Menu

środa, 1 listopada 2017

Od Andromedy CD Liama

– „Co mała?" – prychnęłam pod nosem, kiedy przemiły gość postanowił się ulotnić wraz z Piotrem.
Zdecydowanie nie podobało mi się przedmiotowe traktowanie. Ciekawiło mnie to, czy aby tylko ja posmakowałam grubiaństwa z jego strony, czy może wszystkie kobiety. 
Zdenerwowana, zaczęłam przekręcać sukienkę. 
– Znaj swoje miejsce przy garach. – Przedrzeźniałam go ze zmienionym głosem. 

Nagle do atelier wbiegł zdyszany Piotr, który gorączkowo zaczął krzątać się po pracowni. 
– Kto to jest? – z irytacją w głosie zwróciłam się do niego. 
Malarz uśmiechną się pod nosem i nie przerywając nerwowego chodzenia po pokoju odparł:
– No Liam. 
Wzięłam wdech. Zamknęłam oczy. Wydech. Moje zdenerwowanie sięgało zenitu.
– Skąd ty go wytrzasnąłeś?! – Dłonie zaczęły mi się trząść z frustracji.
Mężczyzna zauważył, że jestem na granicy wytrzymałości. Podszedł i pogładził mnie po ramieniu.
– Andziu. – Zawsze zdrabniał moje imię: – Wiem, że masz swój świat i że kochasz otaczać się ładnymi rzeczami. Nie mówię, że to źle, bo słowo daję, że znam takich, którzy chcieliby być na twoim miejscu, ale to nie jest prawdziwe. Nie wszyscy ludzie...
– Ja wiem. – Przerwałam mu w pół zdania: – Ja naprawdę wiem, że nie jest tu cudownie. Ja nie chcę, żeby wszyscy cytowali mi Hamleta na wyrywki. Ale, cholera jasna, jak można z miejsca posądzać kogoś o kradzież?! I... I... I nawet się nie przywitać?! Czy to naprawdę tak wiele?
Malarz przez chwilę milczał.
– Wszyscy mieliśmy dzisiaj gorszy dzień – westchnął, po czym wrócił do poszukiwań.
– Czego ty właściwie szukasz?  
– Po wodę przyszedłem – odpowiedział, napełniając kubek kranówką.
Usiadłam na przykurzonym krześle, które stało w kącie tej całej rupieciarni. Przez chwilę obserwowałam Piotra, który obmywał sobie poplamioną twarz, dopiero teraz znalazł czas aby się umyć. 

– Przepraszam – wypaliłam po chwili.
Spojrzał na mnie lekko zdziwiony z pytaniem w oczach.
– Za to że się narzucam – wyjaśniam: – Wiem, że czasem jestem jaka jestem.
Ale to on zaczął – dopowiedziałam sobie w głowie. 
Malarz uśmiechnął się pod nosem, nic nie mówiąc. Miałam wrażenie, że słyszał, to o czym przed chwilą pomyślałam, choć wiedziałam, że to nie możliwe. Był tak samo nędznym człowiekiem jak ja.
– Dlaczego on wyszedł? – Przerwałam ciszę: – Co tu się właściwie dzieje?
– Liam jest wilkołakiem – odrzekł beznamiętnie malarz. 
Spojrzałam na niego wymownie. Oboje wiedzieliśmy jak ostatnim razem skończyło się malowanie wilkołaków... Wszystkie okna do wymiany, dziesiątki poniszczonych prac, których nie dało się już potem odzyskać. 
– Dlaczego ty to zawsze robisz? – zapytałam bardziej sama siebie niż jego.
Piotr wziął kubek wody i skierował się ku wyjściu.
– Czekaj! – rzuciłam w jego stronę: – Skoro to ja cię sponsoruję, to chcę być przy portretowaniu tego całego Liama.
Czułam, że z jego obecności tutaj nie wyniknie nic dobrego.
– Nie wydaje mi się żeby... – zaczął Piotr, ale mu przerwałam.
– Gdyby nie ja, to gówno by miał, a nie obraz za darmo, że tak się wyrażę.
Mężczyzna spojrzał w moją stronę i z tym swoim tajemniczym uśmieszkiem odrzekł:
– Masz rację, ale nie wydaje mi się, abyście się polubili – ostrzegł.
– Bardziej od niego zależy mi na twoich obrazach. Nie możemy dać mu zniszczyć twoich malunków, tylko dlatego, że nie będzie umiał się kontrolować.
– Jak tam sobie chcesz – odparł malarz i ruszył ku Liamowi. 

<Liam? Chciałam cię prosić o to, abyś robiła/robił lepszą korektę, (nie mówię, że się przecinki mają zgadzać co do joty, ale fajnie by było jakby po wszystkich kropkach i myślnikach były spacje itd.) bo trudno mi było cię rozczytać> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz