Ciekawe, czy na tym świecie istnieją inne stwory. Może podobne do mnie? Albo całkowicie inne. Ze szponami, ze skrzydłami, z czerwonymi oczami, z długimi kłami, czy może o tak przedziwnym wyglądzie, że nikt nie byłby w stanie ich sobie wyobrazić. Nemide jednocześnie ciężko jak i łatwo jest wymyślić jej wygląd. Wszystko jest możliwe, może mieć wszystko we wszystkim i nic, ale czasem brakuje tej wyobraźni.
Z rękoma w kieszeni szłam chodnikiem oglądając miasto. Każdy szedł w swoją stronę, nie przejmując się innymi. Zostali wyrwani z transu swojego życia dopiero wtedy, gdy w powietrzu rozległ się alarm. Wszyscy nagle podnieśli głowy do góry i się zaczęli rozglądać w poszukiwaniu źródła dźwięku. Robiłam to samo, z szeroko otwartymi oczami. Każda podobna interwencja mnie ciekawiła pod tym względem co się dzieje i dlaczego. Drugie pytanie było najważniejsze. Chciałam wiedzieć jakie zasady tutaj panują, może takie same jak w moim świecie? Albo chociaż podobne?
Przede mną przejechało parę radiowozów, które zatrzymały się z piskiem opon parę metrów dalej. Stałam w miejscu i z zaciekawieniem przyglądałam się akcji. Gonili szarą furgonetkę, która nie wyrobiła się na zakręcie ze swoją szybkością i wywróciła się na bok. Przejechała w ten sposób pewną odległość, ale nim policja zdążyła okrążyć miejsce, drzwi od strony kierowcy i z tyłu zostały otwarte. Widziałam, jak jakiś człowiek wybiega z tylnych drzwi i ucieka w stronę bloków. Drugi człowiek, który wysiadł jako kierowca, zaczął w jego stronę strzelać. Trafił? Nie miałam pojęcia, ale chyba tak, skoro osoba uciekająca co jakiś czas się o coś potykała i wpadała. Tak jakby nie widziała, dokąd biegła. Po chwili strzelanina się skończyła, furgonetka została okrążona przez służby, a ludzie okrążyli to miejsce wpatrzeni jak w obrazek. Podeszłam do tłumu i przez chwilę starałam się ujrzeć, co się dzieje. Kiedy jednak znudziło mnie zapinanie kajdanek i ciągłe powtarzanie "Nic się nie dzieje, proszę się rozejść", spojrzałam w kierunku, gdzie zniknęła uciekająca osoba. Policja najwyraźniej nie była nim zainteresowana, dlatego sama poszłam w tamtą stronę. Z każdym krokiem zauważałam, ze na ziemi leży coraz więcej krwi. Były to urywane czerwone ślady, prowadzące do jakiegoś zaułka, między starymi i rozwalającymi się budynkami. Zajrzałam w ciemność. Poczułam ohydny smród zgnilizny i stęchlizny, oraz rozkładających się śmieci. Tutaj na ziemi leżało więcej krwi. Weszłam w głąb ciemności, a po chwili, gdy moje oczy się przyzwyczaiły do pół mroku, byłam w stanie rozróżnić dwa kontenery na śmieci (jeden otwarty, z którego najbardziej śmierdziało) oraz osobą na ziemi opierającą się o ścianę. Podeszłam do niej, wyczułam w powietrzu zapach świeżej krwi. Głowę miała zwieszoną, więc nie widziałam jej twarzy. Dłoń ściskała na brzuchu, z którego ulewała się krew. Czyli jednak musieli trafić.
W moim ciele odezwał się głos, który za wszelką cenę kazał mi mu pomóc.
Kucnęłam przy rannym i zabrałam jego rękę z brzucha. Nie ruszył się. Był nie przytomny? Wątpię, ponieważ jego głowa drgnęła. Nastawiałam swoje ręce nad raną i zamknęłam oczy. Używając mocy moje dłonie nieco zaświeciły, a rana zaczynała znikać. Dziura w brzuchu jakby się zrastały, tym samym wypychając na wierzch kulę, która utkwiła w brzuchu. Został tylko ślad krwi.
<Thyone? Mam nadzieję, że wymyślona sytuacja ci pasuje>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz