Menu

niedziela, 5 listopada 2017

Od Noir'a CD Vetur'a

Stanąwszy na korytarzu usłyszałem zamknięcie drzwi tuż za sobą. Zerknąłem za siebie upewniając się, że na pewno są zamknięte, po czym oparłem się o nie tyłkiem. Chyba chce mi się więcej... Przetarłem twarz dłońmi. ...więcej alkoholu. Tak. Zdecydowanie więcej. Po, dosłownych, sekundach namysłu odepchnąłem się dłońmi od drzwi mieszkania Vetur'a i ruszyłem przed siebie, nakładając w międzyczasie bluzę.
Po kilku minutach nalazłem się przed budynkiem. Odszedłem kilka kroków od wejścia, zatrzymałem się i zacząłem się rozglądać. Gdzie by tu pójść... Dobra jebać, wyjdzie w praniu gdzie pójdę. Wcisnąłem dłonie w kieszenie bluzy i poszedłem przed siebie.
Po kilkunastu minutach bezsensownego marszu połączonego z poszukiwaniami jakiegokolwiek baru czy czegoś innego, gdzie mógłbym dalej się alkoholizować, wszedłem do jakiegoś pierwszego lepszego klubu, który z zewnątrz wyglądem raczej przypomina tani burdel oblegany przez dosyć wypitych facetów, którym jest już wszystko jedno gdzie są i co robią. Prześlizgnąłem się miedzy tańczącymi, a raczej dziwnie ocierającymi się o siebie, wyglądającymi jak gdyby dostali ataku padaczki, ludźmi wprost do baru. Zająłem miejsce na jednym z wolnych krzeseł barowych i przywołałem barmana podnosząc dłoń.
-Co podać? -po krótkiej chwili oczekiwania rozbrzmiał niski głos zza baru.
-Cokolwiek byle by było mocne -odpowiedziałem opierając jednocześnie łokcie o blat baru.
Mężczyzna sięgnął po butelkę i nalał coś co w niej było kieliszka, po czym postawił go przede mną i poszedł obsługiwać innych. Utkwiłem wzrok w szkle, po kilku krótkich chwilach jednak przechyliłem je szybko, wypijając całą zawartość. Skrzywiłem się. Jest moc. Za chwilę poszedł kolejny i kolejny, i kolejny, i kolejny. W końcu podniosłem się i zapłaciwszy za to co wypiłem wyszedłem. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się tak 'luźno' i dało się przejść bez przeciskania się między osobami.


Zacząłem szukać po omacku źródła cholernego dźwięku, który nie dawał mi spać- telefonu. Otworzyłem oczy, podniosłem się lekko i po namierzeniu, telefonu wziąłem go i odebrałem połączenie od razu ustawiając na tryb głośni mówiący.
-Tak? -zapytałem zaspanym głosem.
-Gdzie ty, do cholery, jesteś? -znajomy głos, ale czyj?
-Jak to gdzie?
-Od godziny próbujemy się do ciebie dodzwonić -Jacy my?, nagle rozbrzmiał donośny sygnał karetki.- Masz tu być za 10 minut.
Usiadłem na skraju łóżka, czytaj kanapy. Przetarłem twarz dłońmi.
-Czekaj co? Gdzie mam być?
-Kurwa, nie interesuje mnie to jak to zrobisz, ale masz tu być. W szpitalu. Za 10 jebanych minut -sygnał zakończenia rozmowy.
Spojrzałem na zegarek- po 12.
-Ja pierdoleee -zerwałem się z łóżka, przebrałem się i wybiegłem z mieszkania, za pewne zapomniałem je zamknąć... trudno.
Wbiegłem do budynku szpitala. Nie spodziewałem się tego co zobaczyłem.
-Za takie spóźnienie dostaniesz po kieszeni -rozbrzmiał ten sam głos, Matt- też lekarz, siedzi tu dłużej niż ja.
Powiedz mi coś czego nie wiem geniuszu.
-Ogarnij się szybko. Mamy sporo roboty.
-Co jest?
-Zajebiście duży wypadek. Możesz się cieszyć, w końcu nie będziesz siedzieć przy papierach -nie odpowiedziałem.- Idź od razu do 5-tki. Rodząca kobieta, uczestnik wypadku.
-Co czemu ja?
-Wszyscy są zajęci -kolejny sygnał, ludzie zaczęli biegać.- Ja idę operować. Powodzenia.
Poszedł zostawiając mnie samego. Przebrałem się i poszedłem do wskazanej sali. Na łóżku leżała młoda kobieta, obok stały dwie pielęgniarki.

Najgorsze 2 godziny życia uspokajania i potwierdzania, że wszystko jest dobrze, że musimy nadal czekać na odpowiednie rozwarcie. W końcu jednak kobieta zaczęła rodzić. W tym samym czasie zaczął dzwonić mój telefon. Powiedziałem jednej z pielęgniarek, żeby śmiało wyjęła go z mojej kieszeni i rozłączyła się, bo 'mam zajęte ręce'. Cała czerwona na twarzy na początku próbowała przekonać, że przecież nie może tego zrobić, ale jednak zrobiła to, gdy kobieta leżąca na łóżku zaczęła na nią krzyczeć, że przez ten dzwonek 'kurwicy dostanie i nie urodzi'. Ah te kobiety. Po kilku minutach telefon znowu zaczął dzwonić. Poleciłem tej samej pielęgniarce, żeby go odebrała i przytrzymała go skoro i tak ma go w rękach. Zrobiła to.
-Przepraszam, to nie jest najlepszy moment na rozmowę -zacząłem nie dając dojść do głosu rozmówcy, w sumie nawet nie wiem kto nim jest. Kobieta znowu zaczęła krzyczeć.
-Świetnie ci idzie. Jeszcze trochę i będzie po wszystkim -mówiłem ciągle mając telefon obok.


Halohalo kto to pisze takie dupne opo? Anotak. To ja.  <Vetur?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz