Menu

sobota, 25 listopada 2017

Od Thyone'a do Noir'a

Donośny, irytujący dźwięk rozbrzmiał echem w korytarzu. Był mi znany bardzo dobrze, jednak nie byłem pewien jakie dokładnie uczucia we mnie wywołuje. Głucha cisza. Raz po raz przerywana stuknięciami obcasów o podłogę.
- 204! - ponury, głęboki głos strażnika wdarł się do celi tuż po otwarciu jej drzwi.
To plugawe imię, które za każdym razem było mi tu przydzielane wywarło obrzydliwy grymas na mojej twarzy. Bez pośpiechu zwlokłem się ze swej pryczy. Miałem świadomość, że tym zagraniem denerwuję strażnika jeszcze bardziej. Nic jednak nie powiedział. Czekał grzecznie, aż łaskawie do niego podejdę. Gdy znalazłem się już wystarczająco blisko pochwycił moje ramię gwałtownie. Uścisk nie należał do najmilszych, dlatego chcąc nie chcąc syknąłem pod nosem. Zatrzasnął wejście od celi, a ręce skuł, by ograniczyć swobodę ruchów. Przyznam, że nie jestem dla nich obcą twarzą, ale nigdy nie będę tu mile widziany. Nawet współlokatorzy odsiadki niespecjalnie za mną przepadali. Cóż, ze wzajemnością.
Zostawił mnie na chwilę samego. Za pewne poszedł dokończyć wszelkie papiery związane z moim wypisem. Wiedział, że jestem już za stary na zabawy w kotka i myszkę, zwłaszcza w dniu wyjścia. Cholera, kiedy stałem się, aż tak przewidywalny.
- Wychodzisz. - mruknął. - Nie spierdol tego po raz kolejny. - dodał, oswabadzając moje dłonie. - Mam dość oglądania Twojej mordy. - na pożegnanie wypchnął mnie przez próg. Mogłem się tego spodziewać, ale reaguję zbyt wolno. Próbowałem upaść na ręce, lecz skończyłem w dziwnej pozycji z poobijanymi łokciami i zdartym policzkiem. Pozbierałem swą dumę z ziemi jak najszybciej mogłem. Nie miałem zbyt wiele do wyboru. Mieszkanie, które kiedyś wynajmowałem... No tak, już nie wynajmuję. Dlatego wybrałem się na plażę. Idealne miejsce, by truć swoje ciało, a matka natura wraz z przypływem sama za ciebie posprząta.
Zanim się tam jednak dostanę czeka mnie długa droga przez komunikację miejską. Chyba nie ma nic gorszego, niż przepełnione spoconymi ludźmi pojazdy. Zwłaszcza, kiedy ktoś bez przerwy mruczy pod nosem o Twojej osobie.
- Wszystko okej? - skrzeczący, ale z pewnością męski głos mówił jakby przede mną, jednak zdawało się, że zachowuje pewien dystans. - Krew ci się leje z nosa. - skwitował. Nie brzmiał przejmująco, więc po co o tym w ogóle wspomniał?
- Co? - zmarszczyłem brwi i odruchowo przetarłem łuk kupidyna. - Faktycznie. - przyznałem racje i z braku chusteczek odchyliłem głowę do tyłu.
- Tak się nie robi, jezu. - był wyraźnienie zażenowany moją postawą.
- W takim razie mam pozwolić żeby zalało mi pół twarzy i ubrań? - to było dość oczywiste, ale nie chciałem wszczynać kłótni, dlatego zamiast go obrażać, wplotłem w słowa nutę irytacji.
- Nie możesz po prostu wrócić do domu?
Naprawdę, tak chciał pogrywać? Uwierz mi, że z chęcią bym wrócił do domu.
- Nie do końca, nie jestem stąd. - burknąłem sam do siebie.
- Co? - powtórzył znacznie schylając się ku mojej twarzy. Dopiero teraz do mnie dotarło ile nas dzieliło.

Noir?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz