Z reguły nie wchodzę z własnej chęci do takich zaszczurzonych nor jak ta. Butelki do połowy wypełnione podejrzaną cieczą walają się pod nogami, szkło kruszy się pod nogami. Chodzę jak na szpilkach, prowadząc u swego boku swojego ścigacza. Za każdym razem jak wdepnę w coś miękkiego, mam nadzieję, że to błoto zamiast maź z roztrzaskanych głów zmieszanych z zwierzęcymi/ludzkimi odchodami. Moje kroki wydają dziwne plaśnięcia. Motor cicho pomrukuje. Czuję na sobie sępi wzrok tutejszej społeczności; zataczających pseudo-psychologów martwiących się o moje problemy i mój stan konta, ich pyskatych konkubin oraz tych małych, drących ryje pokrak co spłodzili.
Gdy z prawej słyszę krzyki, odwracam głowę w lewą stronę. Przypadkiem napotykam się wzrokiem z handlarzem tanich zgonów. Skinieniem głowy przychlast pokazuje mi, gdzie iść, by to dostać. Ignoruj, mówię sobie w duchu. Czuję się jak w domu z dzieciństwa. Jedynym powodem, dla którego dałem się tu wciągnąć, jest ona. Białowłosa piękność. Bogini beztrosko stąpająca wśród ziemskich burdeli. Człowiecza, lecz swoim sposobem bycia również nieziemska. A jej zapach... Ugh, chodzę za nim jak pies policyjny za narkotykowym baronem. Czuję w nim beztroskę, zmęczenie i młodość. Czuję, że jest nieskażona. Nietypowa, coraz rzadziej spotykana ludzka kobieta. To ideał, którego szukam.
Moja głupiutka Alicja prowadzi mnie wprost do króliczej nory, a ja idę posłusznie, świadom, że to może być podpucha. Już raz słyszałem o ładnych panienkach-przynętach na demony wśród gangsterskich karteli. Cóż mogę poradzić na swoją naiwną naturę. Złapałem jej haczyk, a ona, być może niczego nieświadoma, ciągnie mnie za sobą w głąb czarnej dziury. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Podejrzewam, że resztę wieczoru spędziłbym mniej produktywnie.
Staram się zachować dystans na oko 10 metrów. I tak już od kwadransa. Ślicznotka nie spojrzała się ani razu do tyłu, ani na boki. Po prostu idzie, swoim wdziękiem rozdzierając obraz biedy dumna jak paw. Zupełnie jakby myślała, że wokół niej jest niewidzialna bariera ochronna przed atakiem. Kręcę głową. Ona poprawia swoje słuchawki i odrzuca na bok pukiel długich włosów. Zatrzymuje się, przez co serce staje mi w gardle. I błagam w myślach "Nie odwracaj się. Pokołysz dalej bioderkami.". Przyznaję bez bicia, patrzyłem. Trudno nie zauważyć czegoś, co ma się przed oczami. Inni też patrzą. Śmielsi gwiżdżą, chcą podejść, lecz potem wchodzę im w paradę ja, szczerząc kły na nich. Spierdalać, stuleje. Możecie sobie gwałcić tutaj dziesiątki kobiet dziennie, lecz od tej łapy precz! Jest moja!
W końcu zmniejszam dystans. W powietrzu unosi się narastające napięcie. Mam przeczucie, iż za moment jakaś grupa bydlaków spod ciemnej gwiazdy wyjdzie z nie wiadomo skąd i tyle ją widziałem. A niech to! Wykrakałem...
Dwóch typków podnosi zadki z miejsc i rusza za boginią. Na szczęście są w tyle. Bez zawahania odpalam motor. Silnik dźwięcznie zaryczał, przekreślając im drogę. "Wybacz, muszę cię wyrwać z twojego świata teraz", przeleciało mi przez myśl, zatrzymując się przed nią.
- Dziewczyno, oszalałaś?! Życie ci niemiłe, ze w takie dzielnice wchodzisz?! - nie wiem czemu, ale wrzeszczę na nią.
A ona stoi i nie rozumie. Zdjęła słuchawki i się rozglądnęła. Zdaje mi się albo trochę się przestraszyła.
- Tak, do ciebie mówię. Mogę cię stąd zabrać, jeśli nie chcesz by coś ci się stało - wskazuję na panów w tyle - Decyduj się teraz - poganiałem stanowczo.
Fuyu? Mam dwa kaski!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz