sobota, 28 października 2017

Od Noir'a CD Vetur'a

Gdy mężczyzna mnie minął odwróciłem lekko głowę i odprowadziłem go wzrokiem, jednocześnie upewniając się, że zostałem sam. Spojrzałem z powrotem na stół, a dokładniej mówiąc na karteczkę pozostawioną przez zleceniodawcę. Przez chwilę wąchałem się przed sięgnięciem po nią, jednak w końcu to zrobiłem.
-"Klient nasz pan"...- mruknąłem do siebie przyglądając się podanym informacjom.
Nie jest to łatwe zadanie, tym bardziej, że od dłuższego czasu dostaje raczej zlecenia typu 'ktoś wisi pieniądze' czy 'ktoś coś podpierdolił', bądź porachunki, których powód nawet nie są mi znane. W sumie nawet nie chcę wiedzieć o co większości chodzi, tak jak i chyba w tym przypadku. Tym bardziej, że zarówno zleceniodawca jak i 'ofiara' nie wyglądają na 'zwykłych obywateli', a mi nie uśmiecha się być w coś wkręconym.
Przeciągnąłem się.
-Będzie ciekawie -powiedziałem cicho do siebie.
Schowałem kartkę do kieszeni spodni, po czym sięgnąłem po filiżankę. Przybliżyłem ją do ust jednak w chwili, w której poczułem gorzki zapach kawy skrzywiłem się i odstawiłem kubek z powrotem na stół. Podniosłem się i skierowałem do wyjścia, jednak będąc tuż przed drzwiami zatrzymał mnie głosik kobiety dochodzący zza moich pleców.
-Ekhem..
Obróciłem się, prze barze stała dziewczyna.
-Za zamówienie trzeba zapłacić- powiedziała ze znudzeniem w głosie.
Wywróciłem oczami. Obmacałem kieszenie w poszukiwaniu gotówki, po momencie wyciągnąłem kilka banknotów o mniejszym nominale. Podszedłem do dziewczyny i bez słowa płożyłem na blacie przed nią pieniądze.
-Reszta.. -usłyszałem za plecami, jednak machnąłem jedynie ręką i wyszedłem.
Wróciłem do swojego mieszkania. Siadając na kanapie zerknąłem na zegarek- przed południem. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu.
-Myśl -jęknąłem sam do siebie.
Bartlomiej, 'polityk', wampir... To będzie cholernie ciężkie. W pracy go nie dorwę, zbyt dużo potencjalnych świadków, na 'mieście' to samo. Zostaje jego mieszkanie. Pewnie będzie sporo ochrony... Ochrona. To jest to. Liczyć tylko na łut szczęścia, żeby zastać i jego rodzinkę, skoro 'klient' życzył sobie, żeby i ich się pozbyć.
-"Klient nasz pan" -mruknąłem przedrzeźniająco z małym uśmieszkiem na ustach.
Otworzyłem oczy i pochyliłem się do przodu opierając łokcie o uda, pozwalając dłoniom zawisnąć między kolanami. Tylko co ja mam mu przynieść... "Coś co do niego należały"... Coś jego... Hmm... Wampir. Coś co jest jego. Jasne.
Podniosłem się, obszedłem sofę i wszedłem do kuchni. Nie ma sensu myśleć o pustym żołądku, więc szybko zrobiłem herbatę i usmażyłem jajecznicę, po czym wróciłem na sofę, do rozmyślań nad szczegółami planu, przerywanymi chwilami powolnego jedzenia.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 16, cel powinien być w swoim mieszkaniu. Podniosłem wzrok na budynek. Przede mną wznosił się luksusowy wieżowiec. Cudownie. Tak jakby 'Ci lepsi' nie mogli mieszkać gdzieś indziej. Na uboczu najlepiej. Westchnąłem ciężko chowając jednocześnie telefon z powrotem do kiszeni. Poprawiłem plecak na ramionach i ruszyłem. Idąc powolnym krokiem rozglądałem się wokół udając zainteresowanego wszystkim co jest wokół, przy okazji sprawdzając i zapamiętując czy, gdzie i jak liczna jest ochrona. Obszedłem budynek dookoła. Nie obeszło się bez jakże zabawnych komentarzy kilku ochroniarzy i mieszkańców owego wieżowca. Na tyłach budynku dostrzegłem swoją przepustkę do środka. Stał tam jeden koleś. Palił. Nie wyglądał na świadomego mojej obecności, lepiej dla mnie, dodatkowo wokół było sporo drzew i przeróżnych krzewów, znowu- same plusy. Zaszedłem nieświadomego mężczyznę od tyłu, po czym założyłem mu dźwignię na szyję i zacząłem go podduszać. W momencie, w którym przestał się szarpać puściłem go, nie potrzebne mi dodatkowe przypadkowe ofiary. Ułożyłem go na ziemi, rozebrałem z munduru, następnie wyciągnąłem linę z plecaka i związałem go. Szybko przebrałem się w jego umundurowanie, a samego nieprzytomnego zaciągnąłem w krzaki zacierając wszelkie ślady. Zarzuciłem plecak na ramiona, poprawiłem rękawiczki, oraz czapkę, jak dobrze, że po tylu latach ochroniarze nadal je noszą, przynajmniej mam jak ukryć włosy i chociaż trochę przysłonić twarz. Wszedłem do budynku bez żadnego problemu. Nie spodziewałem się, że pójdzie tak gładko.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. Penthouse, nie wiem czego innego się spodziewałem. Zrobiłem dwa kroki do przodu, drzwi windy zamknęły się tuż za mną. Rozejrzałem się. Nikogo nie widać, cisza. Czyżbym się pomylił?
