Menu

środa, 6 grudnia 2017

Od Noir'a CD Vetur'a

Spojrzałem prosto w jego złote oczy. Po raz pierwszy chyba, nie jestem w stanie określić jakie emocje kierują osobą, na którą patrzę. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie to co powiedział. Poczułem się zupełnie tak, jakby serce podeszło mi do gardła.
-To nie jest takie łatwe- wymamrotałem cicho w końcu przymykając na moment oczy.
-Jest -odparł twardo.- Nie przyjmuj więcej zleceń. Zostaw to -mówił nie spuszczając ze mnie wzroku.
Teraz dla odmiany czuję się raczej jak dziecko, które coś przeskrobało i jest karcone przez rodzica. Spojrzenie Vetura wręcz parzyło, czując, że on tego nie zrobi, spuściłem wzrok i obróciłem głowę w bok. Powierzchnię całych pleców opanowało nieprzyjemne mrowienie połączone z piekącym bólem. Syknąłem cicho z bólu. Jednak demon nie zwrócił na to uwagi, nie miał chyba najmniejszego zamiaru, żeby mnie 'puścić'. Do pokoju weszła staruszka- właścicielka tego mieszkania. Skorzystałem z okazji, ciemnowłosy spojrzał na kobietę rozluźniając się trochę, a ja wyślizgnąłem się pod jego ręką i podszedłem do kanapy. Nałożyłem koszulkę i kurtkę, przy okazji każde podniesienie rąk kwitując grymasem bólu na twarzy. Kobiecina chwiejnymi krokiem doszła do dużego fotela, po czym rozsiadła się w nim wygodnie.
-Och chłopcy, wy to uważajcie na siebie -rozbrzmiał zachrypnięty, lecz ciepły kobiecy głos.- W tych czasach jest bardzo niebezpiecznie -westchnęła.
Spojrzałem na demona. Cały czas wodził za mną wzrokiem z tą swoją nader poważną miną stając pod ścianą. Skierowałem wzrok z powrotem na staruszkę podchodząc bliżej niej.
-Dziękujemy za pomoc -odezwałem się w końcu zwracając się do kobiety.
-Nie dziękuj mi złociutki -pokręciła głową- tylko swojemu przyjacielowi, który się tobą zajął -uśmiechnęła się.
Mój wzrok znowu spoczął na mężczyźnie, który właśnie zakładał płaszcz. Rzeczywiście, jestem mu coś winien.
-Dziękujemy -powiedziałem znowu z małym uśmiechem na ustach.
Ruszyłem do wyjścia, Vetur za mną. Tuż przed wyjściem z tyłu dało się usłyszeć ciche nucenie jakiejś starej, dawno zapomnianej przez świat piosenki. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się na ulicy. Z nocnego nieba zaczynały spadać pierwsze białe płatki białego puchu. W połączeniu z jeszcze istniejącymi kałużami z porannego deszczu, nie jest to super idealna rzecz. Odeszliśmy, kilka kroków od mieszkań, wzdłuż ulicy. Panującą cisza stawała się nie do zniesienia.
-Jeżeli chcesz wiedzieć -zacząłem- to sprawdziłem go.
-To po jaką, kurwa, cholerę tam poszedłeś? -jego reakcja była natychmiastowa.
-Poradziłbym sobie -mruknąłem.
-Ta, widziałem jak sobie 'radziłeś'. Czy wam na prawdę nie zależy na życiu? -w jego głosie dało się wyczuć mocną irytację.
Nie odpowiedziałem nic. Nie muszę się z niczego tłumaczyć. Przynajmniej nie teraz. Teraz, chyba raczej obaj woleliśmy iść dalej w ciszy i nie nakręcać się już niepotrzebnymi słowami. Minęło kilkanaście minut naszego cichego marszu i jedyne co dało się usłyszeć to, to jak się trzęsę- temperatura ewidentnie zbliżyła się do zera stopni, i jak da się zauważyć, nie jestem za bardzo fanem zimna. Przez ten cały czas w głowie siedziało mi jedno Czemu? Czemu on się tam pojawił? Czemu mi pomógł? Przecież zasadniczo jestem nikim- takich jak ja jest mnóstwo, wystarczy dobrze się rozejrzeć. To mi nie da spokoju, muszę wiedzieć. Zatrzymałem się. Demon zrobił jeszcze kilka kroków, po czym także się zatrzymał i odwrócił w moją stronę z pytającym wzrokiem.
-Po co poszedłeś za mną? -po tym pytaniu wcale nie zrobiło mi się lżej.
-Ruckus nie jest jakaś tam pierwszą lepszą sobą. On by cie tam z łatwością zabił -odpowiedział po chwili.
-Dzięki za wiarę we mnie.. -wymamrotałem pod nosem.- I tylko temu? -parsknąłem.
-Tylko? Czyli co? Wolałbyś, żebym to zostawił? Żebym cie stamtąd nie wyciągał? -zaczął podchodzić wolnym krokiem w moją stronę.- Wolałbyś.. No nie wiem... Zdechnąć w tym pierdolonym klubie? -zatrzymał się tuż przede mną.- Następnym razem, nie licz na jakąkolwiek pomoc z mojej strony -jego spojrzenie było przepełnione gniewem.
Na mojej twarzy pojawił się mały zadziorny uśmiech.
-Następnego razu nie będzie -powiedziałem na wydechu.
Spojrzenie Zimny momentalnie zmieniło się.
-I nie patrz się już tak na mnie, proszę -dodałem.
Zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej. Nie przyłóż mi tylko znowu.. Powoli położyłem dłoń na jego biodrze, ciągle obserwując jego twarz i reakcje na to co robię- czy mi pozwala na to. Nie ruszył się, nic nie powiedział, czyli można założyć, że nie sprzeciwia się. Przyciągnąłem go lekko do siebie, tak że wręcz prawie stykaliśmy się biodrami. Przesunąłem dłoń wyżej i dołożyłem drugą, mniej więcej na wysokości talii zatrzymałem się i objąłem go. Ciepło bijące od jego ciała tak przyjemnie grzało. Po krótkiej chwili poczułem jego ręce na moich plecach. Tak, to jest coś, co chciałem zrobić od momentu kiedy go zobaczyłem. I dopiąłem swego. Przez moje ciało przeszły dreszcze, Vetur chyba czując to zaczął gładzić mnie po plecach jedną dłonią- co przyznam, jest cholernie przyjemne. Uśmiechnąłem się do siebie, jednak uśmiech szybko zmienił się w grymas bólu. Syknąłem cicho i odsunąłem się od mężczyzny. Czułem jak krew przesiąka przez bandaż i to jak jej stróżki spływają już bez najmniejszego oporu wzdłuż moich pleców.
-Nie umiesz, pewnie, tak całkowicie przypadkowo, szyć co? Czuję, że bez tego się nie obędzie.. -w odpowiedzi demon jedynie pokiwał przecząco głową.- Cholera -jęknąłem wyciągając telefon z kieszeni. Wybrałem numer i po chwili było słychać sygnał łączenia, a następnie ciche ziewnięcie 'po drugiej stronie'. Odszedłem na bok, żeby na spokojnie załatwić 'sprawę'. Rozmowa nie zajęła długo, maksymalnie minutę, po czym wróciłem do Vetura.- Pomógłbyś mi wrócić do mieszkania? -zapytałem z tępym wyrazem twarzy, czując jak robi mi się niedobrze.
-Em.. Jasne -odpowiedział.
Ruszyliśmy dalej wolnym marszem przed siebie. Znowu w milczeniu, jednak tym razem bez tej całej ciężkiej atmosfery wiszącej w powietrzu. W niecałe 40 minut dotarliśmy na już bardziej znajomą ulicę, a po kolejnych 5, byliśmy już przed wejściem do bloku. Tam też czekał Ivan, po którego wcześniej zadzwoniłem.
-No wreszcie -powiedział wstrzymując ziewanie.- Ile można czekać?
-Tak wyszło. Masz wszystko? -zapytałem krótko.
-Ledwo znalazłem nici, ale jest wszystko -wychylił się spoglądając za mnie, po czym znowu stanął prosto.- A to jest..? -zapytał cicho.
-No tak -zrobiłem krok w bok odsłaniając demona.- Ivan- Vetur. Vetur- Ivan -spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami.- Więcej o sobie wiedzieć nie musicie, a teraz, raz raz na górę zanim zemdleje, ok? -wymamrotałem szybko.
Bez dalszych tłumaczeń weszliśmy do środka. Kolejna chwila i jesteśmy w mieszkaniu. Ściągnąłem z siebie kurtkę i bluzkę, i rzuciłem je na podłogę. Kątem oka zobaczyłem Zimę opierającego się o ścianę z założonymi rękoma. Ivan za to, także zdjął kurtkę, po czym zaczął przeszukiwać plecak i wyjmować z niego potrzebne rzeczy. Ja w tym samym czasie zrzuciłem wszystkie graty ze stołu, po czym usiadłem na nim czekając na Ivana, który za raz podszedł do mnie ze strzykawką i małą buteleczką w dłoniach. Nabrał płynu i przyłożył igłę do wcześniej odkażonej skóry ramienia.
-Co to jest? -rozbrzmiał głos Vetura.
-Znieczulające, przeciwbólowe i słaby antybiotyk -odparł stojący obok mnie chłopak.
-Może jakiś dokładniejszy opis? -dopytywał.
-Może się po tym zachowywać jak naćpany, ale na pewno mu to nie zaszkodzi -Ivan spojrzał na mnie wymownym wzrokiem z lekkim uśmiechem.- Tylko ktoś będzie musiał z nim zostać przez kilka następnych godzin, bo nie ręczę za to co może robić -dodał poważnym głosem.
I w sumie ma rację. Pomaga mi w takiej sytuacji nie po raz pierwszy. Aż się dziwię po tym, co było ostatnim razem. W końcu wbił igłę wtłaczają płyn w mój krwiobieg. Zdjął bandaż, który założył demon, obejrzał rany i kazał położyć się na stole na którym siedziałem. Po odczekaniu kilku minut, aż znieczulenie zacznie działać, wziął się w końcu z zszywanie ran.





| I tu przestanę, bo zjebie to jeszcze bardziej. Veturku? Kocham. Buzi. |


*to ja*

tyler joseph, twenty one pilots, and josh dun image

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz