazu twarzy przy upijaniu trunku o piwnej barwie, lecz piekącym smaku. Po fakcie, oparł się o stół, nieco pochylając głowę i przyjrzał mu się, a obrączką wampira którą trzymał, wystukiwał jakiś rytm. Przez lekkie przysunięcie się, poczuł słaby, stęchły odór krwi, pomimo prysznicu jakie wziął niebieskooki.
- Już i tak, jak wspomniałeś, wpakowałem się w niezłe bagno, dlaczego miałbym brnąć dalej? - wytłumaczył powoli, pytając. Przeszywające spojrzenie bruneta wręcz zmusiło go do przeniesienia wzroku na własną szklankę.
- No tak, to dobre pytanie - kontynuował polityk, żeby uciszyć się i również spojrzeć na trunek w szkle. Znudzony zabawą w dawanie szansy, porzucił gadkę o robocie i upił wszystko do końca. Skinął, a Czarny zrobił to samo. - Skoro i tak zakańczamy współprace, nie musisz martwić się o to co mówisz. Nie taki wilk zły jak go malują, czy coś takiego.. zapraszam cię na jeszcze jeden kieliszek, ale w ciekawsze miejsce.
- Skąd pewność, że się mnie nie pozbędziesz? - ostrożny. Vetur zaśmiał się lekko i bez słowa wstał, zarzucając sobie płaszcz na ramię, a pamiątki po Bartlomieju wrzucił do kosza razem z butelką po napoju, jeszcze raz rzucając młodemu zimne spojrzenie, doprawione uśmieszkiem.
- Nigdy nie miej takiej pewności.
_____________________________________________________________
Mężczyźni nie musieli fatygować się na piechotę, bo sam Felicjan czekał przed pubem w maszynie, która chwilowo spoczywała na ziemi, ale w sekundzie gdy wszyscy siedzieli wygodnie, uniosła się w powietrzu, ruszając do przodu. Demon niechętnie używał tego środka transportu, ale facet uparł się, że tak go odwiezie. Udali się do jednego z dwóch mieszkań żółtookiego, tego którego kompletnie nie używał bo było dla niego za duże i zbyt wypasione, położone na wysokim wieżowcu z widokiem na plażę piasku oblewającą kamienie skalne. Oczywiście, Felicjan opuścił dwójkę, z ręką na sercu wracając do swojej roboty.
- Nie krępuj się, ja sam nie wiem właściwie, gdzie co jest, aleee.. - przedłużył, podchodząc do przejścia między kuchnią a wielkim salonem, a stamtąd wparował do jadalni i dorwał szafkę z winami i whiskey, wybierając to drugie. Z uśmieszkiem wrócił do swojego gościa, którego zastał stojącego przy kanapie, za którą były szyby robiące za ściany. Sztywno. Zbliżył się i popchał go za pierś, by upadł na cztery litery i sam usiadł nieco dalej. Kiedy whiskey było nalane, telewizor włączony a Vetur wreszcie zdjął sweter zastępując go najnormalniejszą podkoszulką, nareszcie odetchnął i oparł łokieć o obicie kanapy, wpatrując się w młodego.
- Pewnie teraz myślisz ,,co ten gościu ode mnie chce", co? - podsunął rozbawiony jego spiętą postawą i usiadł wygodniej, opierając teraz łokcie o kolana. Wpatrywał się w obraz reportera, który przedstawiał jakieś wiadomości wieczorne.
- Poniekąd - nie zaprzeczył.
- Uspokoje cię, jesteś pierwszym chłopcem na posyłki którego tak polubiłem, innych nawet osobiście nie przywitałem, zanim zdechli.. ty i tak mi nie zagrażasz, czemu by nie spędzić milej czasu razem? Nie chce mi się wracać do.. żony - teraz nasuwało się pytanie, czy demon uwielbiał alkohol? Tak. Czy miał słabą głowę? Nie, ale szybko robiło mu się ciepło nie ważne co wypił i przez to bardziej się otwierał. Dlatego też nie bacząc na niebieskookiego, sam pił whiskey, wywracając oczy na samo wspomnienie czerwonowłosej.
- Huh - kiedy odwrócił wzrok, Noir oparł się wygodniej, nareszcie rozluźniając i też popijając.
- Dziewczyna?
- Nie, nie w tej chwili - odparł zaciekawionemu brunetowi. Przez kilka godzin rozmawiali o wszystkim i niczym, raz demon zadawał mu niewygodne pytania, innym razem młody dopytywał jego, a kiedy butelka nieco się opróżniła, języki im się bardziej rozplątały i oboje doszli do punktu, w którym zachowywali się, jakby znali się od dawna. Były to może pozory, ale śmiech nie był udawany. Ani jeden, ani drugi nie byli jeszcze pijani, ale nie byli też trzeźwi. Wybiła trzecia w nocy kiedy zorientowali się, że od dłuższego czasu nie mają co pić.
- Momento, uzupełnię zapasy - Noir wstał, ziewając lekko, ale brunet momentalnie zaprzeczył powtarzając ,,nie" kilka razy pod rząd i złapał go za nadgarstek. Czarny stracił równowagę i prawie spadł na stół, ale że nie był jak wspomniane było; kompletnie pijany, szybko stanął prosto. Nie zmieniło to jednak faktu, że Vetur postanowił zakończyć imprezę.
- Na dzisiaj wystarczy, panu podziękujemy - powiedział, łapiąc za jego bluzę na kanapie i odprowadził go do drzwi, dając materiał. Mutant jakby ociążale założył ją na siebie i oparł się o drzwi, gapiąc na demona z rękami w kieszeniach.
- To co, mam się trzymać na baczności, czy jestem wolnym człowiekiem? - zapytał rozbawiony, a potem parsknął głośniej, gdy demon otarł twarz niedowierzając.
- Trzymaj na baczność co innego i kiedy indziej - odparł dalej pozostając w wesołym nastroju. Ale coś się zmieniło kiedy Noir odparł.
- Pokażesz mi co i kiedy? - chyba ani jeden ani drugi nie chciał, żeby wyszło to z podtekstem, ale tak to odebrali, gdy już słowa padły. Zrobiło się ciszej i tylko cicho grający telewizor jakkolwiek tę ciszę zagłuszał. Temperatura też jakby wzrosła. Demon wiedziony ciekawością, uśmiechnął się pod nosem i zrobił krok w przód, opierając całe przedramie obok jego głowy i nachylił się nad nim tak, że ich twarze były blisko siebie. Noir również miał na ustach lekki uśmiech.
- Tylko, jeśli wrócisz, gdy zadzwonię - mówiąc to, Vetur miał na myśli dalszą współprace w wypadku, gdyby znalazła się dla młodego jakaś praca podobnego typu, ale to nie to było dla nich teraz ważne, jak można się domyślić. Nie dostał odpowiedzi, a jedynie ciche ,,mhmm", które potraktował jak zgodę i z zadowolonym pomrukiem obrócił głowę, chętnie przyciskając usta do tych mutanta. Nie planował tego, Czarny też chyba średnio był na to przygotowany, ale wreszcie odpowiedział na pocałunek i to z namiętnością, która narosła między nimi, kiedy zaczęli walczyć o dominację w pocałunku. Z każdą sekundą, przerastało się to w coś więcej niż całowanie, ręka demona już zjeżdżała po jego klatce, kiedy.. telefon. Nagły sygnał rozkojarzył bruneta. Oderwał się od swojego gościa na centymetr i patrzył na niego, by roześmiać się, z uczucia niezręczności.
- Chyba jednak powinieneś już iść - podsunął. Noir załapał i pokiwał głową, łapiąc za klamkę, otwierając drzwi. Miał już wychodzić, ale jeszcze na pożegnanie, demon położył dłoń na jego biodrze zbliżając się do niego od tyłu i przegryzł lekko skórę na jego karku, chuchając z szeptem.
- Czekaj na telefon - i sam, osobiście zamknął za nim drzwi.
| Oczywiście, że może być >.> mam nadzieje, że to opko ^ cie nie przeraziło XD |
- Wydajesz się kumatym dzieciakiem, mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć ci, w co się wpakowałeś - zaczął mówić spokojnym, dosyć cichym głosem, żeby reszta osób w ,,pubie" nie nasłuchiwała. Już z reakcji i miny mutanta wiedział jaka jest odpowiedź, dlatego nie czekał, aż zacznie mówić. - Jakie do tej pory przyjmowałeś zlecenia?
- Nie muszę odpowiadać, pewnie i na to pytanie znasz odpowiedź - Zimie spodobało się, w jaki sposób mówił. Przypominał on trochę jego samego, może dlatego więc z tonu oficjalnego przeszedł na szczery i rozluźniony, dając kolorowowłosemu kredyt zaufania. Rzadko podejmował się podobnych akcji.
- Owszem.. ale nie wiem, ile ci płacono - sprostował, szukając w płaszczu portfela i od tak rzucił mu do rąk cztery zwinięte rolki banknotów, obwiązane wstęgą która trzymała je w ,,kwadratowym szyku". Z grzeczności nie patrzył, gdy tamten je chował, tylko wstał na sekundę podchodząc do baru i zamówił małą butelkę napoju alkoholowego, którego nazwać sama barmanka nie potrafiła. Wrócił się do stołu z dwiema szklankami i postawił, rozlewając im po trochę, świadomy jak mocny jest trunek. - Ale nie o pieniądzach przyszedłem rozmawiać.
- Na prawdę? - parsknął chłopak, nieufnie wąchając ciecz i przechylając szklane naczynie, smakując. Nie skrzywił się, co jeszcze bardziej spodobało się demonowi. Jedynie nabrał cicho powietrza. - Bo bym nie zgadnął.. nie wiem, czy opłaci mi się dalsza współpraca.
- Ale skąd takie podejście? - uniesiona brew Zimy była dodatkiem do spokojnego wyrazu twarzy przy upijaniu trunku o piwnej barwie, lecz piekącym smaku. Po fakcie, oparł się o stół, nieco pochylając głowę i przyjrzał mu się, a obrączką wampira którą trzymał, wystukiwał jakiś rytm. Przez lekkie przysunięcie się, poczuł słaby, stęchły odór krwi, pomimo prysznicu jakie wziął niebieskooki.
- Już i tak, jak wspomniałeś, wpakowałem się w niezłe bagno, dlaczego miałbym brnąć dalej? - wytłumaczył powoli, pytając. Przeszywające spojrzenie bruneta wręcz zmusiło go do przeniesienia wzroku na własną szklankę.
- No tak, to dobre pytanie - kontynuował polityk, żeby uciszyć się i również spojrzeć na trunek w szkle. Znudzony zabawą w dawanie szansy, porzucił gadkę o robocie i upił wszystko do końca. Skinął, a Czarny zrobił to samo. - Skoro i tak zakańczamy współprace, nie musisz martwić się o to co mówisz. Nie taki wilk zły jak go malują, czy coś takiego.. zapraszam cię na jeszcze jeden kieliszek, ale w ciekawsze miejsce.
- Skąd pewność, że się mnie nie pozbędziesz? - ostrożny. Vetur zaśmiał się lekko i bez słowa wstał, zarzucając sobie płaszcz na ramię, a pamiątki po Bartlomieju wrzucił do kosza razem z butelką po napoju, jeszcze raz rzucając młodemu zimne spojrzenie, doprawione uśmieszkiem.
- Nigdy nie miej takiej pewności.
_____________________________________________________________
Mężczyźni nie musieli fatygować się na piechotę, bo sam Felicjan czekał przed pubem w maszynie, która chwilowo spoczywała na ziemi, ale w sekundzie gdy wszyscy siedzieli wygodnie, uniosła się w powietrzu, ruszając do przodu. Demon niechętnie używał tego środka transportu, ale facet uparł się, że tak go odwiezie. Udali się do jednego z dwóch mieszkań żółtookiego, tego którego kompletnie nie używał bo było dla niego za duże i zbyt wypasione, położone na wysokim wieżowcu z widokiem na plażę piasku oblewającą kamienie skalne. Oczywiście, Felicjan opuścił dwójkę, z ręką na sercu wracając do swojej roboty.
- Nie krępuj się, ja sam nie wiem właściwie, gdzie co jest, aleee.. - przedłużył, podchodząc do przejścia między kuchnią a wielkim salonem, a stamtąd wparował do jadalni i dorwał szafkę z winami i whiskey, wybierając to drugie. Z uśmieszkiem wrócił do swojego gościa, którego zastał stojącego przy kanapie, za którą były szyby robiące za ściany. Sztywno. Zbliżył się i popchał go za pierś, by upadł na cztery litery i sam usiadł nieco dalej. Kiedy whiskey było nalane, telewizor włączony a Vetur wreszcie zdjął sweter zastępując go najnormalniejszą podkoszulką, nareszcie odetchnął i oparł łokieć o obicie kanapy, wpatrując się w młodego.
- Pewnie teraz myślisz ,,co ten gościu ode mnie chce", co? - podsunął rozbawiony jego spiętą postawą i usiadł wygodniej, opierając teraz łokcie o kolana. Wpatrywał się w obraz reportera, który przedstawiał jakieś wiadomości wieczorne.
- Poniekąd - nie zaprzeczył.
- Uspokoje cię, jesteś pierwszym chłopcem na posyłki którego tak polubiłem, innych nawet osobiście nie przywitałem, zanim zdechli.. ty i tak mi nie zagrażasz, czemu by nie spędzić milej czasu razem? Nie chce mi się wracać do.. żony - teraz nasuwało się pytanie, czy demon uwielbiał alkohol? Tak. Czy miał słabą głowę? Nie, ale szybko robiło mu się ciepło nie ważne co wypił i przez to bardziej się otwierał. Dlatego też nie bacząc na niebieskookiego, sam pił whiskey, wywracając oczy na samo wspomnienie czerwonowłosej.
- Huh - kiedy odwrócił wzrok, Noir oparł się wygodniej, nareszcie rozluźniając i też popijając.
- Dziewczyna?
- Nie, nie w tej chwili - odparł zaciekawionemu brunetowi. Przez kilka godzin rozmawiali o wszystkim i niczym, raz demon zadawał mu niewygodne pytania, innym razem młody dopytywał jego, a kiedy butelka nieco się opróżniła, języki im się bardziej rozplątały i oboje doszli do punktu, w którym zachowywali się, jakby znali się od dawna. Były to może pozory, ale śmiech nie był udawany. Ani jeden, ani drugi nie byli jeszcze pijani, ale nie byli też trzeźwi. Wybiła trzecia w nocy kiedy zorientowali się, że od dłuższego czasu nie mają co pić.
- Momento, uzupełnię zapasy - Noir wstał, ziewając lekko, ale brunet momentalnie zaprzeczył powtarzając ,,nie" kilka razy pod rząd i złapał go za nadgarstek. Czarny stracił równowagę i prawie spadł na stół, ale że nie był jak wspomniane było; kompletnie pijany, szybko stanął prosto. Nie zmieniło to jednak faktu, że Vetur postanowił zakończyć imprezę.
- Na dzisiaj wystarczy, panu podziękujemy - powiedział, łapiąc za jego bluzę na kanapie i odprowadził go do drzwi, dając materiał. Mutant jakby ociążale założył ją na siebie i oparł się o drzwi, gapiąc na demona z rękami w kieszeniach.
- To co, mam się trzymać na baczności, czy jestem wolnym człowiekiem? - zapytał rozbawiony, a potem parsknął głośniej, gdy demon otarł twarz niedowierzając.
- Trzymaj na baczność co innego i kiedy indziej - odparł dalej pozostając w wesołym nastroju. Ale coś się zmieniło kiedy Noir odparł.
- Pokażesz mi co i kiedy? - chyba ani jeden ani drugi nie chciał, żeby wyszło to z podtekstem, ale tak to odebrali, gdy już słowa padły. Zrobiło się ciszej i tylko cicho grający telewizor jakkolwiek tę ciszę zagłuszał. Temperatura też jakby wzrosła. Demon wiedziony ciekawością, uśmiechnął się pod nosem i zrobił krok w przód, opierając całe przedramie obok jego głowy i nachylił się nad nim tak, że ich twarze były blisko siebie. Noir również miał na ustach lekki uśmiech.
- Tylko, jeśli wrócisz, gdy zadzwonię - mówiąc to, Vetur miał na myśli dalszą współprace w wypadku, gdyby znalazła się dla młodego jakaś praca podobnego typu, ale to nie to było dla nich teraz ważne, jak można się domyślić. Nie dostał odpowiedzi, a jedynie ciche ,,mhmm", które potraktował jak zgodę i z zadowolonym pomrukiem obrócił głowę, chętnie przyciskając usta do tych mutanta. Nie planował tego, Czarny też chyba średnio był na to przygotowany, ale wreszcie odpowiedział na pocałunek i to z namiętnością, która narosła między nimi, kiedy zaczęli walczyć o dominację w pocałunku. Z każdą sekundą, przerastało się to w coś więcej niż całowanie, ręka demona już zjeżdżała po jego klatce, kiedy.. telefon. Nagły sygnał rozkojarzył bruneta. Oderwał się od swojego gościa na centymetr i patrzył na niego, by roześmiać się, z uczucia niezręczności.
- Chyba jednak powinieneś już iść - podsunął. Noir załapał i pokiwał głową, łapiąc za klamkę, otwierając drzwi. Miał już wychodzić, ale jeszcze na pożegnanie, demon położył dłoń na jego biodrze zbliżając się do niego od tyłu i przegryzł lekko skórę na jego karku, chuchając z szeptem.
- Czekaj na telefon - i sam, osobiście zamknął za nim drzwi.
| Oczywiście, że może być >.> mam nadzieje, że to opko ^ cie nie przeraziło XD |
Od Noir'a CD Vetur'a
Gdy mężczyzna mnie minął odwróciłem lekko głowę i odprowadziłem go wzrokiem, jednocześnie upewniając się, że zostałem sam. Spojrzałem z powrotem na stół, a dokładniej mówiąc na karteczkę pozostawioną przez zleceniodawcę. Przez chwilę wąchałem się przed sięgnięciem po nią, jednak w końcu to zrobiłem.
-"Klient nasz pan"...- mruknąłem do siebie przyglądając się podanym informacjom.
Nie jest to łatwe zadanie, tym bardziej, że od dłuższego czasu dostaje raczej zlecenia typu 'ktoś wisi pieniądze' czy 'ktoś coś podpierdolił', bądź porachunki, których powód nawet nie są mi znane. W sumie nawet nie chcę wiedzieć o co większości chodzi, tak jak i chyba w tym przypadku. Tym bardziej, że zarówno zleceniodawca jak i 'ofiara' nie wyglądają na 'zwykłych obywateli', a mi nie uśmiecha się być w coś wkręconym.
Przeciągnąłem się.
-Będzie ciekawie -powiedziałem cicho do siebie.
Schowałem kartkę do kieszeni spodni, po czym sięgnąłem po filiżankę. Przybliżyłem ją do ust jednak w chwili, w której poczułem gorzki zapach kawy skrzywiłem się i odstawiłem kubek z powrotem na stół. Podniosłem się i skierowałem do wyjścia, jednak będąc tuż przed drzwiami zatrzymał mnie głosik kobiety dochodzący zza moich pleców.
-Ekhem..
Obróciłem się, prze barze stała dziewczyna.
-Za zamówienie trzeba zapłacić- powiedziała ze znudzeniem w głosie.
Wywróciłem oczami. Obmacałem kieszenie w poszukiwaniu gotówki, po momencie wyciągnąłem kilka banknotów o mniejszym nominale. Podszedłem do dziewczyny i bez słowa płożyłem na blacie przed nią pieniądze.
-Reszta.. -usłyszałem za plecami, jednak machnąłem jedynie ręką i wyszedłem.
Wróciłem do swojego mieszkania. Siadając na kanapie zerknąłem na zegarek- przed południem. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu.
-Myśl -jęknąłem sam do siebie.
Bartlomiej, 'polityk', wampir... To będzie cholernie ciężkie. W pracy go nie dorwę, zbyt dużo potencjalnych świadków, na 'mieście' to samo. Zostaje jego mieszkanie. Pewnie będzie sporo ochrony... Ochrona. To jest to. Liczyć tylko na łut szczęścia, żeby zastać i jego rodzinkę, skoro 'klient' życzył sobie, żeby i ich się pozbyć.
-"Klient nasz pan" -mruknąłem przedrzeźniająco z małym uśmieszkiem na ustach.
Otworzyłem oczy i pochyliłem się do przodu opierając łokcie o uda, pozwalając dłoniom zawisnąć między kolanami. Tylko co ja mam mu przynieść... "Coś co do niego należały"... Coś jego... Hmm... Wampir. Coś co jest jego. Jasne.
Podniosłem się, obszedłem sofę i wszedłem do kuchni. Nie ma sensu myśleć o pustym żołądku, więc szybko zrobiłem herbatę i usmażyłem jajecznicę, po czym wróciłem na sofę, do rozmyślań nad szczegółami planu, przerywanymi chwilami powolnego jedzenia.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 16, cel powinien być w swoim mieszkaniu. Podniosłem wzrok na budynek. Przede mną wznosił się luksusowy wieżowiec. Cudownie. Tak jakby 'Ci lepsi' nie mogli mieszkać gdzieś indziej. Na uboczu najlepiej. Westchnąłem ciężko chowając jednocześnie telefon z powrotem do kiszeni. Poprawiłem plecak na ramionach i ruszyłem. Idąc powolnym krokiem rozglądałem się wokół udając zainteresowanego wszystkim co jest wokół, przy okazji sprawdzając i zapamiętując czy, gdzie i jak liczna jest ochrona. Obszedłem budynek dookoła. Nie obeszło się bez jakże zabawnych komentarzy kilku ochroniarzy i mieszkańców owego wieżowca. Na tyłach budynku dostrzegłem swoją przepustkę do środka. Stał tam jeden koleś. Palił. Nie wyglądał na świadomego mojej obecności, lepiej dla mnie, dodatkowo wokół było sporo drzew i przeróżnych krzewów, znowu- same plusy. Zaszedłem nieświadomego mężczyznę od tyłu, po czym założyłem mu dźwignię na szyję i zacząłem go podduszać. W momencie, w którym przestał się szarpać puściłem go, nie potrzebne mi dodatkowe przypadkowe ofiary. Ułożyłem go na ziemi, rozebrałem z munduru, następnie wyciągnąłem linę z plecaka i związałem go. Szybko przebrałem się w jego umundurowanie, a samego nieprzytomnego zaciągnąłem w krzaki zacierając wszelkie ślady. Zarzuciłem plecak na ramiona, poprawiłem rękawiczki, oraz czapkę, jak dobrze, że po tylu latach ochroniarze nadal je noszą, przynajmniej mam jak ukryć włosy i chociaż trochę przysłonić twarz. Wszedłem do budynku bez żadnego problemu. Nie spodziewałem się, że pójdzie tak gładko.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. Penthouse, nie wiem czego innego się spodziewałem. Zrobiłem dwa kroki do przodu, drzwi windy zamknęły się tuż za mną. Rozejrzałem się. Nikogo nie widać, cisza. Czyżbym się pomylił?
-Cholerna winda. Pewnie znowu się zepsuła -rozbrzmiał męski głos.
Ktoś zaczął się zbliżać. Przylgnąłem plecami do ściany wyczekująca, aż ktoś się wyłoni zza rogu. Po chwili moim oczom ukazał się dosyć postawny mężczyzna. Bartlomiej. Nie dając mu chwili na reakcje, gdy już mnie dostrzegł, doskoczyłem szybko do niego, uderzając dłonią w tzw. 'jabłko adama'. Mężczyzna zaczął sie dusić i upadł na podłogę. Przez jakiś czas nie będzie w stanie zrobić niczego.
-Co się dzieje -w głębi domu odezwał sie zaniepokojony damski głos, a za raz po nim zaczął rozbrzmiewać charakterystyczny dźwięk butów na obcasie.
-Kochanie, co jest -kobieta podeszła do mężczyzny, po czym podniosła wzrok na mnie.- Kim pan jest i co pan tu robi?
Bez słowa stałem z lekko pochyloną głową, tak by moja twarz była niewidoczna dla potencjalnych świadków i kamer monitoringu. Wyciągnąłem nóż. Kobieta wstała.
-Proszę to odłożyć -zrobiłem krok w jej stronę.- Proszę się do mnie nie zbliżać.
Nie mogła uciec, nie miała gdzie, po chwili byłem przy niej. Próbowała się bronić, jednak bez skutku. Przyciągnąłem ją do jej męża i kazałem klęknąć przed nim. On nie miał wyjścia, musiał patrzyć. Przyłożyłem nóż do szyi kobiety i w kilku-kilkunastu sprawnych cieciach odciąłem jej głowę. Jej ciało upadło bezwładnie, krew była wszędzie. Wskazałem nożem na mężczyznę. Podszedłem do niego, kucnąłem od tyłu nad nim, po czym trzymając za włosy odchyliłem jego głowę do tyłu i powtórzyłem czynność. Ostrze nie wchodziło już aż tak gładko i musiałem użyć znacznie więcej siły. Puściłem głowę ofiary. Teraz tylko została jeszcze jego córka. Nie szukałem jej długo, spała na kanapie w salonie. Z nią rozprawiłem sie identycznie jak z jej rodzicami. Wróciłem do ciała mężczyzn, po czym ściągnąłem z palca trupa obrączkę, może to będzie wystarczający 'dowód'. Jednak jako dodatkową 'własność' ofiary postanowiłem wziąć coś jeszcze. Wziąłem odcięta głowę Bartlomiej i wyrwałem jego kły. Czegoś 'bardziej jego' raczej bym nie znalazł.
Wszedłem do windy, zbiłem szkło kamery, po czym korzystając z chwili przebrałem się w swoje ubrania. Wyszedłem z budynku jak gdyby nigdy nic. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę- 17:40. Nie najgorzej. Z drugiej kieszeni wyciągnąłem kartkę od zleceniodawcy, po czym zadzwoniłem pod podany numer.
-Zlecenie wykonane, czekam na miejscu za dwie godziny -rzuciłem po sygnale świadczącym, iż ktoś odebrał, po czym równie szybko rozłączyłem się.
Przed zawitanie w umówionym miejscu zahaczyłem o swoje mieszkanie na szybki prysznic, bądź co bądź, jednak krew na twarzy i jej zapach może zwracać uwagę.
Wszedłem do środka kawiarni. Siedziało tam kilka osób, jednak wśród nich nie było mężczyzny, który zlecił mi zadanie. Zająłem miejsce z tyłu, bardziej w kącie, tak by widzieć drzwi. Po niecałych dziesięciu minutach przyszedł zleceniodawca. Utkwiłem w nim wzrok do mementu, aż znalazł się przy stoliku, przy którym siedziałem. Zdjął płaszcz położył na miejscu obok siebie, po czym rozsiadł sie wygodnie. Bez słowa położyłem przed nim obrączkę ofiary. Mężczyzna spojrzał na przedmiot i bez większego wzruszenia przeniósł wzrok znowu na mnie. Wydawał się mówić, że to za mało. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej mały woreczek, w którym znajdowały się, muszę przyznać, dosyć pokaźne kły ofiary, po czym położyłem go na stół. To powinno mu się bardziej spodobać.
<Vetur? Może być? xd >
-"Klient nasz pan"...- mruknąłem do siebie przyglądając się podanym informacjom.
Nie jest to łatwe zadanie, tym bardziej, że od dłuższego czasu dostaje raczej zlecenia typu 'ktoś wisi pieniądze' czy 'ktoś coś podpierdolił', bądź porachunki, których powód nawet nie są mi znane. W sumie nawet nie chcę wiedzieć o co większości chodzi, tak jak i chyba w tym przypadku. Tym bardziej, że zarówno zleceniodawca jak i 'ofiara' nie wyglądają na 'zwykłych obywateli', a mi nie uśmiecha się być w coś wkręconym.
Przeciągnąłem się.
-Będzie ciekawie -powiedziałem cicho do siebie.
Schowałem kartkę do kieszeni spodni, po czym sięgnąłem po filiżankę. Przybliżyłem ją do ust jednak w chwili, w której poczułem gorzki zapach kawy skrzywiłem się i odstawiłem kubek z powrotem na stół. Podniosłem się i skierowałem do wyjścia, jednak będąc tuż przed drzwiami zatrzymał mnie głosik kobiety dochodzący zza moich pleców.
-Ekhem..
Obróciłem się, prze barze stała dziewczyna.
-Za zamówienie trzeba zapłacić- powiedziała ze znudzeniem w głosie.
Wywróciłem oczami. Obmacałem kieszenie w poszukiwaniu gotówki, po momencie wyciągnąłem kilka banknotów o mniejszym nominale. Podszedłem do dziewczyny i bez słowa płożyłem na blacie przed nią pieniądze.
-Reszta.. -usłyszałem za plecami, jednak machnąłem jedynie ręką i wyszedłem.
Wróciłem do swojego mieszkania. Siadając na kanapie zerknąłem na zegarek- przed południem. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu.
-Myśl -jęknąłem sam do siebie.
Bartlomiej, 'polityk', wampir... To będzie cholernie ciężkie. W pracy go nie dorwę, zbyt dużo potencjalnych świadków, na 'mieście' to samo. Zostaje jego mieszkanie. Pewnie będzie sporo ochrony... Ochrona. To jest to. Liczyć tylko na łut szczęścia, żeby zastać i jego rodzinkę, skoro 'klient' życzył sobie, żeby i ich się pozbyć.
-"Klient nasz pan" -mruknąłem przedrzeźniająco z małym uśmieszkiem na ustach.
Otworzyłem oczy i pochyliłem się do przodu opierając łokcie o uda, pozwalając dłoniom zawisnąć między kolanami. Tylko co ja mam mu przynieść... "Coś co do niego należały"... Coś jego... Hmm... Wampir. Coś co jest jego. Jasne.
Podniosłem się, obszedłem sofę i wszedłem do kuchni. Nie ma sensu myśleć o pustym żołądku, więc szybko zrobiłem herbatę i usmażyłem jajecznicę, po czym wróciłem na sofę, do rozmyślań nad szczegółami planu, przerywanymi chwilami powolnego jedzenia.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 16, cel powinien być w swoim mieszkaniu. Podniosłem wzrok na budynek. Przede mną wznosił się luksusowy wieżowiec. Cudownie. Tak jakby 'Ci lepsi' nie mogli mieszkać gdzieś indziej. Na uboczu najlepiej. Westchnąłem ciężko chowając jednocześnie telefon z powrotem do kiszeni. Poprawiłem plecak na ramionach i ruszyłem. Idąc powolnym krokiem rozglądałem się wokół udając zainteresowanego wszystkim co jest wokół, przy okazji sprawdzając i zapamiętując czy, gdzie i jak liczna jest ochrona. Obszedłem budynek dookoła. Nie obeszło się bez jakże zabawnych komentarzy kilku ochroniarzy i mieszkańców owego wieżowca. Na tyłach budynku dostrzegłem swoją przepustkę do środka. Stał tam jeden koleś. Palił. Nie wyglądał na świadomego mojej obecności, lepiej dla mnie, dodatkowo wokół było sporo drzew i przeróżnych krzewów, znowu- same plusy. Zaszedłem nieświadomego mężczyznę od tyłu, po czym założyłem mu dźwignię na szyję i zacząłem go podduszać. W momencie, w którym przestał się szarpać puściłem go, nie potrzebne mi dodatkowe przypadkowe ofiary. Ułożyłem go na ziemi, rozebrałem z munduru, następnie wyciągnąłem linę z plecaka i związałem go. Szybko przebrałem się w jego umundurowanie, a samego nieprzytomnego zaciągnąłem w krzaki zacierając wszelkie ślady. Zarzuciłem plecak na ramiona, poprawiłem rękawiczki, oraz czapkę, jak dobrze, że po tylu latach ochroniarze nadal je noszą, przynajmniej mam jak ukryć włosy i chociaż trochę przysłonić twarz. Wszedłem do budynku bez żadnego problemu. Nie spodziewałem się, że pójdzie tak gładko.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. Penthouse, nie wiem czego innego się spodziewałem. Zrobiłem dwa kroki do przodu, drzwi windy zamknęły się tuż za mną. Rozejrzałem się. Nikogo nie widać, cisza. Czyżbym się pomylił?
-Cholerna winda. Pewnie znowu się zepsuła -rozbrzmiał męski głos.
Ktoś zaczął się zbliżać. Przylgnąłem plecami do ściany wyczekująca, aż ktoś się wyłoni zza rogu. Po chwili moim oczom ukazał się dosyć postawny mężczyzna. Bartlomiej. Nie dając mu chwili na reakcje, gdy już mnie dostrzegł, doskoczyłem szybko do niego, uderzając dłonią w tzw. 'jabłko adama'. Mężczyzna zaczął sie dusić i upadł na podłogę. Przez jakiś czas nie będzie w stanie zrobić niczego.
-Co się dzieje -w głębi domu odezwał sie zaniepokojony damski głos, a za raz po nim zaczął rozbrzmiewać charakterystyczny dźwięk butów na obcasie.
-Kochanie, co jest -kobieta podeszła do mężczyzny, po czym podniosła wzrok na mnie.- Kim pan jest i co pan tu robi?
Bez słowa stałem z lekko pochyloną głową, tak by moja twarz była niewidoczna dla potencjalnych świadków i kamer monitoringu. Wyciągnąłem nóż. Kobieta wstała.
-Proszę to odłożyć -zrobiłem krok w jej stronę.- Proszę się do mnie nie zbliżać.
Nie mogła uciec, nie miała gdzie, po chwili byłem przy niej. Próbowała się bronić, jednak bez skutku. Przyciągnąłem ją do jej męża i kazałem klęknąć przed nim. On nie miał wyjścia, musiał patrzyć. Przyłożyłem nóż do szyi kobiety i w kilku-kilkunastu sprawnych cieciach odciąłem jej głowę. Jej ciało upadło bezwładnie, krew była wszędzie. Wskazałem nożem na mężczyznę. Podszedłem do niego, kucnąłem od tyłu nad nim, po czym trzymając za włosy odchyliłem jego głowę do tyłu i powtórzyłem czynność. Ostrze nie wchodziło już aż tak gładko i musiałem użyć znacznie więcej siły. Puściłem głowę ofiary. Teraz tylko została jeszcze jego córka. Nie szukałem jej długo, spała na kanapie w salonie. Z nią rozprawiłem sie identycznie jak z jej rodzicami. Wróciłem do ciała mężczyzn, po czym ściągnąłem z palca trupa obrączkę, może to będzie wystarczający 'dowód'. Jednak jako dodatkową 'własność' ofiary postanowiłem wziąć coś jeszcze. Wziąłem odcięta głowę Bartlomiej i wyrwałem jego kły. Czegoś 'bardziej jego' raczej bym nie znalazł.
Wszedłem do windy, zbiłem szkło kamery, po czym korzystając z chwili przebrałem się w swoje ubrania. Wyszedłem z budynku jak gdyby nigdy nic. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę- 17:40. Nie najgorzej. Z drugiej kieszeni wyciągnąłem kartkę od zleceniodawcy, po czym zadzwoniłem pod podany numer.
-Zlecenie wykonane, czekam na miejscu za dwie godziny -rzuciłem po sygnale świadczącym, iż ktoś odebrał, po czym równie szybko rozłączyłem się.
Przed zawitanie w umówionym miejscu zahaczyłem o swoje mieszkanie na szybki prysznic, bądź co bądź, jednak krew na twarzy i jej zapach może zwracać uwagę.
Wszedłem do środka kawiarni. Siedziało tam kilka osób, jednak wśród nich nie było mężczyzny, który zlecił mi zadanie. Zająłem miejsce z tyłu, bardziej w kącie, tak by widzieć drzwi. Po niecałych dziesięciu minutach przyszedł zleceniodawca. Utkwiłem w nim wzrok do mementu, aż znalazł się przy stoliku, przy którym siedziałem. Zdjął płaszcz położył na miejscu obok siebie, po czym rozsiadł sie wygodnie. Bez słowa położyłem przed nim obrączkę ofiary. Mężczyzna spojrzał na przedmiot i bez większego wzruszenia przeniósł wzrok znowu na mnie. Wydawał się mówić, że to za mało. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej mały woreczek, w którym znajdowały się, muszę przyznać, dosyć pokaźne kły ofiary, po czym położyłem go na stół. To powinno mu się bardziej spodobać.
<Vetur? Może być? xd >
Od Karoliny do Noir'a
Pociąg zatrzymał się na peryferycznej stacji, gdzie więcej ludzi wsiadało niż wysiadało. Miałam tylko 2 minuty na przeciśnięcie się przez wagon pełen ludzi aż do wyjścia zanim drzwi się zamkną i pojedzie 100 kilometrów dalej. Przechodziłam pomiędzy, wciskałam się w wolne miejsca, klnąc pod nosem i przepraszając. Osoby, które mijałam, rzucały niemiłe spojrzenia i zgryźliwe komentarze.
- Widzisz że nie ma miejsca?! - krzyknęła jakaś wielka dziewczyna o afrykańskiej urodzie.
Oczywiście, przez takie jak ty tu nie ma miejsca... Zamiast ciebie, zmieściłyby się tu jeszcze z 3 osoby.
- Przepraszam, śpieszę się. To mój przystanek - tłumaczyłam zakłopotana.
- Wy, młodzi, tak się śpieszycie, że szybciej w grobie będziecie - odpowiedział jakiś starszy siwy dziadek.
Na szczęście są jeszcze na tym świecie dobrzy ludzie, którzy bez słów pozwolili mi przejść, upuszczając powietrze z płuc. Zdążyłam w ostatniej chwili wyskoczyć. Za moimi plecami zatrzasnęły się drzwi. Powiał lekki powalający wiaterek, kiedy pociąg odjeżdżał w nieznaną dal.
Zrobiłam wielki krok do przodu i nabrałam pełnej piersi powietrza, jeśli to co wdychamy wciąż można nazwać powietrzem. Mimo to, to coś zawsze lepszego od wyziewów i wypocin obcych osób w małej, tłocznej przestrzeni.
Rozglądam się dookoła. Ze mną na stacji jest tylko kilkanaście innych osób, lecz nie wygląda na to, by wśród nich był ktoś, z kim się umówiłam. Nikt w dodatku nie wyglądał na oczekującego czegoś innego niż jego pociągu. Nie widzę również pomarańczowo-jaskrawej torby. To nie ten peron.
Skierowałam krok w stronę schodów na niższą kondygnację. Miałam schodzić, kiedy to poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i silne szarpnięcie do tyłu. Do tyłu, a przed oczami miałam widok siebie spadającej z tych schodów i łamiącej sobie kark na ostatnim stopniu. Cóż za piękny początek dnia!
Ta dłoń obróciła mnie na wprost do jej właściciela. Niewątpliwie zostałam zaczepiona przez mężczyznę. Pierwsze co rzuciło się w oczy to jego biała pierzasta grzywka uczesana na szybko do tyłu. Potem wzrok zahaczał na jego oczach... Ich kolor był tak mroźny, że aż przeszły po mnie ciarki. Przez krótki ułamek widziałam w nich zanikające zdecydowanie, a następnie zawód.
- T-tak? - wydukałam, przerwawszy ciszę pomiędzy nami.
- Pomyłka. Pomyliłem panią z kimś innym. Niezmiernie przepraszam za najście - odpowiedział niemalże natychmiastowo.
- Nie szkodzi - machnęłam na to ręką, czując jak moją twarz zalewa czerwony rumieniec - Obecnie na świecie chodzi około 1000 osób, które mogą wyglądać jak ja, lub pan. Pomyłki to już codzienność - uniosłam delikatnie kąciki ust.
Sytuacja robiła się krępująca. Pomyślałam, że jak jeszcze raz nazwie mnie per "pani", bądź ja jego "pan", to spalę się ze wstydu. Gestem dłoni pokazałam, nieśmiało, że muszę iść w swoją stronę. Zrozumiał i był gotów zrobić to samo. I każdy poszedł w swoją stronę.
Moje policzki płoną, gorąco mi... Uspokój się, uspokój... Powtarzam to sobie, uważając pod nogi na schodach. Myśl o czymś innym... Powtórz plan: znajdź pomarańczową torbę, usiądź obok, popraw włosy, upuść kopertę, podnieś, odbierz pieniądze, odejdź, sprawdź w lusterku czy teren z tyłu czysty. Jeszcze raz: torba, usiądź, włosy, koperta, podnieś, pieniądze, odejdź, lusterko. Torba, usiądź, włosy,...
Jest, widzę torbę. To nie było jakieś niesamowicie trudne. Klient wybrał ławeczkę na widoku przed terminalem. Odważne i głupie zarazem posunięcie. Zewsząd są pary oczu obserwujące i rejestrujące otoczenie. Cóż, przy okazji sprawcę kolejny pociąg.
Jak tak patrzę na zleceniodawcę, to zaczynam mieć wahania czy powinnam brać za to pieniądze. Myślę, że bierzemy ciuchy od tego samego projektanta, jakim jest kontener z odzieżą używaną. Muszę przyznać, że kolorystycznie dobraliśmy się jak ulał: czarny prochowiec i bluza dresowa oraz niebieskie kominy i... spodnie dresowe. Nie będę się wystrajać do klientów. Mój ubiór musi być wygodny do ciężkiego wysiłku. Fryzjera również odwiedzamy tego samego. Jak widać moda układanie włosów przez wiatr wraca do żywych. Jego pierza są siwe przez farbę, natomiast moje są takie same z siebie. Mężczyzny wzrok był nieobecny, jednak przeczucia miał czujne; zdjął torbę bym mogła usiąść.
Zaczęłam przegrzebywać torebkę w poszukiwaniu spinki. Koperta znajdywała się pod drzemiącym zadkiem Sidoh, jednak ta cholerna spinka zawsze się podzieje jak jest potrzebna... Nieważne, udałam tak jak zawsze, że mi koperta wypadła, szukając czegoś. Mężczyzna w prochowcu i ja schyliliśmy się w tym samym momencie po nią. Wziął ją pierwszy, w kieszeni zamienił na to, co mnie interesowało, i oddał.
- Proszę bardzo... - zabrzmiał jego niski bas, wymuszając życzliwy uśmiech.
- Dziękuję - skinęłam głową.
Teraz odczekać trochę... Mhm, w międzyczasie sprawdzę kiedy będzie następny odjazd. Wielka tablica zajmująca cały filar wyświetlała informacje o setkach, jak nie dziesiątkach, pociągów dojeżdżających na różne kondygnacje stacji o różnych godzinach. Mój powrotny do domku miał być za 11 minut. Zaczęłam powoli iść na peron. W połowie drogi stłumiony huk i krzyk spłoszonych ludzi przypomniał mi o ostatnim pominiętym kroku. Już było za późno. To był najprawdopodobniej strzał z bliska w potylicę białowłosego. Nie jestem pewna kto wtedy stał najbliżej. Na bank jednak wiem, że za drugim strzałem ma jucha przeleje się na staromodne beżowe kafelki. Walić ten chrzaniony pociąg, muszę biec w tłumie by chronić skórę!
Tętno mi skacze... Ja tylko biegam. Nie uciekam. Biegam. Nie uciekam. Nie boję się. Serce mi wali przez wysiłek... Kogo ja próbuję oszukać? Mora się i tak pojawi. Tylko proszę, nie teraz.
Noir? Może być? Czy to ty zabiłeś białowłosego czy konkurencja? :P
- Widzisz że nie ma miejsca?! - krzyknęła jakaś wielka dziewczyna o afrykańskiej urodzie.
Oczywiście, przez takie jak ty tu nie ma miejsca... Zamiast ciebie, zmieściłyby się tu jeszcze z 3 osoby.
- Przepraszam, śpieszę się. To mój przystanek - tłumaczyłam zakłopotana.
- Wy, młodzi, tak się śpieszycie, że szybciej w grobie będziecie - odpowiedział jakiś starszy siwy dziadek.
Na szczęście są jeszcze na tym świecie dobrzy ludzie, którzy bez słów pozwolili mi przejść, upuszczając powietrze z płuc. Zdążyłam w ostatniej chwili wyskoczyć. Za moimi plecami zatrzasnęły się drzwi. Powiał lekki powalający wiaterek, kiedy pociąg odjeżdżał w nieznaną dal.
Zrobiłam wielki krok do przodu i nabrałam pełnej piersi powietrza, jeśli to co wdychamy wciąż można nazwać powietrzem. Mimo to, to coś zawsze lepszego od wyziewów i wypocin obcych osób w małej, tłocznej przestrzeni.
Rozglądam się dookoła. Ze mną na stacji jest tylko kilkanaście innych osób, lecz nie wygląda na to, by wśród nich był ktoś, z kim się umówiłam. Nikt w dodatku nie wyglądał na oczekującego czegoś innego niż jego pociągu. Nie widzę również pomarańczowo-jaskrawej torby. To nie ten peron.
Skierowałam krok w stronę schodów na niższą kondygnację. Miałam schodzić, kiedy to poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i silne szarpnięcie do tyłu. Do tyłu, a przed oczami miałam widok siebie spadającej z tych schodów i łamiącej sobie kark na ostatnim stopniu. Cóż za piękny początek dnia!
Ta dłoń obróciła mnie na wprost do jej właściciela. Niewątpliwie zostałam zaczepiona przez mężczyznę. Pierwsze co rzuciło się w oczy to jego biała pierzasta grzywka uczesana na szybko do tyłu. Potem wzrok zahaczał na jego oczach... Ich kolor był tak mroźny, że aż przeszły po mnie ciarki. Przez krótki ułamek widziałam w nich zanikające zdecydowanie, a następnie zawód.
- T-tak? - wydukałam, przerwawszy ciszę pomiędzy nami.
- Pomyłka. Pomyliłem panią z kimś innym. Niezmiernie przepraszam za najście - odpowiedział niemalże natychmiastowo.
- Nie szkodzi - machnęłam na to ręką, czując jak moją twarz zalewa czerwony rumieniec - Obecnie na świecie chodzi około 1000 osób, które mogą wyglądać jak ja, lub pan. Pomyłki to już codzienność - uniosłam delikatnie kąciki ust.
Sytuacja robiła się krępująca. Pomyślałam, że jak jeszcze raz nazwie mnie per "pani", bądź ja jego "pan", to spalę się ze wstydu. Gestem dłoni pokazałam, nieśmiało, że muszę iść w swoją stronę. Zrozumiał i był gotów zrobić to samo. I każdy poszedł w swoją stronę.
Moje policzki płoną, gorąco mi... Uspokój się, uspokój... Powtarzam to sobie, uważając pod nogi na schodach. Myśl o czymś innym... Powtórz plan: znajdź pomarańczową torbę, usiądź obok, popraw włosy, upuść kopertę, podnieś, odbierz pieniądze, odejdź, sprawdź w lusterku czy teren z tyłu czysty. Jeszcze raz: torba, usiądź, włosy, koperta, podnieś, pieniądze, odejdź, lusterko. Torba, usiądź, włosy,...
Jest, widzę torbę. To nie było jakieś niesamowicie trudne. Klient wybrał ławeczkę na widoku przed terminalem. Odważne i głupie zarazem posunięcie. Zewsząd są pary oczu obserwujące i rejestrujące otoczenie. Cóż, przy okazji sprawcę kolejny pociąg.
Jak tak patrzę na zleceniodawcę, to zaczynam mieć wahania czy powinnam brać za to pieniądze. Myślę, że bierzemy ciuchy od tego samego projektanta, jakim jest kontener z odzieżą używaną. Muszę przyznać, że kolorystycznie dobraliśmy się jak ulał: czarny prochowiec i bluza dresowa oraz niebieskie kominy i... spodnie dresowe. Nie będę się wystrajać do klientów. Mój ubiór musi być wygodny do ciężkiego wysiłku. Fryzjera również odwiedzamy tego samego. Jak widać moda układanie włosów przez wiatr wraca do żywych. Jego pierza są siwe przez farbę, natomiast moje są takie same z siebie. Mężczyzny wzrok był nieobecny, jednak przeczucia miał czujne; zdjął torbę bym mogła usiąść.
Zaczęłam przegrzebywać torebkę w poszukiwaniu spinki. Koperta znajdywała się pod drzemiącym zadkiem Sidoh, jednak ta cholerna spinka zawsze się podzieje jak jest potrzebna... Nieważne, udałam tak jak zawsze, że mi koperta wypadła, szukając czegoś. Mężczyzna w prochowcu i ja schyliliśmy się w tym samym momencie po nią. Wziął ją pierwszy, w kieszeni zamienił na to, co mnie interesowało, i oddał.
- Proszę bardzo... - zabrzmiał jego niski bas, wymuszając życzliwy uśmiech.
- Dziękuję - skinęłam głową.
Teraz odczekać trochę... Mhm, w międzyczasie sprawdzę kiedy będzie następny odjazd. Wielka tablica zajmująca cały filar wyświetlała informacje o setkach, jak nie dziesiątkach, pociągów dojeżdżających na różne kondygnacje stacji o różnych godzinach. Mój powrotny do domku miał być za 11 minut. Zaczęłam powoli iść na peron. W połowie drogi stłumiony huk i krzyk spłoszonych ludzi przypomniał mi o ostatnim pominiętym kroku. Już było za późno. To był najprawdopodobniej strzał z bliska w potylicę białowłosego. Nie jestem pewna kto wtedy stał najbliżej. Na bank jednak wiem, że za drugim strzałem ma jucha przeleje się na staromodne beżowe kafelki. Walić ten chrzaniony pociąg, muszę biec w tłumie by chronić skórę!
Tętno mi skacze... Ja tylko biegam. Nie uciekam. Biegam. Nie uciekam. Nie boję się. Serce mi wali przez wysiłek... Kogo ja próbuję oszukać? Mora się i tak pojawi. Tylko proszę, nie teraz.
Noir? Może być? Czy to ty zabiłeś białowłosego czy konkurencja? :P
piątek, 27 października 2017
Od Deirdre do Noir'a
Wstanie rano jest czymś beznadziejnym. Jest jakaś tam cisza i spokój, widoki niby też, ale tak prawdę mówić tu jest beznadziejnie. Mieszkania elit są po stokroć lepsze. No czasem w nich bywam po jakąś pracę albo żeby pomieszkać u nich. Wstałam leniwie z łóżka i poszłam pod prysznic, Fija robiła mi śniadanie. Nawet jeśli są androidy i cyborgi to mam jakieś towarzystwo niż żywi ludzie. Choć tu teraz rzadko się takowi zdarzają. Wychodząc z łazienki poszłam się do garderoby ubrać. Założyłam spódniczkę, bluzkę czerwoną do tego czerwoną podkolanówkę oraz czarna pasująca do spódniczki. Koturny ze schowkiem na noże. Nałożyłam makijaż, założyłam bransoletkę, która dostałam. Zrobiłam sobie kucyki z moimi sławnymi gumkami. Na udach miałam schowane dwa pistolety, spódniczka trochę je zasłaniała. Wyszłam z pokoju i poszłam zjeść śniadanie patrząc na telefon co za wiadomości mi przychodziły.
Śniadanie było pyszne jak zwykle. Pożegnałam się z moimi żyjącymi maszynami i zwierzątkiem. Idąc do windy, przeglądałam kolejne zlecenia.
***
W głównej siedzibie byłam jakoś dwie godziny później. Nie czekałam w żadnej durnej kolejce, podeszłam do recepcji.
- Czekaja na mnie. - Wyjęłam telefon i pokazałam jej coś. Tym czymś było zdjęcie razem z kimś z rodziny, bez większych przeszkód zostałam wpuszczona i zaprowadzona tam gdzie chciałam.
Nie musiałam długo czekać jeden z członków rodziny mnie przyjął. Po co rzucać imiona starczy, że mówię do niej Siva. Czemu akurat tak, akurat ona sama tak, kazała się nazywać.
- Dobrze to twoje wynagrodzenie. Jedna sprawa, idź do szpitala tam jest jeden z naszych klientów. Nazywa się Jones. - Kiwnęłam głową i wzięłam moją nagrodę, dokładniej kasę i parę dodatków. Wyszłam z siedziby. Kierowałam się do szpitala, najkrótsza droga to pojechanie tam. Wzięłam samochód, który dostałam. Właśnie tak, dostałam go od znajomych. Zresztą to mam robotę do zrobienia. Zanim ktoś mi ją sprzątanie.
Szpital jak to on budynek. Pełno ludzi, to jacyś mają operacje, a to nowi. Podeszłam do recepcji. Poczekałam chwilę.
- Tak słucham, do kogo pani. - powiedziała kobieta android.
- Jestem siostra Jonesa, gdzie on leży. - Musiałam poczekać, zanim sprawdziła.
- Sala 324. Drugie piętro. - Podziękowałam i poszłam do windy. W ostatniej chwili wpadł jakiś lekarz. Etykietka na kilcie Noir pewnie jego imię. Nietypowe tak samo, jak jego włosy, ale mimo to niezbyt teraz mam czas na nowe poznania. Winda się otworzyła i poszłam do odpowiedniej sali. Był sam Jones, coś koło trzydziestu lat. Miał jeszcze włosy, czuć od niego woń mutanta.
- Jones. Siva mnie przysyła. - Patrzyłam na jego ruchy.
- Rozumiem, tu jest wszystko, co ona chciała. - Wzięłam urządzenie, przekopiowałam wszystko na swój telefon i wysłałam do niej. Przy okazji usunęłam wszystko z jego urządzenia i mu oddałam.
- Jeśli coś zdobędziesz powiadom mnie, zapisałam ci mój numer. Tylko uważaj. - Wyszłam dzwoniąc do niej. Powiedziała, że dostała i wszystko się zgadza. Rozłączyłam się, natkałam się na jedną z lekarek. To jest akurat człowiek. Wzięła mnie do gabinetu i pokazałam jej bliznę na plecach, sprawdziła je, prześwietliła. Czekałam na wyniki.
- Co to jest? - powiedziała lekarka, wołając kolegę.
- Wyglądają na odłamki jakby wczepiły się w tkankę. Organizm sam je usuwa, rana powinna niedługo może się zasklepić. - usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się i zasłoniłam plecy. Ten sam z windy.
- Więc jest w porządku i nic mi nie jest? - spytałam
- Tak jesteś zdrowa, tylko ta blizna trochę średnio wygląda. - powiedziałam kobieta
- Gdzie się jej nabawiłaś? - spytał
- Na walkach, jeden z gnoi i nie umiał przegrać i wziął coś ostrego i mi wbił. - Naciągana prawda. Kobieta poszła, a on został.
Podeszłam do niego i dotknęłam dłonią jego białych włosów. - Niecodzienny kolor. Kocie oczy, pasują ci. Będę się zbierać. - Zbliżyłam swój telefon do jego tak, że nie zauważył. Zabrałam mu portfel i zostawiłam kartkę gdzie go znajdzie. Trochę chamskie, ale cóż bywa.
***
Siedziałam na plaży, na jednym z leżaków i patrzyłam na morze i horyzont. Akurat dzisiaj nie musiałam iść do mojej pracy, zrobiłam wszystko w ciągu kilku dni. Więc robota dla rodziny mogę się zająć. Miło zarabiam sporo, zakupy zrobione wszystko gotowe. Mój telefon zaczął pikać, wyjęłam go i spojrzałam, że czerwona kropka (czerwona kropka był ten chłopak), jest niedaleko mnie. Wstałam i powoli podeszłam do samochodu, spojrzałam i dalej było, że jest coraz bliżej. Poczekam chwilę, zanim wrzuciłam. Idealne wyczucie. Pomachałam portfelem.
- Twoja zguba Noir. - Uśmiechnęłam się słodko. Trochę mnie to bawiło.
- Fajnie, oddaj mi moja wina własność. - Miałam już mu ją oddać, ale w sumie przyda mi się jego zdolność.
- Znajdź dla mnie kogoś masz tu zdjęcie i kilka informacji. - Dotknęłam jego ramienia niemal od razu poczułam jego emocje. To było, jakbym uderzyła w pociąg. Próbowałam to ignorować, dopóki mnie się nie odsunął.
- Najpierw kradniesz, a teraz dajesz mi robotę. Masz niepokoi. - To miało być nie miłe, bardziej mnie rozbawiło. Chciał odejść, nie pozwoliłam mu na to, wyjęłam nóż i delikatnie go przycięłam. Cięcie było blisko tętnicy. Zbliżyłam głowę do rany i niemal od razu polizałam. Smaczna krew typowa dla człowieka, więc zapewne mutant klasa A. Odsunęłam się po kilku minutach i oblizałam nóż następnie go schowałam.
- Hmm. Noir, czyżbyś był mutantem klasy A. Prosto z probówki. Takiego jeszcze nie miałam. - Patrzyłam na niego oblizując wargi.
Nieraz smakowałam krwi, gatunków. Nawet sobie zapisuje ich smak i kolor, u jakich osobników.
- Aha. Dobra daj tę robotę. - Poprawiłam delikatnie spódniczkę. Przyciągnęłam go do siebie, oparłam się o samochód. Moje dłonie jeździły po jego klatce piersiowej, rękach i pociągnęłam go, aby na mnie spojrzał.
Noir?
Śniadanie było pyszne jak zwykle. Pożegnałam się z moimi żyjącymi maszynami i zwierzątkiem. Idąc do windy, przeglądałam kolejne zlecenia.
***
W głównej siedzibie byłam jakoś dwie godziny później. Nie czekałam w żadnej durnej kolejce, podeszłam do recepcji.
- Czekaja na mnie. - Wyjęłam telefon i pokazałam jej coś. Tym czymś było zdjęcie razem z kimś z rodziny, bez większych przeszkód zostałam wpuszczona i zaprowadzona tam gdzie chciałam.
Nie musiałam długo czekać jeden z członków rodziny mnie przyjął. Po co rzucać imiona starczy, że mówię do niej Siva. Czemu akurat tak, akurat ona sama tak, kazała się nazywać.
- Dobrze to twoje wynagrodzenie. Jedna sprawa, idź do szpitala tam jest jeden z naszych klientów. Nazywa się Jones. - Kiwnęłam głową i wzięłam moją nagrodę, dokładniej kasę i parę dodatków. Wyszłam z siedziby. Kierowałam się do szpitala, najkrótsza droga to pojechanie tam. Wzięłam samochód, który dostałam. Właśnie tak, dostałam go od znajomych. Zresztą to mam robotę do zrobienia. Zanim ktoś mi ją sprzątanie.
Szpital jak to on budynek. Pełno ludzi, to jacyś mają operacje, a to nowi. Podeszłam do recepcji. Poczekałam chwilę.
- Tak słucham, do kogo pani. - powiedziała kobieta android.
- Jestem siostra Jonesa, gdzie on leży. - Musiałam poczekać, zanim sprawdziła.
- Sala 324. Drugie piętro. - Podziękowałam i poszłam do windy. W ostatniej chwili wpadł jakiś lekarz. Etykietka na kilcie Noir pewnie jego imię. Nietypowe tak samo, jak jego włosy, ale mimo to niezbyt teraz mam czas na nowe poznania. Winda się otworzyła i poszłam do odpowiedniej sali. Był sam Jones, coś koło trzydziestu lat. Miał jeszcze włosy, czuć od niego woń mutanta.
- Jones. Siva mnie przysyła. - Patrzyłam na jego ruchy.
- Rozumiem, tu jest wszystko, co ona chciała. - Wzięłam urządzenie, przekopiowałam wszystko na swój telefon i wysłałam do niej. Przy okazji usunęłam wszystko z jego urządzenia i mu oddałam.
- Jeśli coś zdobędziesz powiadom mnie, zapisałam ci mój numer. Tylko uważaj. - Wyszłam dzwoniąc do niej. Powiedziała, że dostała i wszystko się zgadza. Rozłączyłam się, natkałam się na jedną z lekarek. To jest akurat człowiek. Wzięła mnie do gabinetu i pokazałam jej bliznę na plecach, sprawdziła je, prześwietliła. Czekałam na wyniki.
- Co to jest? - powiedziała lekarka, wołając kolegę.
- Wyglądają na odłamki jakby wczepiły się w tkankę. Organizm sam je usuwa, rana powinna niedługo może się zasklepić. - usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się i zasłoniłam plecy. Ten sam z windy.
- Więc jest w porządku i nic mi nie jest? - spytałam
- Tak jesteś zdrowa, tylko ta blizna trochę średnio wygląda. - powiedziałam kobieta
- Gdzie się jej nabawiłaś? - spytał
- Na walkach, jeden z gnoi i nie umiał przegrać i wziął coś ostrego i mi wbił. - Naciągana prawda. Kobieta poszła, a on został.
Podeszłam do niego i dotknęłam dłonią jego białych włosów. - Niecodzienny kolor. Kocie oczy, pasują ci. Będę się zbierać. - Zbliżyłam swój telefon do jego tak, że nie zauważył. Zabrałam mu portfel i zostawiłam kartkę gdzie go znajdzie. Trochę chamskie, ale cóż bywa.
***
Siedziałam na plaży, na jednym z leżaków i patrzyłam na morze i horyzont. Akurat dzisiaj nie musiałam iść do mojej pracy, zrobiłam wszystko w ciągu kilku dni. Więc robota dla rodziny mogę się zająć. Miło zarabiam sporo, zakupy zrobione wszystko gotowe. Mój telefon zaczął pikać, wyjęłam go i spojrzałam, że czerwona kropka (czerwona kropka był ten chłopak), jest niedaleko mnie. Wstałam i powoli podeszłam do samochodu, spojrzałam i dalej było, że jest coraz bliżej. Poczekam chwilę, zanim wrzuciłam. Idealne wyczucie. Pomachałam portfelem.
- Twoja zguba Noir. - Uśmiechnęłam się słodko. Trochę mnie to bawiło.
- Fajnie, oddaj mi moja wina własność. - Miałam już mu ją oddać, ale w sumie przyda mi się jego zdolność.
- Znajdź dla mnie kogoś masz tu zdjęcie i kilka informacji. - Dotknęłam jego ramienia niemal od razu poczułam jego emocje. To było, jakbym uderzyła w pociąg. Próbowałam to ignorować, dopóki mnie się nie odsunął.
- Najpierw kradniesz, a teraz dajesz mi robotę. Masz niepokoi. - To miało być nie miłe, bardziej mnie rozbawiło. Chciał odejść, nie pozwoliłam mu na to, wyjęłam nóż i delikatnie go przycięłam. Cięcie było blisko tętnicy. Zbliżyłam głowę do rany i niemal od razu polizałam. Smaczna krew typowa dla człowieka, więc zapewne mutant klasa A. Odsunęłam się po kilku minutach i oblizałam nóż następnie go schowałam.
- Hmm. Noir, czyżbyś był mutantem klasy A. Prosto z probówki. Takiego jeszcze nie miałam. - Patrzyłam na niego oblizując wargi.
Nieraz smakowałam krwi, gatunków. Nawet sobie zapisuje ich smak i kolor, u jakich osobników.
- Aha. Dobra daj tę robotę. - Poprawiłam delikatnie spódniczkę. Przyciągnęłam go do siebie, oparłam się o samochód. Moje dłonie jeździły po jego klatce piersiowej, rękach i pociągnęłam go, aby na mnie spojrzał.
Noir?
Deirdre Guri
-Imię: Deirdre Guri
-Nazwisko: Qűmėřıñúèi Xing (takowe ma nazwisko choć, przedstawia się jako Xing czasem podaję pseudonim Miammaru, Sangre Cry)
-Rasa: Mieszaniec (pół kosmita-pół demon)
-Płeć: Kobieta
-Wiek: Nieśmiertelna. Wygląda na 20 ludzkich lat, lecz czasem dają jej mniej, gdy skończyła pewny wiek przestała liczyć swoje lata. Nie podaje swojego wieku.
-Wzrost: Coś między 150 - 160 cm. Potrafi zmieniać swój wzrost niezależnie od chęci.
-Głos: Sabrina Carpenter - Thumbs
-Zainteresowania: Lubi obserwować wszystkie zwierzęta jakie napotyka, patrzy na ich życie, na to co jedzą itp. Może je zrozumieć, choć to podchodzi do jej jednej z połówek mieszkańca, często pomaga i troszczy się o nie. Dla niej broń jest czymś niezwykłym, choć ma już pokaźną kolekcje po noże, sztylety, katany, miecze aż po kosy, topory, widły + broń palna oraz wszelkiego rodzaju przybory do skrępowania i tortur. Lubi gdy niewłaściwa osoba cierpi w największych męczarniach otoczona krwią swojej ofiary. Nie jest jakaś psychiczna, ale nie toleruje osób które innym zadają ból. Można powiedzieć, że przez dotyk czuje ból innych, słyszy ich myśli to dokuczliwe i często cholernie mocno boli. Lubi biegać, ćwiczyć, pływać oraz spacery. Od dziecka chciała być naukowcem aby badać gwiazdy, nie raz chciała je złapać. Takie dziecinne marzenie, które się spełniło.
-Charakter: Guri jest niezwykła, nie okazuje zbędnych emocji. Typu złości, płaczu, radości itp. Można czasem rzec, że jest wypaczona, że przestała czuć, że jej człowieczeństwo zanika. Jej moc albo zdolności niektóre są wrodzone inne odkrywa. Przykładowo wrodzona jej zdolnością jako kosmitki jest czytanie w myślach oraz odczuwanie emocji poprzez dotyk, także zmiana wyglądu i takie drobne zdolności czyli latanie albo przenikanie przez rzeczy i telekineza. Oczywiście musi dużo trenować zanim wszystko opanuje do perfekcji. Jako iz płynie w niej też demoniczna krew to potrafi wyrywać z ludzkiej duchy miłość, bawi ja potem ich zachowanie. Ich miłość przekazuję do ojca (można powiedzieć, że mu ją wysyła). Jest zagadka, praktycznie niczego nie żałuję. Nie jest ją łatwo zdenerwować. Jak nadzwyczaj cierpliwa. Jest taka oaza spokoju tylko czasem gdy się przeholuje wychodzi z niej demon. Jest odważna, znajdzie zawsze jakieś rozwiązanie problemu. Jest doskonałym słuchaczem, choć czasem może się wydawać, że jest odcięta od wszystkiego. Czasem targaja nią róążne emocje. Okaże się jaka jest z czasem.
-Praca: Iż ma rozległą wiedzę na różne tematy, to jej praca jest naukowiec. Brakuje jej jeszcze trochę do szefostwa. Można powiedzieć, że jej taka dodatkowa praca jest bycie informatorka - pracuje dla kilku osób z rodziny.
-Znaki szczególne: Jest zdrowa, nie na żadnych tików. Blizne na plecach ma między skrzydłami, która nie chce się zagoić. Ma rogi i ogon. Czasem pod postacią demona wokół niej latają czarne pióra. Ma dwie czerwone gumki do włosów.
-Umiejętności:
Potrafi zmieniać wygląd, potrafi czytać w myślach, czuć emocje poprzez dotyk, latanie, przenikanie przez ścianę oraz rzeczy, telekineza. Czasem zdarza jej się pić krew. Jej krew ma specyficzny kolor. Czarno fioletowa, albo fioletowo niebieska. Szybko się regeneruje. Jest zwinna. Gdy się wkurzy to no lepiej się trzymać się od niej z daleka. Nie wiadomo jakie ma jeszcze umiejętności.
-Rodzina: Jej matka Ferinnis (kosmitka, zwana przez innych boginia) oraz ojciec Hideo (demon, brat demona demonów). Ma liczne rodzeństwo choć niektórzy są z matką, a inni z ojcem. Każdy z nich jest na swojej planecie, natomiast ona dorastala tutaj. Zajmują się nią cztery androidy - Himamori, Fija, Crome oraz Afrensja wraz z dwoma cyborgami Szron i Fin.
-Towarzysz:
-Miłosne życie: Nie zakochała się nigdy, może kiedyś się to zdarzy, lecz na razie przelotne znajomości są dla niej dobre, woli na razie je niż jakiś związek, który zaraz by się skończył.
-Właściciel: [E-mail] lidzia1108@gmail.com [Howrse] Zenddi
-Dodatkowe zdjęcia:
środa, 25 października 2017
Od Vetur'a CD Fede (+18)
Nigdy wcześniej nie spotkał się z sytuacją, kiedy któryś z jego braci obrał sobie za cel kogoś, kim był on zainteresowany. Wychowanie i etykieta nie pozwalały demonom na zabieranie się za istoty, które należały już do jednego osobnika z rodziny. Ale nie dziwił mu się.. zasada mówiła, że nie można dotykać kogoś naznaczonego, w jakikolwiek sposób. A Fede nie posiadała na sobie nawet głupiego zapachu jego ciała. Może dlatego jego brat tak szybko odpuścił. Kiedy wreszcie dotarł do chatki i wepchnął ją do niej, nie potrafił panować już nad naturalnym instynktem. Zapach jej krwi doprowadzał go do szału, a myśl, że ktoś inny wbił w nią swe kły.. sam nie wiedział już, co robi. Zdjął z niej sukienkę, razem ze stanikiem i z pożądaniem wymalowanym na twarzy wziął jej piersi w dłonie, ugniatając je i zasysając się na ich delikatnej skórze, opierając coraz bardziej biodra o jej własne. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak podniecony jest ogółem, oraz tam, na dole. Ocierał się o nią i kosztował smaku jej walorów, nie zważając na przerażenie ukazane szybkim oddechem. Cholera, nie chciał się już hamować, ale przecież jej to obiecał. Na prawdę staje się słaby. Kiedy dziewczyna jęknęła, coś w nim pstryknęło i Vetur podniósł ją, posadził na jednym z niższych stołów i popchał na plecy, by kucnąć i unieść jej nogi. Zawstydzona próbowała usiąść z powrotem, ale demon jej nie pozwolił. Zerwał z niej bieliznę, popatrzył w górę w jej oczy a następnie zbliżył usta do jej krocza, przymykając powieki. Jego gorący język przejechał po jej delikatnych partiach, by powtarzać ruchy, doprowadzając ją do małego szaleństwa. Z każdym ruchem, podczas gdy jego dłoń pieściła jej pierś, coraz bardziej się rozluźniała, oraz zbliżała do orgazmu. I wreszcie, dziewczyna wydała z siebie głośne popiskiwanie, drżąc, a w jej oczach zebrały się łzy przez nagłą przyjemność. Uniósł się więc spod jej nóg i nachylił, łapiąc jej brodę, by wpić się w jej usta namiętnie na minutę, uspokajając własne bicie serca. Jego żądza nie była w ogóle zaspokojona, ale dzięki temu małemu ,,service" które jej podarował, miał nadzieję, że następnym razem wszystko pójdzie o wiele gładziej.
- V.. Vetur?! - głośny wrzask sprawił, że aż podskoczył, choć nigdy nie zdarzało się, że ktokolwiek go tak zaskakiwał. Odwrócił głowę do tyłu i od razu ją zawiesił, wzdychając i przecierając twarz. Esther nie mogła pojawić się w gorszym momencie. To tak, jakby cały czas czekała przed chatką i nasłuchiwała, kiedy skończą. - Co ty--
- Przestań, ona zasnęła - uciszył ją, ubierając nieprzytomną z wrażeń Lorialet i wziął ją na ręce jak księżniczkę, zaciskając zęby na nagły śmiech siostry. - Co w tym takiego śmiesznego?
- Nic, po prostu.. wyglądasz jak książe z bajk--
- Zamknij się.
______________________________________________________________
Cała trójka znajdywała się teraz w mieszkaniu demonów. Fede została ułożona w miękkim łóżku mężczyzny, oraz przykryta kołdrą, podczas gdy jego siostra udająca żonę rozmawiała z nim w kuchni, ciągle nabijając się ze sceny, którą zastała. Zaczęła go tym irytować, ale co miał na to poradzić.. sam nie rozumiał, jak może się tak ośmieszać. Boże, nienawidził tego, że tak ciągnęło go do księżycowej córy.
- Czyli.. to teraz twoja kochanka..? - zaczepnie zapytała, podśmiechując, przez co mężczyzna jeszcze bardziej się zdenerwował i prawie rzucił w nią nożem, który trzymał w dłoni, krojąc jakieś zmutowane warzywo. Zajęciem czerwonookiej było pilnowanie naczynia, w którym gotowała się jakaś zupa.
- Przestaniesz kiedyś? - warknął, wstając i wsypując owe warzywo do zupy, rzucił brudną deske z nożem do zlewu i padł z powrotem na miejsce.
- Aaa marzenie ściętej głowy~ - zachichotała. Ani jedno, ani drugie nie zaglądało do pokoju w którym była Lorialet, bo było za wcześnie dla niej, na pobudkę. A może nie?
| Mam nadzieje, że wystarczy ;-; |
- V.. Vetur?! - głośny wrzask sprawił, że aż podskoczył, choć nigdy nie zdarzało się, że ktokolwiek go tak zaskakiwał. Odwrócił głowę do tyłu i od razu ją zawiesił, wzdychając i przecierając twarz. Esther nie mogła pojawić się w gorszym momencie. To tak, jakby cały czas czekała przed chatką i nasłuchiwała, kiedy skończą. - Co ty--
- Przestań, ona zasnęła - uciszył ją, ubierając nieprzytomną z wrażeń Lorialet i wziął ją na ręce jak księżniczkę, zaciskając zęby na nagły śmiech siostry. - Co w tym takiego śmiesznego?
- Nic, po prostu.. wyglądasz jak książe z bajk--
- Zamknij się.
______________________________________________________________
Cała trójka znajdywała się teraz w mieszkaniu demonów. Fede została ułożona w miękkim łóżku mężczyzny, oraz przykryta kołdrą, podczas gdy jego siostra udająca żonę rozmawiała z nim w kuchni, ciągle nabijając się ze sceny, którą zastała. Zaczęła go tym irytować, ale co miał na to poradzić.. sam nie rozumiał, jak może się tak ośmieszać. Boże, nienawidził tego, że tak ciągnęło go do księżycowej córy.
- Czyli.. to teraz twoja kochanka..? - zaczepnie zapytała, podśmiechując, przez co mężczyzna jeszcze bardziej się zdenerwował i prawie rzucił w nią nożem, który trzymał w dłoni, krojąc jakieś zmutowane warzywo. Zajęciem czerwonookiej było pilnowanie naczynia, w którym gotowała się jakaś zupa.
- Przestaniesz kiedyś? - warknął, wstając i wsypując owe warzywo do zupy, rzucił brudną deske z nożem do zlewu i padł z powrotem na miejsce.
- Aaa marzenie ściętej głowy~ - zachichotała. Ani jedno, ani drugie nie zaglądało do pokoju w którym była Lorialet, bo było za wcześnie dla niej, na pobudkę. A może nie?
| Mam nadzieje, że wystarczy ;-; |
Karolina
-Upomnienia: 0
-Imię: Karolina.
-Nazwisko: Najprawdopodobniej na nazwisko ma Wade, jednak nie szczyci się tym przez niepewność. Używa pseudonimu Orchida. Kto ją dobrze pozna, zasłuży sobie na nazywanie jej pieszczotliwie Śnieżynką, Śnieżką, Karo, Karcia...
-Rasa: 50% czarodziejka, 25% aniołek bez skrzydeł, 25% coś mrocznego, burzącego jej całą harmonię.
-Płeć: Kobitka, nie widać?
-Wiek: Cieleśnie wygląda na 16-stkę. Data jej urodzenia, ta jedna ważna błahostka, schowała się gdzieś w dalekich zakamarkach umysłu, ukrywając prawdziwy wiek dziewczyny.
-Wzrost: Mieści się w przeciętnej statystyce z metrem sześćdziesiąt.
-Głos: The Eden Project - Crazy In Love Feat. Leah Kelly
-Praca: Legalnie bezrobotna bezdomna, a nielegalnie listonoszka szemranych wiadomości wśród slumsów (czasem trafi się wyższa klasa) i pomocnica burdelmamy (polewa drinki klientom, mówi o usługach, niezdecydowanych oprowadza i takie te z wyjątkiem stosunków).
-Zainteresowania: Karolina nie ma dużo zainteresowań. Jest jednym z miliardów żyć, które nie wiedzą co zrobić ze swoim drobnostkowym życiem. Sama o tym wie doskonale, lecz kiedy obcy jej to przyzna, schowa się za tym, że rysuje lub bawi się ze swoim szczurzym przyjacielem gdy nie ma wokół niej nikogo. Resztę czasu spędza na obserwowaniu ludzi z daleka (poznawania ich charakteru, żeby móc się do nich dostosować) oraz zapamiętywaniu map, w czym jest świetna. Fascynują ją plany miejsc, do których ma doręczyć wiadomości, przez to, że z powrotem musi znać drogę powrotną. Co do reszty wolnego czasu trenuje przemowy, by wywierać większe wrażenia na klientach
-Charakter: Wygląda na miłą, pomocną oraz ułożoną dziewczynę i taka jest zazwyczaj. Bardzo skromna i wstydliwa. Można na nią liczyć jeśli jest się w trudnej sytuacji. Da dach nad głową, sama go nie mając, a uśmiechem potrafi sprawiać, że słońce wychodzi zza burzowych chmur. Często przytuli... bo lubi się tulić. Taka słodka przytulanka z niej. Szczerze pokazuje co czuje i nie obchodzi ją co inni mogą pomyśleć (np. szczęście: będzie się śmiała na całe gardło, jeśli tylko będzie to robić z kimś). To chyba tyle, jeśli chodzi o tę jej dobrą stronę. A jeśli się mylę... To ta gorsza ze mną zrobi porządek. Karolina już od jakiegoś czasu jest w szemranym towarzystwie, co nie obywa się bez złego wpływu na niej. Wtedy jest miła, by coś osiągnąć dla celów swoich, co robi z niej (uroczą) aktorkę. Może posunąć się do manipulacji na różne skale. Zazwyczaj stara się do tego dobierać grę słów, a niekiedy co innego... Zawzięta, pyskata, furiatka, i mogłabym tak dalej wymieniać. I te osobowości nie potrafią się zgrać. Jest jedna albo druga. Taka trochę jedną stopą w psychiatryku, łagodnie mówiąc. Innymi słowy z wychowanej nieśmiałej dziewczynki może przez jeden impuls zmienić się w stawiającą na swoim upartą dziewuchę. Jedno je łączy: przywiązują się jak diabli, i nie mówię tu tylko o związkach. Szybko się zakochują w tym co czarujące i ciekawe. Potem zazwyczaj przychodzi rozczarowanie i wstyd na siebie, ponieważ to piękne "jabłko" okazuje się być zgniłe w środku. Rozstania znowu każda odbywa na swój odrębny sposób.
-Znaki szczególne: Na plecach ma dwie szramy biegnące od łopatek i łączące się nad kością krzyżową, tworząc wielkie "V". Na brzuchu ma znak krzyża (punkt przecięcia jest na pępku), który jest jej artefaktem.
-Umiejętności: Jedną z jej ulubionych umiejętności, zaraz po pomaganiu i manipulowaniu, jest tak zwana "Gra dla oszukania". Polega na tym, że wyczarowuje coś, czego nie ma, ale jest rzeczywiście realne dla zmysłów. Karo nie używa swoich magicznych mocy aż nadto. Woli zaufać siłom fizycznym i je udoskonalać. To jest potrzebne w jej zajęciu w razie gdyby wpadła w tarapaty. Musi się szybko zmywać z miejsc spotkań zanim ją złapią i wyczytają wszystko z jej twarzy... bądź jej braku. Gdy skacze jej agresja, noradrenalina bądź adrenalina zamiast jej buźki ukazuje się pusta twarz biała jak płótno. Na miejscu nosa, oczu i ust ma czarne plamy bez wyrazu wyglądające jak dzieło 5-cio latka. Zwie tą moc Mortem Mora (też: Morticia, Morta, Mora, Mi Mi).
-Rodzina: Czy ma rodzinę? Nie... Czy traktuje przyjaciół jak rodzinę? Nie ma przyjaciół. Utrzymuje relacje czysto zawodowe. Czy chce mieć własną rodzinę? Zdanie ma podzielone Nie kręci ją brzuch i małe coś wrzeszczące o drugiej nad ranem z byle powodu, które wyssie jej piersi. Chociaż jak myśli, że to małe coś może być podobne do niej... Bryyy, na razie nie! Stanowczo nie! Zawód nie pozwala. A kto to widział, żeby dziecko przyszło na świat w burdelu?
Towarzysz: Po pewnym zejściu do kanałów na swej drodze spotkała przesłodkiego łysego szczurka ze skrzydełkami. Wyszedł jej na drogę. Po naocznych oględzinach zauważyła, iż jedno ze skrzydeł jest nienaturalnie wygięte. Jako, że to dobra osóbka o złotym sercu, przygarnęła go, dała schronienie, nakarmiła i wyleczyła. Zwierzak przyzwyczaił się do niej. Nie odstępował od niej, a jak próbowała go oddzielić, zawsze znajdywał ją z powrotem, aż sama nie chciała, by odchodził. Tak więc od tamtej pory szybko truchta za dziewczyną w jej cieniu. I wabi się Sidoh.
-Miłosne życie: Jest odludkiem samotnie trzymającym się na uboczu i raczej tak zostanie. Karolina nie da się ponownie prowadzić sercu przez życie. Czuje pociąg do obu płci.
-Właściciel: Gejsza. (Howrse). Inne kontakty w informacjach.
-Dodatkowe zdjęcia:
Stare zdjęcie gdy po raz pierwszy zidentyfikowano ją w tłumie.
Gra dla oszukania:
Jej małe słońce, Sidoh.
Jakby ktoś się zastanawiał jak wygląda w realu:
Mortem Mora.
Od Vetur'a do Noir'a
Życie polityka w Rodzinie może się mocno różnić w zależności od tego, co robisz. Jedni będą siedzieć bezpiecznie przy biurkach albo na zebraniach zarządu, przerabiając te same nudne papierki, inni zaś będą narażać życie, żeby tym drugim nic nie wchodziło w drogę. Czyli co? Bardzo łatwo to sobie wszystko wyobrazić. Ugrupowanie te ma swoje zasady których trzeba przestrzegać. Czy ludzie kiedykolwiek jednogłośnie popierali je wszystkie? No właśnie. Stąd biorą się ,,przestępcy", których zdecydowanie trzeba wyeliminować. Dzielą się oni na dwie kategorie: przestępcy bezużyteczni, oraz przestępcy z profitem. Mówi się, że wykorzystywanie już i tak spisanych istot jest kolejnym nadużyciem prawa.. ale kto posądzi szanowanego nadzorce do spraw ochrony?
Vetur sam nie spodziewał się wizyty, którą złożył mu wysoki mężczyzna w kamizelce i ulizanych włoskach. Już pierwsze spojrzenie które skrzyżowali, upewniło demona w negatywnej wadze tego spotkania. Znajomy po fachu opadł na krzesło powoli, poprawiajac koszulę i założył nogę na nogę, a na kolanie skrzyżował palce. Młody bóg nie skomentował, tylko odsunął plik kartek na bok i uśmiechnął się pod nosem.
- Ktoś ma Cię na muszce - monotonny, chrypki głos faceta rozbrzmiał w uszach właściciela gabinetu, którego uśmieszek zrobił się jeszcze większy, lecz schował go za dłońmi, opierając łokcie o blat. - nie lubię donosić, ale jestem ci dłużny.
- Doskonale wiesz Felicjanie, że ty i twój ojciec macie dług dożywotni, przypominasz jedynie o oczywistym - upomniał go, wprawiając faceta w zmieszanie i lekkie podburzenie. Nie mniej jednak jego zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej. Trochę minęło od ostatniego razu, gdy ktoś chciał go dorwać. - Powiedz.. kim jest ten obywatel?
- Trudno było mi ustalić jego tożsamość, może i nie jest profesjonalistą, ale dobrze zaciera po sobie ślady.. - zrobił dłuższą pauzę. - Moi ludzie wykluczyli jednak ingerencję spoza miasta.
- Czyli miejscowy. Trochę niepoważne z jego strony.
- Dlatego udało się ustalić kim jest - demon nadstawił uszu, z niemałym błyskiem w oku, które spodobało się młodszemu koledze. Lubił być doceniany. - To nie jaki Bartlomiej Klitzky, jeden z kadry który głosował za twoim wygnaniem. Niegdyś kandydował na twoje stanowisko i się mści. A przynajmniej tyle wywnioskowałem z działań jakie podejmował, ale są bez skutku. Mało kto chce ci się sprzeciwiać.
- Skąd miał dostęp do informacji na temat moich zmian? - to najbardziej irytowało czarnowłosego. Sam wybierał ludzi, z którymi chce pracować i zdrada w personelu bardzo mu się nie podobała. Chciał wiedzieć kto go sprzedał i natychmiastowo pozbyć się takiej osoby z otoczenia, bo jedynie dodawała mu brudnej roboty.
- Nie jesteśmy pewni.. ale istnieje prawdopodobieństwo, że to twoja żona mu powiedziała - na samo słowo żona nieźle musiał się natrudzić, żeby na twarzy nie zagościł mu grymas niezadowolenia. Co gorsze to Esther rozpuściła wszędzie plotkę o ich małżeństwie i teraz musiał udawać szczęśliwego mężusia.. cholerna siostrzyczka. A teraz jeszcze osądzali ją o sprzedawanie innym informacji o nim. Lepiej być nie mogło. Vetur westchnął i machnął na to ręką, po czym wstał i podszedł do okna, które służyło mu bardziej jako panel dotykowy. Kilka ruchów dłoni i przed nim wyświetliły się dane na temat mężczyzny który w tak niezręczny sposób próbował pozbawić go pozycji, a teraz życia. Co za mierna istota.. widząc, że podpisali jego rasę jako wampira, skrzywił się ze złości.
- Czy mamy kogoś, kto specjalizuje się w zabijaniu? - zapytał niskim tonem, powracając do biurka i wyłożył sakiewkę, którą rzucił młodszemu do rąk. Ten złapał i szybko schował, krzyżując dłonie za sobą.
- Jest ktoś, kto mógłby się tym zająć, nie jest do końca czysty, ale pracuje w szpitalu i go z tą sprawą nie połączą - odparł w zamyśleniu, próbując przypomnieć sobie jego imię. W tym czasie demon uniósł brew i obszedł biurko, opierając się o nie pośladkami. Marynarka ładnie opięła się na jego ciele dodając mu seksapilu. Ale o tym tak dla ciekawości.
- Wiesz o nim coś więcej?
- Młody.. nie jest człowiekiem, nie miał rodziny. Wyhodowany w probówce, najpewniej mutant. Robi trochę na boku ale ogółem nikomu nie zagraża. Chcesz.. go przetestować? - pytanie było nieco ciche, bo i Felicjan, choć słysząc o tym jedynie od ojca, wiedział o obrzydliwej scenie którą zastała policja na miejscu wcześniejszego "człowieka od brudnej roboty". Czarnowłosy nie zważał wtedy na to, że owa istota zajmowała się czymś, na co nie chciał tracić czasu. Był głodny. A głodny demon potrafi nie tylko bawić się w wysysanie duszy.. najbardziej wtedy syci go krwawa rzeź. Na pytanie, czarnowłosy uśmiechnął się tajemniczo, a jego oczy zaświeciły delikatnie.
- To się jeszcze okaże. Daj mi jego namiary.
____________________________________________________
Ubrany w jeansy i długi stylowy płaszcz, pod którym założony miał sweter ,,turtle neck", Vetur żwawym krokiem przemieszczał się między alejkami, sprawnie wymijając wszelkie pojazdy i śmieci, a także ludzi, którzy oglądali się za nim wzrokiem, pewnie po raz pierwszy widząc na żywo kogoś kto jest warty więcej niż puszka pasztetu. Nie bez powodu wybrał akurat takie miejsce, by spotkać młodego mężczyznę, któremu miał zlecić pozbycie się zdrajcy i przestępcy. Wreszcie dotarł pod równie zapuszczone co cała ulica studio, które robiło za kawiarnię dla ubogich. A więc swojego rodzaju Empik w wiosce liczącej pięć osób, gdzie nie ma nawet spożywczego. Wszedł do środka, zdejmując płaszcz i powiesił na wieszaku, wybierając sobie miejsce pod ścianą do spoczęcia. Ruchem dłoni przywołał kelnerkę i zamówił dwie kawy, a w oczekiwaniu na swojego gościa, oparł się o stół i podparł brodę, przyglądając się tablicom, których matrycy były o wiele droższe, niż większość mieszkań tutaj razem wziętych. A więc ,,kawiarnie" prowadził ktoś nadziany. Nareszcie. Ku jego uciesze, do środka wszedł chłopak, wieku którego nie mógł dokładnie określić, z interesującą fryzurą i znudzoną postawą. Na pewno nie kwapiło mu się specjalnie na takie spotkania, ale cóż. Jako, że demon był jedyną osobą akurat w studio, nieznajomy od razu ruszył w jego kierunku i usiadł na przeciwko, wyjmując ręce z kieszeni. Nagle jego postawa zrobiła się poważniejsza.
- Nie musieliśmy spotykać się na końcu miasta tylko żebyś powiedział, co i komu zrobić - powiedział, odważnie odpowiadając na spojrzenie zleceniodawcy, który mile zaskoczony uśmiechnął się pod nosem, wciąż opierając brodę o zewnętrzną stronę dłoni.
- Nie popierasz motta ,,klient nasz pan"? - zapytał zaczepnie, wreszcie prostując się i odbierając obie kawy od kelnerki. Przesunął jego kubek w jego stronę, a swój uniósł i upił trochę, zaraz mieszając kawą w środku. Śmieszył go pośpiech mutanta.
- Możemy przejść do rzeczy? - kolejny profesjonalista się znalazł. Vetur uniósł wzrok i po odłożeniu naczynia sięgnął do kieszeni spodni jak gdyby nigdy nic, wyjmując złożoną karteczkę, w dodatku zapisaną przez Felicjana. W środku znajdywało się imię, nazwisko, praca, miejsce zamieszkania i zdjęcie Bartlomieja. Rzucił ją na stół obok jego filiżanki i oparł się o oparcie pół okrągłej kanapy, zakładając nogę na nogę.
- Zero śladów. Nie interesuje mnie co z nim zrobisz, ma nigdy więcej nie pokazać się w tym mieście, ani w żadnym innym w pobliżu. Pozbądź się jego rodzinki też, jedynie wadzą i zaraz zaczną coś kombinować. Po robocie masz się tutaj zgłosić, numer do mojego asystenta masz na odwrocie kartki. Osobiście chce zobaczyć wtedy coś, co należy do tego sku*wiela.
Po małym monologu uniósł nadgarstek i spojrzał na czas. Chyba tyle młodemu wystarczy. I tak zamierzał upewnić się, że głupiec zdechnie potem, ale warto było przetestować możliwości nowego pupilka. Mruknął do siebie, wstał z kanapy zaraz po tym i stanął obok chłopaka, który dalej siedział.
- Nie chcesz tego zepsuć - posłał mu dosyć wredny uśmiech i poklepał po ramieniu, zanim ruszył do wyjścia, zabierając płaszcz, zostawiając Noira samego, z dwoma niedokończonymi kawami i kartką ze zleceniem.
Mefciu droga?
Vetur sam nie spodziewał się wizyty, którą złożył mu wysoki mężczyzna w kamizelce i ulizanych włoskach. Już pierwsze spojrzenie które skrzyżowali, upewniło demona w negatywnej wadze tego spotkania. Znajomy po fachu opadł na krzesło powoli, poprawiajac koszulę i założył nogę na nogę, a na kolanie skrzyżował palce. Młody bóg nie skomentował, tylko odsunął plik kartek na bok i uśmiechnął się pod nosem.
- Ktoś ma Cię na muszce - monotonny, chrypki głos faceta rozbrzmiał w uszach właściciela gabinetu, którego uśmieszek zrobił się jeszcze większy, lecz schował go za dłońmi, opierając łokcie o blat. - nie lubię donosić, ale jestem ci dłużny.
- Doskonale wiesz Felicjanie, że ty i twój ojciec macie dług dożywotni, przypominasz jedynie o oczywistym - upomniał go, wprawiając faceta w zmieszanie i lekkie podburzenie. Nie mniej jednak jego zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej. Trochę minęło od ostatniego razu, gdy ktoś chciał go dorwać. - Powiedz.. kim jest ten obywatel?
- Trudno było mi ustalić jego tożsamość, może i nie jest profesjonalistą, ale dobrze zaciera po sobie ślady.. - zrobił dłuższą pauzę. - Moi ludzie wykluczyli jednak ingerencję spoza miasta.
- Czyli miejscowy. Trochę niepoważne z jego strony.
- Dlatego udało się ustalić kim jest - demon nadstawił uszu, z niemałym błyskiem w oku, które spodobało się młodszemu koledze. Lubił być doceniany. - To nie jaki Bartlomiej Klitzky, jeden z kadry który głosował za twoim wygnaniem. Niegdyś kandydował na twoje stanowisko i się mści. A przynajmniej tyle wywnioskowałem z działań jakie podejmował, ale są bez skutku. Mało kto chce ci się sprzeciwiać.
- Skąd miał dostęp do informacji na temat moich zmian? - to najbardziej irytowało czarnowłosego. Sam wybierał ludzi, z którymi chce pracować i zdrada w personelu bardzo mu się nie podobała. Chciał wiedzieć kto go sprzedał i natychmiastowo pozbyć się takiej osoby z otoczenia, bo jedynie dodawała mu brudnej roboty.
- Nie jesteśmy pewni.. ale istnieje prawdopodobieństwo, że to twoja żona mu powiedziała - na samo słowo żona nieźle musiał się natrudzić, żeby na twarzy nie zagościł mu grymas niezadowolenia. Co gorsze to Esther rozpuściła wszędzie plotkę o ich małżeństwie i teraz musiał udawać szczęśliwego mężusia.. cholerna siostrzyczka. A teraz jeszcze osądzali ją o sprzedawanie innym informacji o nim. Lepiej być nie mogło. Vetur westchnął i machnął na to ręką, po czym wstał i podszedł do okna, które służyło mu bardziej jako panel dotykowy. Kilka ruchów dłoni i przed nim wyświetliły się dane na temat mężczyzny który w tak niezręczny sposób próbował pozbawić go pozycji, a teraz życia. Co za mierna istota.. widząc, że podpisali jego rasę jako wampira, skrzywił się ze złości.
- Czy mamy kogoś, kto specjalizuje się w zabijaniu? - zapytał niskim tonem, powracając do biurka i wyłożył sakiewkę, którą rzucił młodszemu do rąk. Ten złapał i szybko schował, krzyżując dłonie za sobą.
- Jest ktoś, kto mógłby się tym zająć, nie jest do końca czysty, ale pracuje w szpitalu i go z tą sprawą nie połączą - odparł w zamyśleniu, próbując przypomnieć sobie jego imię. W tym czasie demon uniósł brew i obszedł biurko, opierając się o nie pośladkami. Marynarka ładnie opięła się na jego ciele dodając mu seksapilu. Ale o tym tak dla ciekawości.
- Wiesz o nim coś więcej?
- Młody.. nie jest człowiekiem, nie miał rodziny. Wyhodowany w probówce, najpewniej mutant. Robi trochę na boku ale ogółem nikomu nie zagraża. Chcesz.. go przetestować? - pytanie było nieco ciche, bo i Felicjan, choć słysząc o tym jedynie od ojca, wiedział o obrzydliwej scenie którą zastała policja na miejscu wcześniejszego "człowieka od brudnej roboty". Czarnowłosy nie zważał wtedy na to, że owa istota zajmowała się czymś, na co nie chciał tracić czasu. Był głodny. A głodny demon potrafi nie tylko bawić się w wysysanie duszy.. najbardziej wtedy syci go krwawa rzeź. Na pytanie, czarnowłosy uśmiechnął się tajemniczo, a jego oczy zaświeciły delikatnie.
- To się jeszcze okaże. Daj mi jego namiary.
____________________________________________________
Ubrany w jeansy i długi stylowy płaszcz, pod którym założony miał sweter ,,turtle neck", Vetur żwawym krokiem przemieszczał się między alejkami, sprawnie wymijając wszelkie pojazdy i śmieci, a także ludzi, którzy oglądali się za nim wzrokiem, pewnie po raz pierwszy widząc na żywo kogoś kto jest warty więcej niż puszka pasztetu. Nie bez powodu wybrał akurat takie miejsce, by spotkać młodego mężczyznę, któremu miał zlecić pozbycie się zdrajcy i przestępcy. Wreszcie dotarł pod równie zapuszczone co cała ulica studio, które robiło za kawiarnię dla ubogich. A więc swojego rodzaju Empik w wiosce liczącej pięć osób, gdzie nie ma nawet spożywczego. Wszedł do środka, zdejmując płaszcz i powiesił na wieszaku, wybierając sobie miejsce pod ścianą do spoczęcia. Ruchem dłoni przywołał kelnerkę i zamówił dwie kawy, a w oczekiwaniu na swojego gościa, oparł się o stół i podparł brodę, przyglądając się tablicom, których matrycy były o wiele droższe, niż większość mieszkań tutaj razem wziętych. A więc ,,kawiarnie" prowadził ktoś nadziany. Nareszcie. Ku jego uciesze, do środka wszedł chłopak, wieku którego nie mógł dokładnie określić, z interesującą fryzurą i znudzoną postawą. Na pewno nie kwapiło mu się specjalnie na takie spotkania, ale cóż. Jako, że demon był jedyną osobą akurat w studio, nieznajomy od razu ruszył w jego kierunku i usiadł na przeciwko, wyjmując ręce z kieszeni. Nagle jego postawa zrobiła się poważniejsza.
- Nie musieliśmy spotykać się na końcu miasta tylko żebyś powiedział, co i komu zrobić - powiedział, odważnie odpowiadając na spojrzenie zleceniodawcy, który mile zaskoczony uśmiechnął się pod nosem, wciąż opierając brodę o zewnętrzną stronę dłoni.
- Nie popierasz motta ,,klient nasz pan"? - zapytał zaczepnie, wreszcie prostując się i odbierając obie kawy od kelnerki. Przesunął jego kubek w jego stronę, a swój uniósł i upił trochę, zaraz mieszając kawą w środku. Śmieszył go pośpiech mutanta.
- Możemy przejść do rzeczy? - kolejny profesjonalista się znalazł. Vetur uniósł wzrok i po odłożeniu naczynia sięgnął do kieszeni spodni jak gdyby nigdy nic, wyjmując złożoną karteczkę, w dodatku zapisaną przez Felicjana. W środku znajdywało się imię, nazwisko, praca, miejsce zamieszkania i zdjęcie Bartlomieja. Rzucił ją na stół obok jego filiżanki i oparł się o oparcie pół okrągłej kanapy, zakładając nogę na nogę.
- Zero śladów. Nie interesuje mnie co z nim zrobisz, ma nigdy więcej nie pokazać się w tym mieście, ani w żadnym innym w pobliżu. Pozbądź się jego rodzinki też, jedynie wadzą i zaraz zaczną coś kombinować. Po robocie masz się tutaj zgłosić, numer do mojego asystenta masz na odwrocie kartki. Osobiście chce zobaczyć wtedy coś, co należy do tego sku*wiela.
Po małym monologu uniósł nadgarstek i spojrzał na czas. Chyba tyle młodemu wystarczy. I tak zamierzał upewnić się, że głupiec zdechnie potem, ale warto było przetestować możliwości nowego pupilka. Mruknął do siebie, wstał z kanapy zaraz po tym i stanął obok chłopaka, który dalej siedział.
- Nie chcesz tego zepsuć - posłał mu dosyć wredny uśmiech i poklepał po ramieniu, zanim ruszył do wyjścia, zabierając płaszcz, zostawiając Noira samego, z dwoma niedokończonymi kawami i kartką ze zleceniem.
Mefciu droga?
wtorek, 24 października 2017
Od Fede CD Vetur'a
Nie do końca była przekonana, czy udanie się na tą imprezę była z pewnością rozsądna decyzja. Nie mniej jednak, wypadałoby, żeby pojawiła się na niej. W końcu jej zawód był częścią medycyny, więc...
Ubrała się skromnie, to była prosta błękitna suknia, która miała podkreślać jej jasną karnację. Ledwo przybyła na liczne zgromadzenie, zaraz dopadła ją dwójka demonów. Trochę zaskoczył ją fakt, że był tu także Vetur w towarzystwie czerwonowłosej kobiety. Ta od razu wystawiła ku niej dłoń.
-Esther- przedstawiła się.
-Fede- odezwała się ciszej niż ona podając swą dłoń. Demonica miała siłę, poczuła to kiedy ścisnęła jej smukłą dłoń. Zaraz spojrzała na swojego towarzysza i nowo przybyłą.
-Wy się raczej znacie- stwierdziła.
-Przelotnie- odparła córka księżyca. Ich konwersację przerwał inny młody mężczyzna, który dosłownie zmaterializował się przy nich.
-Państwo wybaczą, pozwolę sobie porwać towarzyszkę- przyjrzał się im ze spokojem w oczach. Fede kiwnęła głową na znak zgody i przeprosiła towarzystwo oddalając się od niego. Ów mężczyzna był elfem, dobrym znajomym kilkoro jej rodzeństwa. Zaprowadził ją do swojego koła, gdzie zaraz po poznaniu się rozpoczęli rozmowę na temat psychologii. Tak jak ona, byli tego samego zawodu. Często czuła na sobie cudze spojrzenia, w tym jego ale też i inne, niepokojące. Koło północy opuściła grono, potrzebowała wyjść na nocne powietrze. Ledwie przekroczyła próg, od razu spojrzała w niebo i odrobina lęku wkradła się do jej czystego serca. Matki dziś nie było widać. nie dość, że nów to jeszcze chmury zasłoniły jej dostęp. Poczuła się nieswojo, w razie czegoś, jej regeneracja będzie zwolniona. Niepokój ją nie opuszczał, podenerwowanym krokiem skierowała się ku ogrodowi. To był błąd. Jak tylko drzwi wejściowe zniknęły jej z widoku, usłyszała czyjś głos.
-Jak miło, że nie odeszłaś zbyt daleko- odwróciła się natychmiast i poczuła jak ogarnia ją lęk. Można powiedzieć, że Fede widząc kogoś jest w stanie określić jego rasę. Kilka metrów przed nią wówczas stał jeszcze inny demon, czuła jednak, że przy Vetur'ze wypadałby znacznie słabiej. Zaraz jednak znalazł się przed nią a chwilę później przygwoździł ją do ściany z żywopłotu. Przejechał swoim językiem po jej szyi, po czym zatopił w niej swoje kły. Fede zacisnęła oczy- nie było widocznego księżyca to odczuwała część bólu.
-Nie myślałem, że krew lorialeta jest tak pyszna... Poddaj mi się i daj się spróbować całej- warknął groźnie z niebezpiecznym błyskiem w oku. To samo spojrzenie spotkała nie aż tak dawno, jak Vetur wparował do jej mieszkania, podczas gdy ona brała prysznic. Teraz jednak była to śmiertelnie niebezpieczna sytuacja a ona nie miała jak uciec.
-Odsuń się od niej- usłyszeli jeszcze groźniejsze warknięcie. Zaraz atakujący ją demon przeniósł wzrok na tego, kto mu przeszkodził w konsumpcji. Nieźle go zdziwiło pojawienie się właśnie Vetur'a, który z wyraźną odrazą patrzył na drugiego.
-Vetur, cóż za miła niespodzianka- powiedział tonem wskazującym na przeciwieństwo.- Czego chcesz? Chce sobie spokojnie zjeść.
-Poszukaj sobie innego żywiciela- warknął agresywnie odciągając Fede od napastnika.- Ta należy do mnie.
Zanim zdążył coś z nim zrobić, tamten zniknął z pola widzenia. Vetur zamiast tego, brutalnie pociągnął swoją żywicielkę ku małej chatce, gdzie zwykle trzyma się narzędzia ogrodnicze. Zatrzasnął za sobą drzwi, następnie spojrzał na kobietę. Rany na jej szyi nie zniknęły przez brak dostępności do księżyca tej nocy, tak więc i krew ściekała z niej ku jej kreacji. Silnym ruchem usadził ją na stole i przyssał się do jej szyi. Skrzywiła się na to.
Ubrała się skromnie, to była prosta błękitna suknia, która miała podkreślać jej jasną karnację. Ledwo przybyła na liczne zgromadzenie, zaraz dopadła ją dwójka demonów. Trochę zaskoczył ją fakt, że był tu także Vetur w towarzystwie czerwonowłosej kobiety. Ta od razu wystawiła ku niej dłoń.
-Esther- przedstawiła się.
-Fede- odezwała się ciszej niż ona podając swą dłoń. Demonica miała siłę, poczuła to kiedy ścisnęła jej smukłą dłoń. Zaraz spojrzała na swojego towarzysza i nowo przybyłą.
-Wy się raczej znacie- stwierdziła.
-Przelotnie- odparła córka księżyca. Ich konwersację przerwał inny młody mężczyzna, który dosłownie zmaterializował się przy nich.
-Państwo wybaczą, pozwolę sobie porwać towarzyszkę- przyjrzał się im ze spokojem w oczach. Fede kiwnęła głową na znak zgody i przeprosiła towarzystwo oddalając się od niego. Ów mężczyzna był elfem, dobrym znajomym kilkoro jej rodzeństwa. Zaprowadził ją do swojego koła, gdzie zaraz po poznaniu się rozpoczęli rozmowę na temat psychologii. Tak jak ona, byli tego samego zawodu. Często czuła na sobie cudze spojrzenia, w tym jego ale też i inne, niepokojące. Koło północy opuściła grono, potrzebowała wyjść na nocne powietrze. Ledwie przekroczyła próg, od razu spojrzała w niebo i odrobina lęku wkradła się do jej czystego serca. Matki dziś nie było widać. nie dość, że nów to jeszcze chmury zasłoniły jej dostęp. Poczuła się nieswojo, w razie czegoś, jej regeneracja będzie zwolniona. Niepokój ją nie opuszczał, podenerwowanym krokiem skierowała się ku ogrodowi. To był błąd. Jak tylko drzwi wejściowe zniknęły jej z widoku, usłyszała czyjś głos.
-Jak miło, że nie odeszłaś zbyt daleko- odwróciła się natychmiast i poczuła jak ogarnia ją lęk. Można powiedzieć, że Fede widząc kogoś jest w stanie określić jego rasę. Kilka metrów przed nią wówczas stał jeszcze inny demon, czuła jednak, że przy Vetur'ze wypadałby znacznie słabiej. Zaraz jednak znalazł się przed nią a chwilę później przygwoździł ją do ściany z żywopłotu. Przejechał swoim językiem po jej szyi, po czym zatopił w niej swoje kły. Fede zacisnęła oczy- nie było widocznego księżyca to odczuwała część bólu.
-Nie myślałem, że krew lorialeta jest tak pyszna... Poddaj mi się i daj się spróbować całej- warknął groźnie z niebezpiecznym błyskiem w oku. To samo spojrzenie spotkała nie aż tak dawno, jak Vetur wparował do jej mieszkania, podczas gdy ona brała prysznic. Teraz jednak była to śmiertelnie niebezpieczna sytuacja a ona nie miała jak uciec.
-Odsuń się od niej- usłyszeli jeszcze groźniejsze warknięcie. Zaraz atakujący ją demon przeniósł wzrok na tego, kto mu przeszkodził w konsumpcji. Nieźle go zdziwiło pojawienie się właśnie Vetur'a, który z wyraźną odrazą patrzył na drugiego.
-Vetur, cóż za miła niespodzianka- powiedział tonem wskazującym na przeciwieństwo.- Czego chcesz? Chce sobie spokojnie zjeść.
-Poszukaj sobie innego żywiciela- warknął agresywnie odciągając Fede od napastnika.- Ta należy do mnie.
Zanim zdążył coś z nim zrobić, tamten zniknął z pola widzenia. Vetur zamiast tego, brutalnie pociągnął swoją żywicielkę ku małej chatce, gdzie zwykle trzyma się narzędzia ogrodnicze. Zatrzasnął za sobą drzwi, następnie spojrzał na kobietę. Rany na jej szyi nie zniknęły przez brak dostępności do księżyca tej nocy, tak więc i krew ściekała z niej ku jej kreacji. Silnym ruchem usadził ją na stole i przyssał się do jej szyi. Skrzywiła się na to.
Od Ash'a CD Hangagog'a
Nie tego się spodziewał. W momencie gdy zdecydował się poniżyć na tyle, by błagać jak głupiec, obejmując go za nogę nie wpadł na to, że zostanie tu mimo wszystko, ale z koszulką i materacem. To było dla faceta jak gra, zabawa ze zwierzątkiem, ale Neverlordowi coraz mniej się to wszystko podobało.. a żeby i podobało się na pierwszym miejscu. Okropnie chłodne powietrze które wpadało przez okno bardziej raniło go niż sam kołek w tyłku, choć od tamtego krwawił, dlatego na podarowanie głupiej koszulki zareagował zaskoczeniem, oraz dziecinną radością. Chyba uderzyła mu ta radość za mocno do głowy, bo kiedy gostek wyszedł, Ash wczołgał się na materac i skulił w pozycji embrionalnej, wpychając nos w koszulkę i tuląc samego siebie. Wyglądał jak biedne dziecko które pierwszy raz od kilku lat dostało prezent na święta i nie wiedziało co zrobić z emocjami. I to trochę trwało, bo z obserwacji oświetlenia wyłapał, że spędził samotnie cały dzień. Nie żeby mu to specjalnie przeszkadzało. Już nie. Samotność i spokój, oraz ta odrobina ochrony w postaci koszulki dały mu małego kopa na myślenie. Ani razy nie był w toalecie, chciało mu się sikać, a przecież nie każe mu lać pod siebie.. zamierzał więc wybłagać go o wyjście do toalety. Kiedy zostanie choć na chwilę sam, może odnajdzie sposób na ucieczkę. Czy faktycznie się uda? Pewnie nie. Czy warto spróbować? Zawsze. Czekał tak więc aż nieznajomy wróci w ciszy, jak grzeczny chłopiec, bawiąc się w jego gierkę. Widząc go pod wieczór, jak otwiera celę, usiadł na kolanach zakrywając się mocniej koszulką i wpatrywał się w jego rozmazaną postać jak szczeniak na swojego pana z jedzeniem.
- Muszę do toalety - poinformował cicho, ściskając nogi w geście mocnego wstrzymywania moczu i pochylił się dla efektu. Chyba aktorstwo miał już wyrobione wiele lat temu, gdy musiał udawać porwanego cywila przed wrogami swojej gangsterskiej rodzinki.
- Tam masz kubeł - no i plany młodego legły w gruzach. Przecież nie mogło być tak wspaniale, no nie? Blondyn popatrzył jeszcze raz na swojego oprawce i pokręcił się w miejscu, z niezadowolonym jękiem. To nie podziałało, bo drugi kopnął kubeł w jego stronę, dobijając tym plan na ucieczkę.
- Nie potrafię tak do kubła - spróbował jeszcze raz, robiąc się cały czerwony ze wstydu na myśl sikania do tego pojemnika i to jeszcze przy nim.
- To już twój problem - cholerny dupek. Ash zmarszczył brwi i podsunął się pod ścianę, kompletnie ignorując faceta kiedy ten rzucił mu na tacy coś, co miało przypominać jedzenie, ale miało na sobie białe robale i gdyby nie zły wzrok, wieczornica pewnie porzygałby się na sam widok ,,dania". I znowu, został opuszczony. Czuł się tak bezradnie i tak mocno chciał stąd wyjść.. skulił się w sobie i dopiero teraz poczuł, że na prawdę chce mu się lać. Do dupy z tym wszystkim. Na szczęście długo na powrót swojego nowego oprawcy nie czekał, usłyszał go nadchodzącego może godzinę później, chyba z lepszym humorem. No to już ta prawdziwa ostatnia szansa. W sekundzie gdy wszedł, blondyn wstał, naciągając koszulkę i podszedł do niego powoli, uważając by przypadkiem go tym nie wystraszyć, co mogłoby się skończyć dla niego śmiercią i złapał go za koszulkę, unosząc wzrok. Nie interesował go jego wyraz twarzy, chciał tylko zwrócić na siebie uwagę.
- Nie wiem kim jesteś.. nigdy nie słyszałem o twojej rasie, ale pożywiasz się ludźmi, prawda? - zapytał, oczekując odpowiedzi, a gdy jej nie otrzymał, powtórzył. - Prawda..?
- Uparty jesteś, ale jeśli tak cię to ciekawi, jestem ghoulem, chyba logiczne, czym się pożywiam - powiedział jakoś tak płasko, bez emocji a potem odsunął go od siebie jednym ruchem. Ale Ash nie dał się i znowu się przybliżył.
- Jeśli chcesz, możesz.. - zamiast dokończyć, złapał go za nadgarstek i pociągnął wgłąb celi, po czym odsunął koszulkę, odsłaniając nagie ramię i odchylił szyję. Pamiętał przecież, że bardzo szybko regeneruje rany, a co ważniejsze, ma zdolność odrastania wybrakowanych miejsc w ciele. Nawet gdyby użarł mu całą nogę, po zatamowaniu krwawienia, Ash by przeżył. I znowu oczekiwał szybkiej reakcji, której od niego nie otrzymał.. było to bodajże uniesienie brwi, ale nie mógł tego zobaczyć.
- Cokolwiek.. nie każ mi tu siedzieć, nienawidzę samotności - wyszeptał. Łapiąc się ostatniej deski ratunku, padł przed nim na kolana i złapał go za spodnie, pociągając do siebie i wsunął mu dłoń pod koszulkę, odsłaniając brzuch i delikatnie przejechał po jego bliznach, składając kilka mokrych całusów na podbrzuszu. - Cokolwiek. Zrobię cokolwiek. Jeśli każesz mi tu zostać choćby dzień dłużej..
Znowu spojrzał do góry, prosto w jego oczy z poważnym wyrazem twarzy i uśmiechnął się wrednie, nie puszczając jego spodni.
- To będziesz musiał pozbywać się zimnych, nudnych zwłok.
| WYBACZ ŚMIERDZIELU BYDLAKU, nie wiem czy wszystko ma sens bo piszę z przerwami, ok kocham~ |
- Muszę do toalety - poinformował cicho, ściskając nogi w geście mocnego wstrzymywania moczu i pochylił się dla efektu. Chyba aktorstwo miał już wyrobione wiele lat temu, gdy musiał udawać porwanego cywila przed wrogami swojej gangsterskiej rodzinki.
- Tam masz kubeł - no i plany młodego legły w gruzach. Przecież nie mogło być tak wspaniale, no nie? Blondyn popatrzył jeszcze raz na swojego oprawce i pokręcił się w miejscu, z niezadowolonym jękiem. To nie podziałało, bo drugi kopnął kubeł w jego stronę, dobijając tym plan na ucieczkę.
- Nie potrafię tak do kubła - spróbował jeszcze raz, robiąc się cały czerwony ze wstydu na myśl sikania do tego pojemnika i to jeszcze przy nim.
- To już twój problem - cholerny dupek. Ash zmarszczył brwi i podsunął się pod ścianę, kompletnie ignorując faceta kiedy ten rzucił mu na tacy coś, co miało przypominać jedzenie, ale miało na sobie białe robale i gdyby nie zły wzrok, wieczornica pewnie porzygałby się na sam widok ,,dania". I znowu, został opuszczony. Czuł się tak bezradnie i tak mocno chciał stąd wyjść.. skulił się w sobie i dopiero teraz poczuł, że na prawdę chce mu się lać. Do dupy z tym wszystkim. Na szczęście długo na powrót swojego nowego oprawcy nie czekał, usłyszał go nadchodzącego może godzinę później, chyba z lepszym humorem. No to już ta prawdziwa ostatnia szansa. W sekundzie gdy wszedł, blondyn wstał, naciągając koszulkę i podszedł do niego powoli, uważając by przypadkiem go tym nie wystraszyć, co mogłoby się skończyć dla niego śmiercią i złapał go za koszulkę, unosząc wzrok. Nie interesował go jego wyraz twarzy, chciał tylko zwrócić na siebie uwagę.
- Nie wiem kim jesteś.. nigdy nie słyszałem o twojej rasie, ale pożywiasz się ludźmi, prawda? - zapytał, oczekując odpowiedzi, a gdy jej nie otrzymał, powtórzył. - Prawda..?
- Uparty jesteś, ale jeśli tak cię to ciekawi, jestem ghoulem, chyba logiczne, czym się pożywiam - powiedział jakoś tak płasko, bez emocji a potem odsunął go od siebie jednym ruchem. Ale Ash nie dał się i znowu się przybliżył.
- Jeśli chcesz, możesz.. - zamiast dokończyć, złapał go za nadgarstek i pociągnął wgłąb celi, po czym odsunął koszulkę, odsłaniając nagie ramię i odchylił szyję. Pamiętał przecież, że bardzo szybko regeneruje rany, a co ważniejsze, ma zdolność odrastania wybrakowanych miejsc w ciele. Nawet gdyby użarł mu całą nogę, po zatamowaniu krwawienia, Ash by przeżył. I znowu oczekiwał szybkiej reakcji, której od niego nie otrzymał.. było to bodajże uniesienie brwi, ale nie mógł tego zobaczyć.
- Cokolwiek.. nie każ mi tu siedzieć, nienawidzę samotności - wyszeptał. Łapiąc się ostatniej deski ratunku, padł przed nim na kolana i złapał go za spodnie, pociągając do siebie i wsunął mu dłoń pod koszulkę, odsłaniając brzuch i delikatnie przejechał po jego bliznach, składając kilka mokrych całusów na podbrzuszu. - Cokolwiek. Zrobię cokolwiek. Jeśli każesz mi tu zostać choćby dzień dłużej..
Znowu spojrzał do góry, prosto w jego oczy z poważnym wyrazem twarzy i uśmiechnął się wrednie, nie puszczając jego spodni.
- To będziesz musiał pozbywać się zimnych, nudnych zwłok.
| WYBACZ ŚMIERDZIELU BYDLAKU, nie wiem czy wszystko ma sens bo piszę z przerwami, ok kocham~ |
Od Vetur'a CD Fede
Demon obudził się krótko po tym, jak dziewczyna delikatnie się poruszyła. Jego sen zawsze był bardzo płytki i potrafił otworzyć oczy, od razu myśląc z prędkością i trzeźwością porównywalną z tą osoby która właśnie pisze referat z medycyny. Nie ukazał tego po sobie, ciekawy tego, co młoda zrobi. Czuł jak układa ręce do modlitwy i skupia się. Dla niego było to strasznie żałosne, uważał, że jakiekolwiek modlitwy g*wno dają i na pewno nie zadziałają ani przeciwko niemu, ani dla niego. Samo modlenie się było najgorszą metodą używania swoich mocy, może dlatego byłby w stanie pokonać swoich starszych i silniejszych braci, którzy używali inkantacji. Wreszcie otworzył oczy i spojrzał na nią, wpierw nie pokazując emocji, lecz po jej tekście uniósł brew i parsknął, przeciągając się smacznie na łóżku. Nie musiał się jej tłumaczyć z tego co zrobi a co nie, ale..
- Po co to zrobiłaś? - zapytał dosyć ostrym tonem gdy usiadł i pozwolił sobie otrzeć twarz otwartą dłonią. Nie miał zamiaru być słodkim kochasiem który tuli i pieści panienki na boku, to było ostatnie na liście rzeczy, które chciał robić. Dlaczego usnął..? Może dlatego, że wiele dni spędził pracując, a wieczorami niby to ,,spiskując". Pomijając oczywiście kwestie nauki dzieciaków, czyli przyszłych żołnierzy tego świata. Zabawne. Mógłby ich wszystkich zabić jednym atakiem i to oni mieli robić za ochronę. Tsk.
- Chciałam ci pomóc.. - odparła cicho. Widocznie ton Zimy jej się nie spodobał i możliwie nieco nastraszył. Ten wstał i odwrócił głowę, rzucając spojrzenie na jej ciało, potem na twarz i mruknął coś do siebie, drapiąc kark.
- Słuchaj, nie jestem umierający - wyprostował, podchodząc do stołu na którym leżały owoce. Podniósł jabłko i obrócił je, a gdy wpatrywał się w nie nieco dłużej, pojawiły się na nim szron i w końcu jabłko zniknęło pod pokrywą lodu, którą skruszył i pozwolił jej spaść na ziemię, gdzie okruchy zmieniły się w czarną maź. Znowu na nią popatrzył. - Nie potrzebuję twojej opieki. Wystarczy, że od czasu do czasu oddasz mi część swojej duszy. Chyba wiesz jak to działa? Gdybyś była człowiekiem, najpewniej umarłabyś po pierwszym pożywieniu. Huh. Ale wychodzi na to, że jesteś dzieckiem księżyca i możesz żywić mnie dożywotnie.
Wiedział, że brzmi to okropnie. Brzmi jakby miał ją kompletnie w d*pie, ale czy tak nie jest? On cholernie nienawidził dawać ludziom nadziei, że jednak ma jakieś emocje i interesuje się ich życiem, bo tak nie było. I tak stało się z Fede, która widocznie widziała w nim dobrego, biednego, głodnego demonika. Nie. Był jednym z najsilniejszych demonów swojego miotu, bezdusznym ch*jem, łamaczem serc i cnot, a co najważniejsze, karków. Posłał jej nieprzyjemne spojrzenie.
- Już raz to powiedziałem, ostatnia szansa, więcej nie będę cie upominał, ani czekał - dodał. - Powinnaś to docenić, rozumiesz prawda? K*rwa, teraz muszę iść znaleźć kogoś na boku, straciłem na ciebie ochotę.
Trudno było określić, jakie emocje reprezentowała mina lorialet. Na pewno była to mieszanka rozpaczy, irytacji, może nawet rezygnacji. I bardzo dobrze. Bez żadnego pożegnania ruszył do wyjściowych drzwi, przy których zdjął płaszcz wiszący tutaj od wczoraj, założył na siebie i otworzył je, wychodząc.
____________________
Po wyjściu, pierwsze co zrobił to wrócił do swojego pokoju w ogromnym wieżowcu, podarowanego przez państwo. Powitał go smród petów z dwóch popielniczek już na wejściu, otwarte drzwi, ulatujący dym z kuchni i zapalone światło w łazience. Wywrócił do siebie oczami rozbierając się i wszedł głębiej, by ujrzeć starszą kobietę, która siedząc jedynie w szlafroku popalała papierosa, kolejnego pewnie pod rząd i popijała kawę. Na jego widok założyła okulary i zdjęła nogę z kolana, za to podpierając brodę na dłoniach.
- Trochę ci zeszło - powiedziała lekkim tonem, przyglądając się jego ciału. Umięśnione, jednak dosyć blade, coś w nim nie pasowało, ale wciąż był niesamowicie podniecający. Zagryzła wargę i zachichotała.
- Przestań, to obrzydliwe - parsknął zaraz po odpowiedzi, która była żartem. - Nie wiedziałem, że zasnę.
- Aww, zasnąłeś ze swoją dziewczyną? Jak słodziutko - skomentowała, a demon podszedł do blatu, nalewając z czajnika czarny roztwór do ulubionego kubka. Tak, nawet nieśmiertelni mają własne ulubione rzeczy.
- To nie jest moja dziewczyna, przestań robić ze mnie marnego człowieka.
Siadając, zgarnął jeszcze kanapkę pozostawioną przez czerwonowłosą kobietę i wgryzł się, czując smak konserwowanej szynki sprzed bóg wie ilu lat. Ale nie martwiło go rozwolnienie, nie mógł go dostać. A jak się zatruje, to przejdzie w kilka minut. Równie czerwone spojrzenie co jej włosy spoczęły tym razem na jego szyi, a potem w jego ślepiach.
- Śmierdzisz nią.
- Wolisz, żebym śmierdział twoimi fajkami? - dwójka przypominała niby to małżeństwo, ale w rzeczywistości, czerwonowłosa była jego siostrą. Jedną z tych młodszych i nie należała do jego miotu, ale i tak się dogadywali. Niedawno dostała tutaj pracę jako polityk i musiała gdzieś zamieszkać, więc wybrała jego pokój. Tutaj najszybciej mogła nauczyć się, jak żyć na ziemi.
- Nie, ale to do ciebie nie podobne, żeby w ogóle interesować się takimi osobami.. uważaj - ostrzegła go.
- Nie zamierzam pogłębiać z nią stosunków, ale nie chce jej też zabijać, ciekawa z niej kobitka - młodsza siostra prychnęła i poprawiła szlafrok, zakrywając piersi które starała się wcześniej wyeksponować. Nie skomentował tego i w ciszy oboje siedzieli tak pół godziny, rozmyślając. Niestety nic nie może trwać wiecznie. Mężczyzna opuścił mieszkanie wkrótce potem, wychodząc do pracy, a gdy wrócił, znowu było bardzo późno i wygłodniały położył się spać, odrzucając zaloty demonicy. W ich świecie, równie dobrze mogliby się ożenić, a Vetur był bardzo dobrą partią. Tylko, że mało chciało mu się bawić w amory akurat z nią. I tak, po raz kolejny, minęło pół miesiąca odkąd ostatni raz ujrzał Fede.
____________________
- Przestań się wiercić - zirytowany głos czerwonowłosej sprawił, że Vetur westchnął i zaczął się wiercić jeszcze bardziej, bo garnitur wbijał mu się we wszystkie możliwe zagięcia. Jego pachy już były obtarte, a przecież dopiero go na siebie włożył. Wreszcie siostrze jego udało się zapiąć na nim guziki i poprawić wszystko tak, by dobrze pasowało.
- To jest gorsze od spotkań z ojcem.. - wyburczał i spojrzał na siebie w lustrze a potem na dziewczynę, która rozebrała się i szybko wsunęła na ciało czarną sukienkę, oraz pończochy. Popsikała się perfumą i złapała torebkę, łapiąc go za rękę i wybiegając z mieszkania. Jemu nie koniecznie się spieszyło, jej za to bardzo. Ekscytowała ją ta impreza i chciała już być na miejscu, żeby kraść spojrzenia wszystkich po kolei, gdy prowadzona jest za rękę przez takie ciacho. Była to impreza głównie dla ludzi od medycyny, ale zaproszono też polityków. Taka tam sielanka z wyższych sfer. Dotarli na miejsce za pomocą motoru, który poruszał się nad ziemią jak wszystkie pojazdy jakie widuje się na co dzień. Wreszcie weszli do środka i powitano ich szampanem oraz rozmowami i potrząsaniem rąk. Dla niej był to raj, jak już wspomniano, a dla niego katorga.
- Kochanie, przyniesiesz nam coś mocniejszego? - zapytała go odgrywając rolę kochanej żoneczki, na co on jedynie przytaknął a po odwróceniu się wywrócił oczami, podchodząc do stołu z napojami. Niechętnie uniósł wino i rozlał do trzech kieliszków, na sekundę odwracając wzrok.. i ujrzał ją. Fede. Wkroczyła na salę, lśniąc i równie mocno zwracając na siebie uwagę, co czerwonowłosa. Uniósł brwi i gapił się na nią, zainteresowany. Nie wiedział, że śmiertelniczka też może tak dobrze wyglądać w zwykłej kiecce.
- ..tur.. VETUR! Dobrze się czujesz? - młoda dziewczyna wydarła się na niego, gdy nie reagował na nią. Poszła zobaczyć, co tak długo schodzi mu przyniesienie głupich napojów.
- Co? - bardzo inteligentna odpowiedź. Ta zmarszczyła brwi i spojrzała tam, gdzie przed chwilą spoczywało spojrzenie ,,mężusia" i zrobiła zdziwioną minę.
- To ta twoja dziewczyna?
- To nie jest moja-- - ale nie zdążył odpowiedzieć, bo został pociągnięty. Dwójka demonów stanęła przed Fede, a czerwonooka pierwsza wyciągnęła dłoń.
- Esther - przedstawiła się.
Fedziu?
- Po co to zrobiłaś? - zapytał dosyć ostrym tonem gdy usiadł i pozwolił sobie otrzeć twarz otwartą dłonią. Nie miał zamiaru być słodkim kochasiem który tuli i pieści panienki na boku, to było ostatnie na liście rzeczy, które chciał robić. Dlaczego usnął..? Może dlatego, że wiele dni spędził pracując, a wieczorami niby to ,,spiskując". Pomijając oczywiście kwestie nauki dzieciaków, czyli przyszłych żołnierzy tego świata. Zabawne. Mógłby ich wszystkich zabić jednym atakiem i to oni mieli robić za ochronę. Tsk.
- Chciałam ci pomóc.. - odparła cicho. Widocznie ton Zimy jej się nie spodobał i możliwie nieco nastraszył. Ten wstał i odwrócił głowę, rzucając spojrzenie na jej ciało, potem na twarz i mruknął coś do siebie, drapiąc kark.
- Słuchaj, nie jestem umierający - wyprostował, podchodząc do stołu na którym leżały owoce. Podniósł jabłko i obrócił je, a gdy wpatrywał się w nie nieco dłużej, pojawiły się na nim szron i w końcu jabłko zniknęło pod pokrywą lodu, którą skruszył i pozwolił jej spaść na ziemię, gdzie okruchy zmieniły się w czarną maź. Znowu na nią popatrzył. - Nie potrzebuję twojej opieki. Wystarczy, że od czasu do czasu oddasz mi część swojej duszy. Chyba wiesz jak to działa? Gdybyś była człowiekiem, najpewniej umarłabyś po pierwszym pożywieniu. Huh. Ale wychodzi na to, że jesteś dzieckiem księżyca i możesz żywić mnie dożywotnie.
Wiedział, że brzmi to okropnie. Brzmi jakby miał ją kompletnie w d*pie, ale czy tak nie jest? On cholernie nienawidził dawać ludziom nadziei, że jednak ma jakieś emocje i interesuje się ich życiem, bo tak nie było. I tak stało się z Fede, która widocznie widziała w nim dobrego, biednego, głodnego demonika. Nie. Był jednym z najsilniejszych demonów swojego miotu, bezdusznym ch*jem, łamaczem serc i cnot, a co najważniejsze, karków. Posłał jej nieprzyjemne spojrzenie.
- Już raz to powiedziałem, ostatnia szansa, więcej nie będę cie upominał, ani czekał - dodał. - Powinnaś to docenić, rozumiesz prawda? K*rwa, teraz muszę iść znaleźć kogoś na boku, straciłem na ciebie ochotę.
Trudno było określić, jakie emocje reprezentowała mina lorialet. Na pewno była to mieszanka rozpaczy, irytacji, może nawet rezygnacji. I bardzo dobrze. Bez żadnego pożegnania ruszył do wyjściowych drzwi, przy których zdjął płaszcz wiszący tutaj od wczoraj, założył na siebie i otworzył je, wychodząc.
____________________
Po wyjściu, pierwsze co zrobił to wrócił do swojego pokoju w ogromnym wieżowcu, podarowanego przez państwo. Powitał go smród petów z dwóch popielniczek już na wejściu, otwarte drzwi, ulatujący dym z kuchni i zapalone światło w łazience. Wywrócił do siebie oczami rozbierając się i wszedł głębiej, by ujrzeć starszą kobietę, która siedząc jedynie w szlafroku popalała papierosa, kolejnego pewnie pod rząd i popijała kawę. Na jego widok założyła okulary i zdjęła nogę z kolana, za to podpierając brodę na dłoniach.
- Trochę ci zeszło - powiedziała lekkim tonem, przyglądając się jego ciału. Umięśnione, jednak dosyć blade, coś w nim nie pasowało, ale wciąż był niesamowicie podniecający. Zagryzła wargę i zachichotała.
- Przestań, to obrzydliwe - parsknął zaraz po odpowiedzi, która była żartem. - Nie wiedziałem, że zasnę.
- Aww, zasnąłeś ze swoją dziewczyną? Jak słodziutko - skomentowała, a demon podszedł do blatu, nalewając z czajnika czarny roztwór do ulubionego kubka. Tak, nawet nieśmiertelni mają własne ulubione rzeczy.
- To nie jest moja dziewczyna, przestań robić ze mnie marnego człowieka.
Siadając, zgarnął jeszcze kanapkę pozostawioną przez czerwonowłosą kobietę i wgryzł się, czując smak konserwowanej szynki sprzed bóg wie ilu lat. Ale nie martwiło go rozwolnienie, nie mógł go dostać. A jak się zatruje, to przejdzie w kilka minut. Równie czerwone spojrzenie co jej włosy spoczęły tym razem na jego szyi, a potem w jego ślepiach.
- Śmierdzisz nią.
- Wolisz, żebym śmierdział twoimi fajkami? - dwójka przypominała niby to małżeństwo, ale w rzeczywistości, czerwonowłosa była jego siostrą. Jedną z tych młodszych i nie należała do jego miotu, ale i tak się dogadywali. Niedawno dostała tutaj pracę jako polityk i musiała gdzieś zamieszkać, więc wybrała jego pokój. Tutaj najszybciej mogła nauczyć się, jak żyć na ziemi.
- Nie, ale to do ciebie nie podobne, żeby w ogóle interesować się takimi osobami.. uważaj - ostrzegła go.
- Nie zamierzam pogłębiać z nią stosunków, ale nie chce jej też zabijać, ciekawa z niej kobitka - młodsza siostra prychnęła i poprawiła szlafrok, zakrywając piersi które starała się wcześniej wyeksponować. Nie skomentował tego i w ciszy oboje siedzieli tak pół godziny, rozmyślając. Niestety nic nie może trwać wiecznie. Mężczyzna opuścił mieszkanie wkrótce potem, wychodząc do pracy, a gdy wrócił, znowu było bardzo późno i wygłodniały położył się spać, odrzucając zaloty demonicy. W ich świecie, równie dobrze mogliby się ożenić, a Vetur był bardzo dobrą partią. Tylko, że mało chciało mu się bawić w amory akurat z nią. I tak, po raz kolejny, minęło pół miesiąca odkąd ostatni raz ujrzał Fede.
____________________
- Przestań się wiercić - zirytowany głos czerwonowłosej sprawił, że Vetur westchnął i zaczął się wiercić jeszcze bardziej, bo garnitur wbijał mu się we wszystkie możliwe zagięcia. Jego pachy już były obtarte, a przecież dopiero go na siebie włożył. Wreszcie siostrze jego udało się zapiąć na nim guziki i poprawić wszystko tak, by dobrze pasowało.
- To jest gorsze od spotkań z ojcem.. - wyburczał i spojrzał na siebie w lustrze a potem na dziewczynę, która rozebrała się i szybko wsunęła na ciało czarną sukienkę, oraz pończochy. Popsikała się perfumą i złapała torebkę, łapiąc go za rękę i wybiegając z mieszkania. Jemu nie koniecznie się spieszyło, jej za to bardzo. Ekscytowała ją ta impreza i chciała już być na miejscu, żeby kraść spojrzenia wszystkich po kolei, gdy prowadzona jest za rękę przez takie ciacho. Była to impreza głównie dla ludzi od medycyny, ale zaproszono też polityków. Taka tam sielanka z wyższych sfer. Dotarli na miejsce za pomocą motoru, który poruszał się nad ziemią jak wszystkie pojazdy jakie widuje się na co dzień. Wreszcie weszli do środka i powitano ich szampanem oraz rozmowami i potrząsaniem rąk. Dla niej był to raj, jak już wspomniano, a dla niego katorga.
- Kochanie, przyniesiesz nam coś mocniejszego? - zapytała go odgrywając rolę kochanej żoneczki, na co on jedynie przytaknął a po odwróceniu się wywrócił oczami, podchodząc do stołu z napojami. Niechętnie uniósł wino i rozlał do trzech kieliszków, na sekundę odwracając wzrok.. i ujrzał ją. Fede. Wkroczyła na salę, lśniąc i równie mocno zwracając na siebie uwagę, co czerwonowłosa. Uniósł brwi i gapił się na nią, zainteresowany. Nie wiedział, że śmiertelniczka też może tak dobrze wyglądać w zwykłej kiecce.
- ..tur.. VETUR! Dobrze się czujesz? - młoda dziewczyna wydarła się na niego, gdy nie reagował na nią. Poszła zobaczyć, co tak długo schodzi mu przyniesienie głupich napojów.
- Co? - bardzo inteligentna odpowiedź. Ta zmarszczyła brwi i spojrzała tam, gdzie przed chwilą spoczywało spojrzenie ,,mężusia" i zrobiła zdziwioną minę.
- To ta twoja dziewczyna?
- To nie jest moja-- - ale nie zdążył odpowiedzieć, bo został pociągnięty. Dwójka demonów stanęła przed Fede, a czerwonooka pierwsza wyciągnęła dłoń.
- Esther - przedstawiła się.
Fedziu?
Od Hangagoga CD Ash'a
Spojrzałem na Mortena, a ten otworzył paszczę ziewając, ślina ciągnęła się po jego wielkich zębach. Zamknął pysk i polizał się po nim. Jego czarny wzrok spoczął najpierw na chłopaka, a potem na mnie. Westchnąłem i spojrzałem w dół na swoje nogi. Podniosłem mężczyznę i popatrzyłem mu w oczy.
- Podoba mi się twoja uległość jednak ja cię stąd nie wypuszczę. Ani nie zabije - powiedziałem jedynie i puściłem go. Spadł na ziemię z jękiem. Spojrzałem na stwora.
- Przynieś mu materac - rzekłem, a ten wyszedł, słyszałem jak jego łapy szurają po podłodze.
- Zimno tu - powiedziałem i podszedłem do okna, otworzyłem je by chłopak jeszcze bardziej się mordował. Spojrzałem na niego, dalej leżał na ziemi. Ukucnąłem obok niego, złapałem jego podbródek tak by patrzył na mnie. Płakał, widziałem strach w jego ruchach, cały drżał.
- Wytrzymaj, a wtedy spotka Cię nagroda - szepnąłem i zdjąłem swoją bluzkę podając mu ją. Chłopak spojrzał na mój brzuch, który był cały w bliznach jednak zanim zmrużył oczy ja już wstałem. Zabrał bluzkę i założył ją szybko na siebie otulając się jej ciepłem. Wszedł Morten, który ciągnął za sobą materac, który mimo iż nie jest gruby to jest dużo wygodniejszy.
- Nie hałasuj, tym razem przyniosę coś większego - powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia kierując się od razu na zewnątrz. Zabrałem po drodze bluzkę, którą od razu założyłem. Musiałem zrobić dziś badania. Wiele badań...
~~~~**~~~~
Wszedłem do swojego gabinetu i usiadłem na krześle za biurkiem. Spojrzałem na swój zegarek na nadgarstku. Już niedługo... zrobię to szybko i sprawnie. Chciałbym dziś wcześniej wrócić by pomęczyć swoich gości. Nie można ich za długo zostawiać samych... mogą sobie coś zrobić. Zamknąłem oczy i oparłem się bardziej w krześle. Miałem ochotę zasnąć i budzić się tylko na posiłek... jeśli kto jeszcze by mi przynosił jedzonko do zabicia... och... to spełnienie marzeń. Ziewnąłem i zakryłem usta dłonią, przejrzałem papiery, osób które dziś mają mnie odwiedzić. Zauważyłem, że większość to badania krwi, których nie lubię. Nie dlatego, że sram się wkładać igłę w ciało i żyły swoich pacjentów. Jednak dlatego, że widzę krew, która jest w próbkach, a ja mam ochotę wtedy zabić tą osobę i zrobić milion takich próbek. Ktoś zapukał w drzwi, a ja spojrzałem na zegarek. Dopiero za pięć minut mam zacząć przyjmować pacjentów. Jeśli, któryś z nich wszedł przed czasem to może już do mnie nie wracać. Nigdy, bo inaczej będzie miał przesrane. Jednak to nie był pacjent, ani człowiek.
- Witaj Biliamie - powiedziałem i zamknąłem teczkę z papierami. Chwyciłem za kubek kawy, który leżał na moim biurku i przyłożyłem naczynie do ust i lekko przechyliłem odsuwając oczywiście lekko mały paluszek. Bądźmy kulturalni i dobrze wychowani...
- Hani, nie żeby coś, ale ostatnio jest ich coraz więcej, a nas coraz mniej. Zabierz się do prawdziwej pracy, a nie do badania ludzi, którzy są tylko posiłkiem - rzekł, a ja odłożyłem napój na biurko zamykając przy tym oczy. Uniosłem po chwili powieki i spojrzałem na niego.
- Pracuje nad tym, zresztą zabijam więcej niż wy razem wzięci. Więc stul pysk chyba, że mam cię zjeść. A tego nie chcesz - szepnąłem, a na końcu uśmiechnąłem się.
- Wybiła godzina. Muszę zacząć sprawdzać posiłek - powiedziałem i wskazałem palcem wskazującym drzwi za nim.
- Tamtędy masz wyjść - dodałem po chwili.
- Ale... - uniosłem dłoń do góry i zacząłem pisać w papierach dzisiejszą datę.
- Tam są drzwi. Wyjdź. Do widzenia - powiedziałem i opuściłem rękę kładąc ją na biurku. Mężczyzna zły opuścił pomieszczenie, a za nim wkroczyła do środka mała dziewczynka z mamą. Dziecko trzymało dorosłego za rękę. Słodko... szkoda, że nie lubię dzieci.
- Badanie krwi tak? - zapytałem, nawet na nich nie patrząc.
- Tak - rzekła matka z lekkim niepewnym uśmiechem.
- Wspaniale, usiądź na fotelu - wskazałem miejsce po mojej lewej strony i zapisałem w swoich papierach moje obserwacje. Wstałem i podszedłem do dziewczynki, która chyba bardzo się bała. No cóż... nie odróżniam chyba strachu od bólu. Ciekawe co jest gorsze.
Ash?
- Podoba mi się twoja uległość jednak ja cię stąd nie wypuszczę. Ani nie zabije - powiedziałem jedynie i puściłem go. Spadł na ziemię z jękiem. Spojrzałem na stwora.
- Przynieś mu materac - rzekłem, a ten wyszedł, słyszałem jak jego łapy szurają po podłodze.
- Zimno tu - powiedziałem i podszedłem do okna, otworzyłem je by chłopak jeszcze bardziej się mordował. Spojrzałem na niego, dalej leżał na ziemi. Ukucnąłem obok niego, złapałem jego podbródek tak by patrzył na mnie. Płakał, widziałem strach w jego ruchach, cały drżał.
- Wytrzymaj, a wtedy spotka Cię nagroda - szepnąłem i zdjąłem swoją bluzkę podając mu ją. Chłopak spojrzał na mój brzuch, który był cały w bliznach jednak zanim zmrużył oczy ja już wstałem. Zabrał bluzkę i założył ją szybko na siebie otulając się jej ciepłem. Wszedł Morten, który ciągnął za sobą materac, który mimo iż nie jest gruby to jest dużo wygodniejszy.
- Nie hałasuj, tym razem przyniosę coś większego - powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia kierując się od razu na zewnątrz. Zabrałem po drodze bluzkę, którą od razu założyłem. Musiałem zrobić dziś badania. Wiele badań...
~~~~**~~~~
Wszedłem do swojego gabinetu i usiadłem na krześle za biurkiem. Spojrzałem na swój zegarek na nadgarstku. Już niedługo... zrobię to szybko i sprawnie. Chciałbym dziś wcześniej wrócić by pomęczyć swoich gości. Nie można ich za długo zostawiać samych... mogą sobie coś zrobić. Zamknąłem oczy i oparłem się bardziej w krześle. Miałem ochotę zasnąć i budzić się tylko na posiłek... jeśli kto jeszcze by mi przynosił jedzonko do zabicia... och... to spełnienie marzeń. Ziewnąłem i zakryłem usta dłonią, przejrzałem papiery, osób które dziś mają mnie odwiedzić. Zauważyłem, że większość to badania krwi, których nie lubię. Nie dlatego, że sram się wkładać igłę w ciało i żyły swoich pacjentów. Jednak dlatego, że widzę krew, która jest w próbkach, a ja mam ochotę wtedy zabić tą osobę i zrobić milion takich próbek. Ktoś zapukał w drzwi, a ja spojrzałem na zegarek. Dopiero za pięć minut mam zacząć przyjmować pacjentów. Jeśli, któryś z nich wszedł przed czasem to może już do mnie nie wracać. Nigdy, bo inaczej będzie miał przesrane. Jednak to nie był pacjent, ani człowiek.
- Witaj Biliamie - powiedziałem i zamknąłem teczkę z papierami. Chwyciłem za kubek kawy, który leżał na moim biurku i przyłożyłem naczynie do ust i lekko przechyliłem odsuwając oczywiście lekko mały paluszek. Bądźmy kulturalni i dobrze wychowani...
- Hani, nie żeby coś, ale ostatnio jest ich coraz więcej, a nas coraz mniej. Zabierz się do prawdziwej pracy, a nie do badania ludzi, którzy są tylko posiłkiem - rzekł, a ja odłożyłem napój na biurko zamykając przy tym oczy. Uniosłem po chwili powieki i spojrzałem na niego.
- Pracuje nad tym, zresztą zabijam więcej niż wy razem wzięci. Więc stul pysk chyba, że mam cię zjeść. A tego nie chcesz - szepnąłem, a na końcu uśmiechnąłem się.
- Wybiła godzina. Muszę zacząć sprawdzać posiłek - powiedziałem i wskazałem palcem wskazującym drzwi za nim.
- Tamtędy masz wyjść - dodałem po chwili.
- Ale... - uniosłem dłoń do góry i zacząłem pisać w papierach dzisiejszą datę.
- Tam są drzwi. Wyjdź. Do widzenia - powiedziałem i opuściłem rękę kładąc ją na biurku. Mężczyzna zły opuścił pomieszczenie, a za nim wkroczyła do środka mała dziewczynka z mamą. Dziecko trzymało dorosłego za rękę. Słodko... szkoda, że nie lubię dzieci.
- Badanie krwi tak? - zapytałem, nawet na nich nie patrząc.
- Tak - rzekła matka z lekkim niepewnym uśmiechem.
- Wspaniale, usiądź na fotelu - wskazałem miejsce po mojej lewej strony i zapisałem w swoich papierach moje obserwacje. Wstałem i podszedłem do dziewczynki, która chyba bardzo się bała. No cóż... nie odróżniam chyba strachu od bólu. Ciekawe co jest gorsze.
Ash?