-Cholerna winda. Pewnie znowu się zepsuła -rozbrzmiał męski głos.
Ktoś zaczął się zbliżać. Przylgnąłem plecami do ściany wyczekująca, aż ktoś się wyłoni zza rogu. Po chwili moim oczom ukazał się dosyć postawny mężczyzna. Bartlomiej. Nie dając mu chwili na reakcje, gdy już mnie dostrzegł, doskoczyłem szybko do niego, uderzając dłonią w tzw. 'jabłko adama'. Mężczyzna zaczął sie dusić i upadł na podłogę. Przez jakiś czas nie będzie w stanie zrobić niczego.
-Co się dzieje -w głębi domu odezwał sie zaniepokojony damski głos, a za raz po nim zaczął rozbrzmiewać charakterystyczny dźwięk butów na obcasie.
-Kochanie, co jest -kobieta podeszła do mężczyzny, po czym podniosła wzrok na mnie.- Kim pan jest i co pan tu robi?
Bez słowa stałem z lekko pochyloną głową, tak by moja twarz była niewidoczna dla potencjalnych świadków i kamer monitoringu. Wyciągnąłem nóż. Kobieta wstała.
-Proszę to odłożyć -zrobiłem krok w jej stronę.- Proszę się do mnie nie zbliżać.
Nie mogła uciec, nie miała gdzie, po chwili byłem przy niej. Próbowała się bronić, jednak bez skutku. Przyciągnąłem ją do jej męża i kazałem klęknąć przed nim. On nie miał wyjścia, musiał patrzyć. Przyłożyłem nóż do szyi kobiety i w kilku-kilkunastu sprawnych cieciach odciąłem jej głowę. Jej ciało upadło bezwładnie, krew była wszędzie. Wskazałem nożem na mężczyznę. Podszedłem do niego, kucnąłem od tyłu nad nim, po czym trzymając za włosy odchyliłem jego głowę do tyłu i powtórzyłem czynność. Ostrze nie wchodziło już aż tak gładko i musiałem użyć znacznie więcej siły. Puściłem głowę ofiary. Teraz tylko została jeszcze jego córka. Nie szukałem jej długo, spała na kanapie w salonie. Z nią rozprawiłem sie identycznie jak z jej rodzicami. Wróciłem do ciała mężczyzn, po czym ściągnąłem z palca trupa obrączkę, może to będzie wystarczający 'dowód'. Jednak jako dodatkową 'własność' ofiary postanowiłem wziąć coś jeszcze. Wziąłem odcięta głowę Bartlomiej i wyrwałem jego kły. Czegoś 'bardziej jego' raczej bym nie znalazł.
Wszedłem do windy, zbiłem szkło kamery, po czym korzystając z chwili przebrałem się w swoje ubrania. Wyszedłem z budynku jak gdyby nigdy nic. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę- 17:40. Nie najgorzej. Z drugiej kieszeni wyciągnąłem kartkę od zleceniodawcy, po czym zadzwoniłem pod podany numer.
-Zlecenie wykonane, czekam na miejscu za dwie godziny -rzuciłem po sygnale świadczącym, iż ktoś odebrał, po czym równie szybko rozłączyłem się.
Przed zawitanie w umówionym miejscu zahaczyłem o swoje mieszkanie na szybki prysznic, bądź co bądź, jednak krew na twarzy i jej zapach może zwracać uwagę.

Wszedłem do środka kawiarni. Siedziało tam kilka osób, jednak wśród nich nie było mężczyzny, który zlecił mi zadanie. Zająłem miejsce z tyłu, bardziej w kącie, tak by widzieć drzwi. Po niecałych dziesięciu minutach przyszedł zleceniodawca. Utkwiłem w nim wzrok do mementu, aż znalazł się przy stoliku, przy którym siedziałem. Zdjął płaszcz położył na miejscu obok siebie, po czym rozsiadł sie wygodnie. Bez słowa położyłem przed nim obrączkę ofiary. Mężczyzna spojrzał na przedmiot i bez większego wzruszenia przeniósł wzrok znowu na mnie. Wydawał się mówić, że to za mało. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej mały woreczek, w którym znajdowały się, muszę przyznać, dosyć pokaźne kły ofiary, po czym położyłem go na stół. To powinno mu się bardziej spodobać.


<Vetur? Może być? xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics